Echo Generation: Midnight Edition

A gdyby tak wmieszać w przygodówkę z elementami RPG-a w klimacie „Stranger Things” duchy, animatroniki, mechy oraz kosmitów?

Gdy szukałam informacji o Echo Generation, zdziwiłam się, że ta pozycja przepadła, cóż, bez echa (ha ha). Jestem tym trochę zaskoczona, bo w końcu ejtisowa stylistyka nadal nie wychodzi z mody, a przygodówki mają swoje grono fanów. Dodatkowo propozycja studia Cococucumber wyróżnia się z natłoku retro-pixelartowych wywoływaczy nostalgii bardzo ciekawą, voxelową oprawą graficzną. Dlaczego więc tak cicho o tej grze? Po przejściu Echo Generation wiem, że to naprawdę solidna gierka, której można zarzucić parę rzeczy, ale wieloma nadrabia. I tym bardziej nie wiem, skąd ta cisza.

Do zarzutów można zaliczyć przerost formy nad treścią, bo fabuła jest zdecydowanie drugorzędna wobec stylu. Jak na grę, w której głównym zadaniem bohatera jest dowiedzieć się prawdy o tym, co się  stało z jego dawno niewidzianym ojcem, historia wypada trochę pretekstowo. Wątek rodzinny nie jest zbytnio rozwinięty, a miłb szansę mocno emocjonalnie wybrzmieć, ponieważ towarzyszką bohatera jest jego siostra, a akcja rozgrywa się w sąsiedztwie. Natomiast główna tajemnica rozwiązuje się w sumie w ostatnich 15 minutach, a wcześniej łatwo o niej zapomnieć. Gra od samego początku mnoży różne, intrygujące wątki. np. zaginięcie młodego chłopca; jednak ostatecznie okazują się one tylko… nieznaczącymi przystankami na drodze do dalszej części fabuły. Jest to jednak jakaś metoda, bo Echo Generation zdaje się mieć na celu raczej złożenie hołdu różnym konwencjom i tropom fabularnym zamiast opowiedzenia spójnej i angażującej historii.

Niedostatki fabuły o dziwo nie przeszkadzają, ponieważ gra skutecznie zasłania je swoimi zaletami. Zdecydowanie największą z nich jest klimat, potrafiący  przywołać nostalgię za czasami dzieciństwa, kiedy każde wyjście w nieznany teren niosło ze sobą obietnicę jedynej w swoim rodzaju przygody. Na nostalgii się nie kończy. Eksploracja faktycznie wiąże się z przeżywaniem kolejnych przygód – sąsiedztwo tętni życiem, jest zapełnione sympatycznymi babciami, ziomeczkami głównego bohatera, podejrzanymi facetami w czerni, a nawet… gadającymi szopami, które chcą zaprowadzić porządek na dzielni. Do tego jeszcze prawie każdy czegoś od nas chce, a spełnianie tych próśb prowadzi gracza przez liczne lokacje, których szybko robi się całkiem sporo. To nie jest gra, w której idzie się po nitce do kłębka, odhaczając po kolei przedmioty do zdobycia – spokojnie można robić wszystko wszędzie naraz, kierując się jedynie dziką ciekawością. Na ogół nie ma problemu ze zrozumieniem, co należy zrobić (a w razie czego pomocny jest dziennik questów), ale trzeba być uważnym, żeby przypadkiem nic nie przegapić i dobrze pamiętać, które zadanie łączy się z którym. Zagadki nie są zatem zbyt trudne, lecz wciąż satysfakcjonujące (nadal zastanawiam się, czy komputer w tajnym instytucie badawczym, do którego nigdzie nie było hasła, po prostu miał pozostać niewłączony, czy jednak gdzieś ta informacja była do znalezienia). Jest też dużo dodatkowych questów, które można wykonać dla wzmocnienia postaci. Pojawiały się niestety pojedyncze fragmenty, które nie były do końca przemyślane – np. w sali patrolowanej przez trzy roboty, z których dwa zabijały gracza natychmiastowo, ostatniego dało się (i trzeba było) pokonać w walce, jednak nic nie wskazywało na to, że akurat przed nim nie trzeba się ukrywać. To jednak rzadkie zjawisko.

Drugim składnikiem gameplayu w Echo Generation są elementy prostego, lecz przyjemnego RPG. W grze nie brakuje turowych walk, których mechanika zaczerpnięta jest z Paper Mario. Podstawowe ataki oraz blokowanie ciosów przeciwnika to po prostu wciśnięcie przycisku w odpowiednim momencie, bardziej zaawansowane wymagają również bardziej skomplikowanych minigierek. Moją zmorą był cios polegający na posłaniu krążka hokejowego w kierunku wroga. Aby go wykonać, trzeba tak sterować gałką, żeby trafić w ruszające się pole… Było to tym cięższe, że początkowo był to jeden z niewielu silniejszych ataków i dość często musiałam się z nim męczyć, choć z drugiej strony w miarę upływu czasu było coraz łatwiej to wykonać. Dzięki minigierkom walki nie stają się monotonne, zwłaszcza że dostępnych ciosów jest sporo (po trzy ataki na trzy bronie dla dwóch głównych postaci i po trzy dla zwierzaczków). Kolejne umiejętności bojowe zdobywa się podczas eksploracji, znajdując zeszyty komiksowe, co uważam za bardzo urocze. Niestety przeciwnicy różnicowani są głównie wyglądem, nie mają np. zróżnicowanej prędkości czy konkretnych słabości. W większości dysponują też tylko atakiem, przez co zawsze stosowałam podobną strategię walki, która sprowadzała się do wykorzystywania szybko jak najsilniejszych ataków i regularnego podleczania się. Przynajmniej sposoby zadawania obrażeń były z czasem coraz bardziej urozmaicone, a odkrywanie synergii między różnymi efektami do statusów jest przyjemne.

Echo Generation zawiera system rozwoju postaci – zwiększa się w nim wartości siły czy zdrowia, są też punkty umiejętności. Kontrowersyjną decyzją twórców jest zbieranie punktów umiejętności do jednej puli dla wszystkich bohaterów – odejmuje to trochę głębi i tak raczej prostej mechanice. Widziałam dużo narzekań na konieczność grindu, ale, szczerze mówiąc, podczas pałętania się w jedną czy drugą stronę i trafiłam na tyle pojedynków, że ani razu nie potrzebowałam celowo grindować. Co więcej, czasami nawet dało się jakoś utrzymać na polu walki, nawet gdy zmarło dwóch towarzyszy broni i została jedynie jedna osoba! Na ogół prowadzi to jedynie do przedłużenia procesu przegrywania, ale momentami udaje się jakoś wybrnąć, co daje dużo satysfakcji. Gra jest raczej wybaczająca – punkty umiejętności resetują się po każdej walce, a zgon nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami, lecz potyczki naprawdę cieszą, zwłaszcza, że sam design wrogów jest pomysłowy. Poza tym  możemy wziąć do walki urocze zwierzątko. Pula zwierzęcych towarzyszy zwiększa się w miarę upływu gry (chociaż ja zostałam przy początkowym kotku syjamskim, bo był zbyt słodki), i każde z nich ma swoje własne umiejętności bojowe. Zarówno same zadania, dialogi, jak i część RPGowa, nie są pozbawione humoru – np. jedną z umiejętności wspomnianego już sierściucha jest wyładowanie elektryczne, a odpowiadającą mu minigierką jest… energiczne pocieranie balona o futro pupila.

Gra prezentuje się wyśmienicie, co wynika ze szczególnego dopracowania voxelowej oprawy graficznej, która powinna spodobać się nawet tym, którzy nie przepadają za takim stylem graficznym. Lokacje wyglądają wspaniale dzięki malowniczym tłom, intensywnym kolorom, ale dużo też dają przemyślane projekty otoczenia, gdzie nie brakuje miłych, klimatycznych akcentów (plakaty z królikową Godzillą, pixelartowe okładki komiksów). Doświadczenie pogłębia też świetna ścieżka dźwiękowa składająca się z bardzo jakościowego retrowave (niczym „Nightcall” Kandinskyego z filmu Drive). Po sprawdzeniu soundtracku na Spotify aż się zdziwiłam, że zawiera raczej niedużo utworów, bo przez te siedem godzin rozgrywki wcale mi się nie nużyły.

Podsumowując, w Echo Generation widać trochę niedoróbek, które mogłyby być naprawione, oraz elementów do udoskonalenia czy rozwinięcia. Jednak gra studia Cococucumber ma w sobie tyle uroku, humoru i klimatu dodanego do solidnego przygodówkowo-RPGoweg0 rdzenia rozgrywki, że tych wad się zwyczajnie nie zauważa. To siedem godzin naprawdę świetnej zabawy w pięknej oprawie audiowizualnej, która tylko nie wykorzystała emocjonalnego potencjału fabuły.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Cococucumber
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Cococucumber
Wydawca: Cococucumber
Data wydania: 19. czerwca 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1,7 GB
Cena: 100 PLN
Platformy: PC, Nintendo Switch, Xbox Series X/S, Xbox One

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *