Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings DX

Wzięliśmy sobie za cel zrecenzować wszystkie Ateliery dostępne na PSV i Switchu. Dzięki wydaniom „DX” niedawno pojawiła się zaległa Ayesha, a teraz przyszła na pora na część z bliźniaczkami. Zostaje jeszcze Nelke, ale to spinoff, więc może kiedyś, na razie skupimy się na ostatniej produkcji z serii Mysterious!

Lydie i Suelle są pierwszymi bohaterkami serii, które wspólnie przyjmują rolę protagonistek, do tej pory fabuły skupiały się na przygodach jednej młodej adeptki alchemii. Zadanie było dla twórców o tyle prostsze, że dziewczyny są bliźniaczkami, a jak to często bywa, takie rodzeństwo dobrze się uzupełnia. Lydie jest słabsza fizycznie, ale za to lepiej sobie radzi z przyswajaniem wiedzy. Sue z kolei jest lepsza w aktywnościach fizycznych i chyba lepiej miesza w kotle – częściej jest pokazywana przy nim, z książkami właściwie nie siedzi. Z racji tych różnic oraz posiadaniu ojca, który jest kiepskim alchemikiem, ale w miarę dobrym malarzem, scenarzyści postanowili pójść po raz pierwszy w całkowity slapstick. Właściwie każda część Atelier ma w sobie dużo głównie oklepanego humoru, ale mam wrażenie, że tu znajduje się jego apogeum, co też podkreśla duża ilość fujarek w muzyce. Na początku ten banalny humor trochę razi, zwłaszcza że cała oprawa jest super słodka, a głosiki piszczące, jednak szybko można się do tego przyzwyczaić i, cóż, po prostu cieszyć z obserwacji rozwoju historii. Ta oczywiście pokazuje drogę młodych adeptek sztuki mieszania składników w kotle, ale ma też kilka dodatkowych cech, które sprawiają, że opowieść ta ma swój charakter. Istotna jest tu relacja córek z ojcem, który po śmierci żony niezbyt sobie radzi z życiem oraz wychowaniem dwóch wchodzących w nastoletni wiek dziewcząt. Drugą ważną częścią, która także przekłada się bezpośrednio na rozgrywkę, jest badanie tajemniczych obrazów, które zostały namalowane przez artystów-alchemików, dzięki czemu można zwiedzić ich światy. O ile nie jest się fanem słodkich klimatów i moe, pierwsze spojrzenie na Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings może odrzucić. I jak sam za takim settingiem nie przepadam, tak tu dałem się złapać w sidła słodkości. Zdecydowanie nie jest to najlepsza i najciekawsza fabuła z serii, ale wciąż wypada pozytywnie dzięki swojej luźności.

W przypadku alchemii jest i łatwo, i trudno. Łatwe są przepisy, ponieważ niemal wpadają same. Część z nich dostaniemy w ramach rozwoju fabuły, a cała reszta będzie pojawiać się na bieżąco wraz ze zbieranymi materiałami. Trudniejsza jest już synteza przedmiotów. Standardowo potrzebujemy do niej kilku składników, czasem konkretnych, czasem z danej kategorii. Zawsze było tak, że zawierały dodatkowe cechy oraz żywioły. To pozostało, jednak żywioły zostały teraz przedstawione w postaci nie tylko kolorów, ale także kwadratów w różnych konfiguracjach i liczbach pokazanych na kwadratach składających się z dziewięciu pól. Aby stworzyć lepszy przedmiot, nie można więc już tylko patrzyć na parametry, ale też bardziej na żywioły, by ich w pewnym sensie tetrisowe układy odpowiednio ustawić na planszy, na której znajdują się specjalne pola pozwalające ulepszyć parametry syntezowanej rzeczy. Tworzenie jednak idzie dalej w skomplikowanie, ponieważ można jeszcze wybrać katalizatory, które dają jeszcze większe siatki z bonusami oraz istnieje też opcja zmiany koloru specjalnych pól. Po Ryzie i nawet Lului przyzwyczaiłem się do opcji wspomagania i przyspieszania syntezy, więc konieczność walki z rozwiniętym system tworzenia, który w żaden sposób nie ułatwia tego procesu, był początkowo dość męczący. Z czasem jednak coraz bardziej się w niego wkręcałem i łatwiej było tworzyć lepsze rzeczy.

Niestety jednak zbyt długo trwa, zanim dostaniemy opcję kreacji już zauważalnie lepszych towarów, co głównie odbija się na broni. Poziom trudności, nawet na normalu, może nie jest bardzo wysoki, ale przez kilka pierwszych rozdziałów, zanim skompletuje nam się nam większa ekipa, jest po porostu upierdliwy. Wypady do lokacji po materiały i w celu rozwoju fabuły są dość krótkie przez małą pojemność koszyka, wymagających przeciwników oraz bardzo ograniczoną liczbę MP, ponieważ późno pojawia się przedmiot ją odnawiający. Poziomy rosną w miarę przyzwoicie, lecz nie przekłada się to konkretnie na parametry siły i obrony. Do tego celu potrzebna jest nowa broń, pancerz i akcesoria. Pierwsze dwie tworzymy u kowala i aż do piątego rozdziału nie dostałem żadnego nowego oręża… Można zrobić lepsze wersje pierwszych broni, ale materiały nie są zbyt dobre, aby wykreować coś porządniejszego. Dość szybko dostajemy opcję ulepszenia posiadanego ekwipunku, lecz do tego potrzebne są specjalne przedmioty, które tworzymy w atelier. I to też nie zostało odpowiednio przemyślane, ponieważ nie dość, że potrzebny jest wysoki poziom alchemii, to jeszcze za długo trwa, zanim trafimy na odpowiednie materiały. W związku z tym trzeba zawsze mieć pod ręką kilka zsyntezowanych bomb i leczących ciastek oraz uzupełniać je przed każdym wypadem w teren, co też trochę męczy. W takich przypadkach, gdy czas mnie goni, a chcę poznać fabułę, lubię przejść w jRPG na tryb easy, ale ten w Lydie and Suelle jest bez sensu. Nie dość, że punkty doświadczenia są bardzo ograniczone, to jeszcze przeciwnicy nie mają zrzuconego HP, jedyną korzyścią jest wysoka obrona postaci. Jednak sprawia to, że potyczki trwają tak samo długo, ale są o wiele nudniejsze, więc lepiej już przemęczyć się na normalu. Co ciekawe jednak, na tablicy z questami znajdziemy dwa specjalne zadania. Pierwsze z nich pozwoli zdobyć 5000 monet, natomiast drugie ma w opisie „wykonaj zadnie i zobacz, co się stanie”. Nie zwróciłem na to uwagi, gdy je wybrałem i po pokonaniu dwóch dużych puni poziom postaci skoczył o 35 poziomów! Po pierwszej reakcji „WTF?!” byłem jednak zadowolony z takiego obrotu spraw, bo gra szła już sprawniej. Tak więc w razie awarii czy zniechęcenia jest to opcja do upłynnienia rozgrywki.

Oprawa wizualna, jak na Ateliera przystało, jest po prostu ładna. Wersja DX została odpowiednio podrasowana, więc lokacje wyglądają lepiej niż w pierwotniej odsłonie, choć miejscami widać, że ekipa od grafiki nie wszędzie przyłożyła się tak samo, na przykład gdy w trakcie dialogów rozmawia więcej postaci. Nie zmienia to faktu, że wyprawa do lokacji z walkami i materiałami zawsze cieszy oko. Fajnym pomysłem są obrazy, ponieważ dały twórcom opcję zwiększenia poziomu magiczności świata i zwiedzanych miejsc, a za przykład niech posłuży chociażby płótno, na którym namalowana została mroczniejsza, halloweenowa kraina. Właściwie jedyne zastrzeżenie, jakie mam do grafiki, to sposób zaznaczenia miejsc zbiorów – ciemnożółta poświata nieraz za mało zwraca na siebie uwagę. W przypadku muzyki znów mamy do czynienia z utworami stworzonymi na klasycznych instrumentach, choć, jak już wspomniałem, dominuje fujarka, która tworzy bardzo luźny klimat. Do japońskiego dubbingu trudno mieć zastrzeżenia, podobnie do efektów dźwiękowych.

Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings jest kolejną ciekawą grą w uniwersum tej serii. Na jej korzyść na pewno przemawia brak ograniczenia czasowego (ma znaczenie tylko do zadań pobocznych) oraz ciekawy system alchemii, gdzie w pewnym sensie korzystamy z bloków budulcowych, aby uzyskać jak najlepszy efekt. Odkrywanie nowych przepisów za pomocą zbieranych przedmiotów też jest dobrym rozwiązaniem. Zapewne też dzięki temu twórcy poszli dalej w dodawaniu nam dodatkowej roboty w postaci zadań fabularnych, pobocznych dla postaci oraz jeszcze pracowania nad obrazami i uzupełniania dziennika niezbędnego do podniesienia alchemicznej rangi, która jest istotną częścią fabuły. Niestety, planując to wszystko, twórcy za bardzo machnęli ręką na rozwój postaci i broni. Z jednej strony idea ta pasuje do dwóch początkujących alchemiczek, które muszą pokonać wszelkie przeciwności, ale z drugiej tak długie odwlekanie możliwości stworzenia porządniejszego ekwipunku do walki jest jednak przesadą, szczególnie że poziom trudności walk bardzo zauważalnie rośnie pomiędzy kolejnymi lokacjami. Dwukrotne przyspieszeni animacji ataków jest pocieszeniem, ale niedużym. Zanim usiadłem do napisania tej recenzji myślałem, żeby tę grę polecić, ale gdy zacząłem to wszystko rozpisywać, zacząłem mieć wątpliwości. Przygoda bliźniaczek na pewno nie nadaje się dla osób, które nie są zaznajomione z serią, mimo że bez przeszkód można po nią sięgnąć, nie znając pozostałych dwóch części z serii Mysteriuous czy któregokolwiek innego Ateliera. Z drugiej strony, gdy ktoś do niej podejdzie, to najpewniej jakieś doświadczenie z tymi alchemicznymi grami będzie już miał, a wtedy jest duża szansa, że się wciągnie, jak i ze mną to było. Wciąż jednak będzie wtedy trochę zgrzytania zębami na pewne rozwiązania, więc jednak muszę pójść w stronę…


Trudno powiedzieć…


Serdecznie dziękujemy Koei Tecmo
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Gust
Wydawca: Koei Tecmo
Data wydania: 22 kwietnia 2021 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 9,1 GB
Cena: 160 PLN lub 360 PLN w pakiecie Atelier Mysterious Trilogy Deluxe Pack

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *