Emio – The Smiling Man: Famicom Detective Club

Nowa opowieść, stare metody detektywistyczne.

Konwencja detektywistycznych visual nowelek z retro klimatem przechodzi swój mikrorenesans, co widać zarówno po dwóch częściach hołdującego klasycznej konwencji Retro Mystery Club, jak i wychodzącym na dniach remasterem The Hokkaido Serial Murder Case: The Okhotsk Disappearance. Centralnym i najbardziej kasowym punktem tego zjawiska jest jednak odrodzenie serii Famicom Detective Club. Po całkiem ciepłym przyjęciu zbiorczego remastera dwóch części sprzed lat przyszła pora na nową historię, mroczniejszą i brutalniejszą niż dotychczas.

Nowa historia nie oznacza jednak nowej konwencji albo chociażby nowego sposobu prowadzenia śledztwa. Ciągłość stylu narracyjnego nie dziwi, wszak najnowsza odsłona serii została napisana przez człowieka odpowiedzialnego za dwie poprzednie, a jest nim Yoshi Sakamoto. Nadal zadaniem gracza jest płynne prowadzenie śledztwa, żonglując tematami do rozmów w taki sposób, by wyciągnąć ze świadków wszystkie możliwe informacje, badając otoczenie, wyciągając wnioski na bieżąco, pokazując w razie konieczności jakiś materiał dowodowy lub korzystając z telefonu. W nielicznych momentach, kiedy gra spuszcza gracza z dość krótkiej smyczy, można także zmienić lokację. Nie wiem do końca, w jakich latach rozgrywa się akcja gry, ale telefon detektywa ma szary ekran i jest ciągle wyładowany, więc śledztwo przeprowadza się drałując na piechotę do wszystkich miejsc zainteresowania i rozmawiając z ludźmi; wyniki badań kryminalistycznych i korzystanie z technologii jest tutaj drugorzędne. Nie ma więc mowy o uwspółcześnieniu intrygi w jakikolwiek sposób (nie licząc nowoczesnej oprawy, zupełnie nienawiązującej do stylu części z Famicoma), co jednak ma swój urok.

Historia rozpoczyna się rzeczywiście mrocznie i daleko jej do „sympatycznych” śledztw rodem z powieści Agathy Christie. Policja dostaje anonimowy donos o odnalezieniu ciała uduszonego gimnazjalisty z papierową torbą na głowie. Sprawa szybko okazuje się łączyć z seryjnymi morderstwami sprzed osiemnastu lat, dwoma zaginięciami oraz legendą miejską o tytułowym Emio – mordercy, który zabija płaczące dziewczynki, chyba że na jego widok się roześmieją. Zgromadzone tropy tworzą gubiącą plątaninę, a na dodatek już od samego początku można wyłapać pewne niespójności – dlaczego tym razem ofiarą jest chłopak, a sposób duszenia jest inny? I kto ma największy interes w tym, żeby tę sprawę doprowadzić do końca? W toku śledztwa przeprowadzanego przez głównych bohaterów z prywatnej agencji detektywistycznej poznamy również parę policyjnych detektywów – Kamiharę, skrywającego swoje umiejętności pod  płaszczykiem towarzyskiego błazna oraz Junko Kuze, chłodną i agresywną policjantkę z ciężką przeszłością. Zaangażujemy się bliżej w życie dzieciaków z pobliskiego gimnazjum, a najlepszym źródłem informacji okażą się, jak zwykle, staruszkowie mieszkający w okolicy od zawsze (szczególny szacunek należy się majaczącemu panu, który okazał się kluczowym świadkiem… ale to już zostawiam do odkrycia we własnym zakresie).

Historia jest dość wartka i wciągająca, a co najważniejsze, czuć, jak z każdym kolejnym rozdziałem (odpowiadającemu mniej więcej jednemu dniu dochodzenia) podejrzenia się nawarstwiają, a spokojny i nieśpieszny rytm śledztwa coraz bardziej przyspiesza, gdy sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli. Prowadzenie przesłuchań zrealizowano bardzo intuicyjnie – o ile w Retro Detective Club często miałam wrażenie, że nie do końca podążam za nurtem rozmowy i klikam w ciemno, żeby tylko posunąć ją do przodu, tak tutaj wystarczy jedynie być uważnym podczas czytania i większość przesłuchań nie powinna sprawić problemu. W przeciwieństwie do wspomnianego tytułu, w Emio bohaterowie „zacinają się” jedynie na krótkiej kwestii, gra nie zmusza do powtarzania kilku linijek dialogu, co również pomaga w redukowaniu frustracji. Bardzo podobało mi się, że w zależności od tego, z kim mamy do czynienia, inny jest rytm pogawędki. Niektórzy wolą od razu omówić jeden temat i go wyczerpać, z innymi trzeba trochę krążyć dookoła, jeszcze inni wymagają, by ich pamięć rozruszać jakimś zdjęciem, a niektórzy opowiadają anegdotki tak długo, że może się zdawać, że nigdy nie dotrą do meritum. Zdecydowanie rozmowy ze świadkami to „mięso” tej gry; istotnie przeważają nad bardziej przygodową częścią gameplayu. Elementy point and clicka są mało rozbudowane i silniej dochodzą do głosu dopiero w późniejszej części fabuły, gdzie pojawia się trochę „swobodnego” śledztwa z możliwością przemieszczania się oraz „labiryntowa” sekwencja.

Samo rozwiązanie zagadki opiera się bardziej na przesłankach psychologicznych niż dedukcji opartej na dowodach – chociaż ta również się przydaje, ale raczej na wcześniejszych etapach. Gra posiada system „powtórki”, który pod koniec każdego dnia zmusza nas do odpowiedzenia na pytania dotyczące zdobytych w jego trakcie informacji oraz postawienia paru uzasadnionych hipotez. Przy krótszych rozdziałach system jest trochę uciążliwy, zwłaszcza że pytania o to samo pojawiają się wielokrotnie, natomiast przy dłuższych faktycznie pomaga uporządkować fabułę. Czasami gra pozwala nam wybrać sposób, w jaki podejdziemy do śledztwa (poinformować rozmówców o naszych intencjach, wymusić na nich odpowiedź itd.), ale nie wpływa to znacznie na sam przebieg rozgrywki. Finał to typowa dla thrillera psychologicznego mroczna rozwałka, która odpowiada na część pytań, a resztę odpowiedzi pozostawia niedopowiedzianych. Muszę przyznać, że rzeczywiście czułam napięcie, a sam przebieg zdarzeń jest silnie umotywowany psychiką zaangażowanych w nie postaci, które w trakcie śledztwa mamy okazję poznać bardzo dobrze. Nie jestem tylko pewna, na ile podoba mi się zabieg wyrzucenia całkiem sporej części wyjaśnienia do osobnego epilogu, opowiedzianego w dużej mierze za pomocą animowanego filmiku. Sama historia jest naprawdę porażająca, utrzymana w zdecydowanie cięższym klimacie niż większość gry, która poza samym punktem wyjścia aż tak mroczna nie jest. Liczyłam jednak na to, że przynajmniej część informacji tam umieszczonych poznam jeszcze w trakcie dochodzenia, bo są kluczowe dla zrozumienia intrygi, przez co zakończenie głównej gry wydaje się niedorobione.

Gra dobrze radzi sobie z pisaniem scen przesłuchań oraz backstory bohaterów, natomiast trochę gorzej wychodzą jej scenki obyczajowe z udziałem postaci. Jest to o tyle dziwne, że faktycznie większość z nich jest dość interesujących lub przynajmniej sympatycznych, lecz gdy zaczyna się zahaczanie o „prywatę”, trochę brakuje w tym realizmu, jakby oglądało się typowe anime o licealnych romansach. Czasami jest śmiesznie, czasami żenująco, jednak to jest jedyne zastrzeżenie w kwestii fabuły, bo cała reszta jest na naprawdę wysokim poziomie.

Gra jest też bardzo ładnie zrobiona, często bawi się kadrami i wykorzystuje elementy animacji, pokazując ruch bohaterów. Na uwagę zasługują tła, niby zwyczajne, a jednak potrafiące zrobić wrażenie ze względu na ich szczegółowość oraz przemyślaną kolorystykę. Wspomniany wcześniej animowany epilog również cechuje się bardzo wysoką jakością produkcji. Nieco gorsze zdanie mam o ścieżce dźwiękowej – cośtam ciągle przygrywa, ale ani to chwytliwe, ani pasujące do nastroju, a co dopiero budujące napięcie (intryga się zagęszcza, a w wielu lokacjach nadal wybrzmiewa „muzyka z windy”). Dopiero melancholijna melodia na pianinie wybrzmiewająca podczas napisów końcowych wydusiła ze mnie jakieś emocje. Technicznie wszystko jest bez zarzutu, nie zauważyłam żadnych błędów czy spowolnień, a przejście gry powinno zająć 10-12 godzin.

Podsumowując, Emio – The Smiling Man: Famicom Detective Club to kawałek solidnego kryminału, który łączy drobiazgową, detektywistyczną robotę z mroczną intrygą i krwawym zakończeniem godnym dobrego thrillera, i wszystko to jest solidnie umotywowane psychologią postaci. Razi tylko „wyrzucenie” części historii do odrębnego epilogu. Stary już system prowadzenia śledztwa jest na tyle intuicyjny, że jego archaiczność nie razi, a za to pozwala silniej doświadczyć wzlotów i upadków na drodze detektywa. Jedynie osoby, które liczą na więcej swobody czy udziału gracza w historii mogą się zawieść, bo to jednak przede wszystkim liniowa czytanka, choć z bardzo dobrą fabułą, postaciami i z solidną oprawą graficzną.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy ConQuest Entertainment
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: MAGES, Nintendo
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 29. sierpnia 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 5.9 GB
Cena: 209,80 PLN
Platformy: Nintendo Switch

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *