Lucy Got Problems

Ukarałbym twórców tak, jak Tiamat karze Lucy.

Lucy Got Problems zaciekawiła mnie kreską, nie ma co owijać w bawełnę. Dodatkowo nie zapowiadała się na grę długą. Jednak gdy po lekko ponad dwóch godzinach dotarłem do napisów końcowych, poczułem się mocno zawiedziony. Okazało się, że w tej krótkiej czytance twórcy zawarli tylko część pierwszą jakiejś dłuższej historii i pozostał pewien niedosyt. Pierwotnie na Steamie Lucy pokazała swoje wdzięki już w 2018 roku i od tego czasu nie pojawiła się żadna nowa część. Nie mam pojęcia, czy były plany na zrobienie ciągu dalszego, czy coś poszło nie tak, czy od początku był to troll, ale tworzy to kolejne problemy dla sukuba.

Czekam aż Nintendo dopuści pełnoprawne hentajce do eShopu.

Zasadniczo baza jest w miarę ciekawa, ponieważ Lucy opowiada przebieg swojej misji przełożonej. Tiamat na czas przesłuchania przywołała krąg prawdy, który wymusza na ponętnym sukubie mówienie prawdy. Ponieważ w trakcie wykonywania zadania protagonistka musi podejmować wybory, zdarzy się, że dana odpowiedź zwróci uwagę szefowej i następnie śmiertelnie ukarze podwładną (na szczęście gra daje opcję zaczęcia od ostatniego wyboru). Na plus wypadają też właściwie dwie główne ścieżki, którymi możemy podążyć do zdobycia wskazanego przedmiotu. Niestety potem schodzą się w tylko jedną możliwą ścieżką. W każdej z tych opcji czeka na nas jednak kilka pomniejszych decyzji, które mogą dać inne wyniki, w tym różne zgony.

Niestety z racji zawodu tym, jak się gra kończy, nawet nie chciało mi się próbować odkryć nowych grafik. Zrobiłem tylko jedno dodatkowe przejście całości z drugą początkową drogą. Gdy po niej zobaczyłem, że druga połowa gry to właściwie to samo, nie wiedziałem sensu próbować wypełnić galerii. I, jak wspomniałem, to nie z powodu obrazków, bo te są całkiem ciekawe. Po prostu po tych dwóch przejściach miałem wrażenie, że alternatywne wydarzenia już mnie nie będą bawić; nie wspominając już o nużącym przewijaniu dłuższych partii do kolejnej decyzji.

Przykład niespodziewanej głupawki. Kontekst pojawienia się tej chibi licealistki był udany, nie powiem.

Zasadniczo przez 3/4 czytania mamy do czynienia z luźną i nieraz wręcz głupawą historyjką, która nieoczekiwania przejawia się w festyn wiary w siebie i moralizatorstwa, który wieńczy monolog jakiejś elfki. Ponieważ jej postać została tylko lekko zarysowana, kompletnie gdzieś miałem jej plany na przyszłość, o których rozlewnie opowiadała. Cienkie jest też właściwie zakończenie. Lucy tak naprawdę nie interesuje praca, jaka jej przypadała, ale chciała się wykazać, aby zobaczyć majtki Tiamat. Odpowiednio dobierając odpowiedzi i działania, możemy do tego doprowadzić, ale gdy już przychodzi co do czego, to zamiast majteczek jest pokazany czarny ekran i tekst… W tym momencie zastanawiałem się, o co chodzi. Majtki to majtki, jest nawet gra o gonieniu za nimi na Switchu i jest ich tam masę, od założonych po same. To prowadzi do dwóch opcji – albo obrazek poleciał wraz z cenzurą innych treści 18+ zawartych w pecetowej wersji, albo twórcy to lenie patentowani i nawet im się nie chciało wymyślić i narysować tego Świętego Graala. A treści poleciały, czego dobrym przykładem jest sytuacja, gdy drzewo wpycha Lucy w usta miękki konar i zalewa ją żywicą czy innym płynem. Tekst to wszystko opisuje, a my tylko widzimy czarny ekran z kilkoma kreskami, które mają dawać wrażenie dynamiki sytuacji… Lucy Got Problems ma też problem z muzyką. Z jednej strony muszę oddać kompozytorowi, że zrobił w miarę ciekawe i różnorodne kawałki. Dodatkowe propsy należą się za nagranie wszystkiego na prawdziwych instrumentach. Niestety z drugiej wszystkie są bardzo krótkie i albo szybko się zapętlają, albo szybko są zastępowane przez inne krótkie muzyczne wstawki, co tworzy wrażenie dźwiękowej siekanki. Ponieważ jest to tania zachodnia produkcja, nie ma też dubbingu, ale w sumie nie brakowało mi go tu.

Sekwencje walki też są nieźle rozegrane. Ale znowu czasem brakuje dodatkowych grafik – jednak w ich przypadku jest to już brak dodatkowej pracy przy oryginale.

Zasadniczo Lucy Got Problems nie jest grą złą, ale nie jest też tytułem, po który warto sięgnąć. Jest trochę śmieszków, jest trochę akcji (w tym szybkie wybory), ale twórcy gubią się pod koniec gry, próbując niepotrzebnie nadać produkcji więcej powagi. W przypadku wydania na Switcha jasno też widać, że jest to produkt wybrakowany, bo niektóre obrazki nawet nie zostały podmienione na bezpieczne do pracy (w sumie nawet ubrane bohaterki nie są bezpieczne do pracy), tylko po prostu zastąpione czarnym ekranem. Gra kosztuje niby tylko 32 złote w cenie premierowej, ale widzę właśnie, że wersja na Steamie lata po nawet siedem złotych w promocjach. Jeśli jednak zdecydujecie się poczytać o problematycznej misji Lucy, to przynajmniej dodajcie do gry dodatkową wartość poprzez wybór wersji dla pełnoletnich na PC, gdy macie taką możliwość.


Trudno powiedzieć…


Serdecznie dziękujemy Gamuzumi
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Nupu Neko Dev
Wydawca: Gamuzumi
Data wydania: 20 lipca 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 735 MB

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *