World of Goo Remastered (iOS/Netflix)
Czy gluty śnią o elastycznych owcach?
Nostalgia to potężna, lecz obusieczna broń. Lubimy wracać do rzeczy, które kochaliśmy jako dzieci, nawet jeśli w głębi duszy wiemy, że powroty te potrafią być ryzykowne. Media często prezentują się lepiej we wspomnieniach niż na żywo, co wie chyba każdy dorastający na przełomie dziesięcioleci, gdy dla wielu z nas jedynym dostępnym sposobem na granie był niezbyt imponujący bebechami komputer sprezentowany na komunię i szereg gazetek, których najbardziej atrakcyjną zawartością były dyski DVD ze starszymi i nowszymi produkcjami. Czasem jednak warto zmierzyć się z nostalgią, aby odnaleźć odpowiedź na istotne pytanie: Czy World of Goo faktycznie jest dzisiaj tak dobre jak w 2008 roku?
Podstawy rozgrywki są bardzo proste do zrozumienia. Naszym zadaniem jest korzystanie z ograniczonej liczby małych glutów z wyłupiastymi oczami do swobodnego budowania relatywnie stabilnej konstrukcji. Celem każdego poziomu jest dostanie się do oddalonej od startu rury, która wciąga wszystkie podróżujące po pajęczynowej budowli gluty. Minimalna liczba glutów, którą musimy przetransportować, jest zmienna, lecz rzecz jasna warto być oszczędnym. Im mniej galaretowych istot wykorzystamy do konstrukcji, tym lepszy końcowy wynik uzyskamy.
Już sama czynność budowania jest naprawdę satysfakcjonująca. Po złapaniu babola możemy swobodnie z nim podróżować, aby za pomocą przezroczystego podświetlenie sprawdzić w jaki sposób przylepi się do tworzonej pajęczyny. Symulacja fizyki dba o to, abyśmy zawsze musieli przemyśleć kolejne ruchy, gdyż zbytnie przeciążenie jeden strony może momentalnie zrujnować całą naszą glutową konstrukcję. System ten pozwala na tworzenie naprawdę sporej ilości ciekawych wyzwań.
Jestem sobie w stanie wyobrazić rzeczywistość, w której World of Goo staje się wielkim wczesno-smartphonowym hitem pokroju Cut the Rope czy Angry Birds. Takim pożeraczem czasu, który można zawsze odpalić w poczekalni, w łazience czy autobusie, aby w ciągu paru minut ukończyć jeden z setek lub nawet tysięcy poziomów systematycznie dodawanych za pomocą kolejnych aktualizacji.
World of Goo to jednak nie prosty zapychacz i zbieranina bliźniaczo podobnych do siebie wyzwań, to przygoda. Eskapada pozwalająca nam zwiedzić przedziwny, abstrakcyjny, a jednocześnie zaskakująco znajomy świat zamieszkały przez pozbawione niemal jakiejkolwiek mimiki, a jednak ambitne i próbujące dosięgnąć gwiazd gluty. Świat piękny, ale i umiejący przez eksploatującą go glutową korporację. Gra naprawdę świetnie łączy ze sobą wizualną narrację podpartą fantastyczną szatą graficzną wraz z sarkastycznymi i często łamiącymi czwartą ścianę komentarzami na tablicach pozostawionych przez tajemniczego „Artystę Malarza” obserwującego naszą podróż. Nieodłączną częścią tego doświadczenia jest także wciąż zapadający w pamięć melancholijny wręcz soundtrack, który można pobrać legalnie i za darmo na stronie jednego z twórców gry.
Gra cały czas bawi się pomysłami na zabawę glutami, ale jednocześnie nie recyklinguje ich na siłę. Każdy z kilkudziesięciu poziomów jest więc czymś całkowicie oryginalnym i zapadającym w pamięć. Początkowo gra uczy nas podstaw, aby szybko każe budować chwiejące się pod pływem ciężaru mosty lub krzywe wieże ledwo wymijające kręcące się piły. Bez zwalniania do puli zabawek dodane zostają nowe kolory glutów, jak te roślinno-zielone, które w nieskończoność możemy przyczepiać i odczepiać od konstrukcji lub ognisto-czerwone podatne na działanie ognia, co można wykorzystać do tworzenia lontu (tak, nie wszystkim glutom dane będzie ujrzenie końca przygody). Do tego dorzucamy interaktywne elementy samych plansz – dźwignie, pojemniki z cieczą, wirtualne planety zaginające grawitację, wiatraki, maszyny odseparowujące „brzydkie” gluty od „pięknych” – i mamy przepis na ciągłe serwowanie jednego świetnego poziomu za kolejnym.
Łączenie ze sobą wyzwań opierających się na fizyce, zagadek przestrzennych i silnego stylu artystycznego wyróżnia World of Goo na tle innych podobnych gier zręcznościowych. Dzięki ciągłym zmianom zaczynamy kupować ten świat i z ekscytacją wybieramy kolejne levele na mapie każdego rozdziału. To jedna z tych gier, które po ukończeniu natychmiast ma się ochotę ukończyć ponownie, aby sprawdzić, czy damy radę poprawić nasz wynik nawet w pierwszych „samouczkowych” poziomach. I nawet wtedy wciąż dają one mnóstwo frajdy, szczególnie jeśli postanowimy rozgryźć, w jaki sposób uratować jak największą liczbę glutów.
Z ulgą mogę więc napisać, że tak – po kilkunastu latach World of Goo wciąż pozostaje arcydziełem, które doceniłem dzisiaj jeszcze bardziej niż jako dzieciak. I na szczęście nie można też narzekać na dostępność gry na współczesnych platformach – jeśli posiadacie subskrypcję Netflixa, odświeżoną edycję Remastered możecie pobrać całkowicie za darmo na telefony i tablety z Androidem lub produkty Apple. World of Goo jest też dostępne na Switchu, gdzie można bawić się zarówno na ekranie dotykowym, jak i na TV za pomocą pointera niczym w oryginale na Wii. A, z ciekawości pobrałem zakupioną przeze mnie dawno temu wersję DRM-free na GOG-u, która bezproblemowo działa na współczesnych komputerach i doczekała się tych samych usprawnień graficznych, co wersja mobilna i konsolowa.
Naprawdę polecam sprawdzić którąkolwiek z tych wersji – niezależnie od tego, czy World of Goo także zagnieździło się gdzieś w głębi waszych dziecięcych wspomnień, czy byłoby to wasze pierwsze zetknięcie się z tymi glutami. A warto tym bardziej, że już w sierpniu po 16-latach na Switcha i komputery osobiste w końcu trafi wyczekiwany i świetnie prezentujący się na zwiastunie sequel.
Gra testowana na iPad Air 4. generacji.
Producent: 2D Boy
Wydawca: 2D Boy, Netflix
Data wydania: 23. maja 2023 r. (Remastered), 13. października 2008 (oryginał na Wii i Windowsa)
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 135 MB
Platformy: iPadOS, iOS, MacOS, Switch, Windows, Linux, Wii, Android
Cena: wchodzi w skład subskrypcji Netflix (albo 53,99 zł na wszystkich innych platformach)
Najnowsze komentarze