Narita Boy

Czyszczenie Switcha – część szósta.

Widziałem wiele zachwytów nad Narita Boy’em, ale nie wdawałem się w szczegóły. Zapadło mi to jednak w pamięci wystarczająco, by grę kupić, gdy nadarzyła się okazja. Głównym powodem miał być test d-pada w King Kong 2 Pro, a przy okazji gra była w promce za raptem 20 PLN. Gdy już ją odpaliłem, okazało się, że poruszamy postacią na lewym analogu, więc plan nie wypalił. Ale i tak bardzo się cieszę, że przyszło mi się zmierzyć z tym techno kosmicznym horrorem!

Jak widzicie, nie przesadzałem z tym, że tekstu jest dużo.

Narita Boy najbardziej zaskoczył mnie tym, jak bardzo ma rozbudowaną historię. Dość typowo przyjdzie nam tu obronić świat przed siłami zła, ale zostało to opowiedziane w sposób bardzo głęboki. Główny bohater, określany tytułowym mianem „Narita Boy” otrzymuje pewnego dnia wezwanie przez komputer, po czym zostaje do niego wciągnięty i postawiony przed zadaniem odkrycia wspomnień twórcy technologicznego świata. Wraz z postępami odkryjemy kolejne etapy życia twórcy, od bycia dzieckiem, przez młodość i odkrywanie swoich zdolności oraz wrażliwości, po dorosłość ze skomplikowaną osobowością i zawziętym dążeniem do celu. Wszystko to jest powiązane nie tylko z namaszczonym chłopcem, ale przy okazji robi też wrażenie tym, jak bardzo twórcy przyłożyli się do przekazania nam lore tego miejsca. Tekstu jest naprawdę sporo i przyznam szczerze, że momentami można się pogubić w mętliku historii, powiązań i przede wszystkim masy terminów. Jednak nawet jeśli ktoś zdecyduje się w pewnym momencie przestać próbować poznać wszystkie detale tej krainy, tak samo poznanie historii twórcy z odnalezionych wspomnień będzie wystarczająco satysfakcjonujące. Nie jest to historia radosna, wyziera z niej szaleńcza pogoń za tym, czego inni nie widzą, poświęcenie się, dotkliwość upadku, walka o zachowanie przyzwoitości. Emocje są tu świetnie oddane, a ogólny klimat kosmicznego horroru zmieszany z technologią komputerową późnego XX wieku tworzy genialny, niepokojący klimat.

Efekty wizualne są świetne, ale ten screen mi przypomniał najgorszy element gry – przebijanie się przez bariery pomiędzy kolcami… Zginąłem na tym zbyt wiele razy…

Skoro mowa o klimacie, równie dobrze można od razu przejść do oprawy audiowizualnej, która w znacznej mierze go tworzy. Narita Boy został w całości przedstawiony w pixelartowym 2D, które nawiązuje do produkcji z lat 80. ubiegłego wieku. Postaci mają charakterystyczny wygląd, jest trochę kanciaście, ale wszystko to genialnie idzie w parze ze zbudowanym światem. Przemierzane lokacje są niesamowicie detaliczne i mimo że graficy zadbali o wykorzystanie wielu kolorów (zresztą żółty, czerwony i niebieski są tu bardzo istotnymi barwami), to nie sposób pozbyć się wrażenia, jak niepokojący i niebezpieczny jest ten świat. W tym też znaczną rolę odgrywa główny mroczny przeciwnik i zastępy potwornych programów, które trzeba pokonać. Typów zwykłych i silniejszych wrogów jest naprawdę wiele, ale na tym pomysłowość twórców się nie skończyła, bo bossowie sprawiają jeszcze bardziej zatrważające wrażenie. Wisienką na horrorowym torcie jest dużo gore. Natomiast odnalezione wspomnienia twórcy zostały przedstawione w interesującej konwencji przemierzania ich, a sepiowie kolory podbijają imersję w nich.

Dialogi nie są zostały udźwiękowione głosami aktorów, ale w żaden sposób to nie przeszkadza. Napisy są wystarczająco czytelne, żeby poznać fabułę. Poza tym ścieżka dźwiękowa jest tak wpadająca w ucho, że kompletnie nie brakuje dubbingu. Jest ona głównie muzyką elektroniczną i nawiązuje, tak samo jak i obraz, do lat 80. Jeśli nic Wam to nie mówi, przypomnijcie sobie OST ze „Stranger Things”. Dodatkowo kompozytor nie raz bawił się konwencją, żeby lepiej oddać motyw danej planszy, czego jednym z moich ulubionych przykładów w tej grze jest sekcja westernowa, mimo że nie przepadam za tym klimatem. Nie mogę też nic zarzucić efektom dźwiękowym, ponieważ zostały dobrane z najwyższą pieczołowitością. Pod kątem AV Narita Boy to po prostu jedna z tych indykowych perełek!

Gore w tych pikselach jest wciąż bardzo sugestywne!

Gameplay Narita Boy w miarę równo dzieli eksplorację z walką. Lokacje są dość rozbudowane, ale nie mamy dostępu do mapy. Teoretycznie nie jest potrzebna, bo dostajemy wskazówki, gdzie iść, w praktyce jest kilka miejsc, w których można się trochę zgubić przez backtracking do oczekujących na klucze przejść. Muszę jednak przyznać, że choć lekko mnie irytowało to gubienie się, tak jednak dobrze pasuje do niepokojącego doświadczenia wyzwalania komputerowego świata. Dotarcie do niemal wszystkich wspomnień twórcy jest związane z fabułą, tak samo zdobywanie kolejnych umiejętności, więc tu nie da się nic pominąć. Jest jednak jedno wspomnienie, które służy jako bonus. Aby je odkryć, trzeba zebrać cztery dyskietki zawierające jego części. Pierwszą odkryłem bez problemu, drugą ominąłem, ale trafiła się trzecia. Sprawdziłem więc poradnik i niestety okazało się, że dostęp do miejsca z drugą był już zablokowany. W związku z tym radzę albo trzy razy wszystko sprawdzać, albo od razu spojrzeć do jakiejś solucji, inaczej będziecie musieli powtarzać grę.

W tej pozycji nie ma wyboru poziomu trudności i trzeba przygotować się na wyzwanie. Przede wszystkim walczymy mieczem i shotgunem, ale mamy też dodatkową, obszerną paletę ruchów – od uniku, przez doskok czy ataki specjalne. Można też delikatnie regenerować życie kosztem paska ataku specjalnego, ale zwykle jest to po prostu nieopłacalne. O wiele lepiej jest rozplanować walkę tak, by go stosownie wykorzystać, szczególnie że zestawy przeciwników są bardzo zawzięte. Wspomniałem już o sporym przekroju wrogów do pokonania, teraz trzeba dodać, że nie tylko różnią się wyglądem, ale także są mocno zróżnicowani pod kątem ataków. Co więcej, różne zestawy potrafią być rzucone kilka razy z rzędu, także na ograniczonych przestrzeniach, co wymusza bardzo dużo skupienie oraz pełne wykorzystanie możliwości ruchowych. Bywały miejsca, że spokojnie z dziesięć razy musiałem powtarzać walkę. Na szczęście twórcy wykazali się pewną łaskawości i zwykle po prostu bohater respawnuje się tuż przed miejscem zgonu. Co ciekawe, część grup zajmowała mi więcej podejść niż większość bossów, ale i oni potrafią wystawić gracza na próbę! Na przestrzeni całej gry miałem tyle powtórzeń walk, że w pewnym momencie zacząłem mieć wrażenie, że gra zajmuje mi sporo czasu. Później mnie zdziwiło, że w menu Switcha przy grze miałem podane raptem osiem godzin.

Przykład kierunku wizualnego wspomnień twórcy.

Nie przesadzę, gdy napiszę, że Narita Boy jest świetnie rozplanowaną grą. Wszystkie elementy wspaniale ze sobą współgrają, tworząc dzięki temu niepodważalny klimat obcego i groźnego, ale zarazem fascynującego świata. Widać, że twórcom nie brakowało pomysłowości w każdym aspekcie, od liczby wrogów po bardzo różnorodne koncepcje dla lokacji, co też nieraz wpływa na urozmaicenie gameplayu o chociażby jazdę przez prerię na cybernetycznym koniu. Dodatkowo jest to nostalgiczny ukłon do lat 80., począwszy od gier, przez technologię, aż po filmy i na muzyce kończąc. Jako że jestem z rocznika ’85, jest to wszystko dla mnie ewidentne. Ale spokojnie mogę założyć, że młodsi gracze, którzy nie mieli okazji dorastać w zlewie wytworów tamtych czasów, i tak łatwo wciągną się w oferowany przez Studio Koba klimat. Myślę nawet, że może pobudzić w nich chęć zagłębienia się w poszukiwanie informacji o minionych czasach. We mnie gra na pewno obudziła chęć ponownego zagłębienia się w tym techno kosmicznym horrorze. Na szczęście Studio Koba pracuje nad kontynuację – Haneda Girl. Informacji o niej jest malutko, ale gdzieś mi przemknęło, że można nawet pojawić się w 2024 roku. Tak więc ja czekam więcej, a Wy, jeśli nie stronicie od bardziej wymagających pozycji, a wyzwanie rzucone przez trudność walk tylko Was napędza, wtedy Narita Boy to bez wątpienia…


Zakup obowiązkowy!


Producent: Studio Koba
Wydawca: Team17
Data wydania: 30 marca 2021 r. (Switch)
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna (od LimitedRun Games)
Waga: 925 MB
Cena: 100 PLN
Platformy: Nintendo Switch, PC (Windows, macOS), PlayStation 4, Xbox One

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *