My Memory of Us
Czyszczenie Switcha – część dziewiąta.
My Memory of Us podejmuje temat wojny, ale nie byle jakiej wymyślonej, ale rzeczywiście odbytej. Dokładniej chodzi o II wojnę światową, a jeszcze dokładniej o atak Niemców na Polskę w 1939 roku i jego następstwa, jak powstanie getta i eksterminacja Żydów. Twórcy z Juggler Games w swojej odważnej decyzji nie zdecydowali się jednak na dosłowność. Wydarzenia z tamtego czasu ubrali w formę mrocznej baśni, aby tytuł mógł trafić do szerszej publiczności, w tym i młodszych. Była to dobra decyzja, ponieważ gdy ktoś ma wiedzę, nawet ogólną, o wydarzeniach z tamtej wojny, głębiej poczuje to, co fabuła i oprawa audiowizualna przekażą. Natomiast jeśli ktoś nie wie nic lub wie mało, w menu znajdzie galerię, w której pokazane są kolekcjonowane w trakcie gry zdjęcia. Każde z nich opisuje konkretną osobę lub wydarzenia związane z tamtym okresem, dzięki czemu produkcja służy też jako mała baza wiedzy oraz forma upamiętnienia ludzi i ich trudów. Już sama ta koncepcja sprawia, że My Memory of Us zasługuje na polecenie. Jednak nawet gdyby motyw II wojny światowej nie był tu bazę, gra sama by się obroniłaby.
Rozpoczynamy od prowadzenia dziewczynki, która udaje się do księgarni. W niej znajduje książkę, która okazuje się być pamiętnikiem właściciela. Oczywiście mężczyzna w podeszłym wieku nie planuje go sprzedać, ale decyduje się opowiedzieć młodej klientce historię tego, jak jako chłopiec poznał pewną dziewczynkę i jakie mieli przygody. Samo w sobie może i nie byłoby to jakoś specjalnie interesujące, ale szybko po ich poznaniu wybuchła wojna – złowroga armia robotów najechała kraj bohaterów – więc większość akcji rozgrywa się w trakcie tego czasu. Rozwój wydarzeń i sytuacji jest powiązany z kilkoma rzeczywistymi wydarzeniami i osobami, lecz generalnie jest to oryginalna historia. Jak już wspomniałem wyżej, w zależności od stanu wiedzy, odbierze się ją w różny sposób, ale w każdej opcji po prostu działa. Nie przeszkadza tu nawet brak mówionych czy chociażby napisanych dialogów, ponieważ twórcy zdołali przekazać, co chcieli, obrazem i dźwiękiem. Dotyczy to faz z rozgrywką, natomiast pomiędzy nimi zostały wstawione filmiki, w których o wydarzenia opowiada narrator. Opowiada dosłownie, ponieważ został udźwiękowiony aktorskim głosem i to nie byle jakim, bo samego Patricka Stewarta! Aktor ten jest mistrzem w swoim fachu, więc świetnie wcielił się w dziadka opowiadającego o swoim zarazem ekscytującym, jak i smutnym dzieciństwie. Szkoda, że nie dostaliśmy rodzimego narratora, ale pewnie wpłynęły na to kwestie finansowe, więc nie ma co narzekać. Niestety narzekać trochę możnana jakość polskiego tekstu – ewidentnie był przetłumaczony z angielskiego (scenarzysta miał zagraniczne imię i nazwisko) i zostało to zrobione bez odpowiedniego polotu i po prostu kontrastuje z narracją Patricka Stewarda. Poza tym dobrana czcionka jest tak strasznie nijaka, że to aż wstyd, patrząc na resztę klimatycznej oprawy wizualnej.
Pod kątem rozgrywki My Memory of Us to w znacznej mierze przygodówka z elementami skradanki. Jest tu też kilka sekcji bardziej zręcznościowo-platformowych, ale to zdecydowana mniejszość gameplayu tej gry. Najczęściej trzeba będzie rozwiązać problemy typu: Coś nie działa? To coś gdzieś znajdę, pomajstruję i będzie dobrze. Są też łamigłówki typu odpowiednie ustawienie kabelków czy zabawy cyferkami (pamiętacie, że jest kolejność działań? Ja zapomniałem xD). Zasadniczo przy zachowaniu wystarczającej uważności właściwie każdy postawiony przed nami problem można rozwiązać bez sięgania do poradnika. Zresztą, w samej grze nie ma żadnego systemu podpowiedzi, więc widać, że twórcy zdecydowanie nie chcieli iść w kierunku pozycji trudnej. Pewnie też dlatego, że tytuł (też z powodu oprawy wizualnej) jest też kierowany do młodszych graczy. Starsi nie poczują tu więc wyzwania, ale za to mocniej odczują wydarzenia, więc kompromis ten całkiem dobrze się balansuje. Właściwie jedyny zarzut, jaki mam do gameplayu, to trochę zbyt toporne prowadzenie postaci, szczególnie w finale gry, gdzie trzeba wykazać się większą celnością. Przejście całości ze znalezieniem niemal wszystkich wspomnień zajmie około cztery godziny.
Twórcy My Memory of Us chwalą się ładną, ręcznie przygotowaną oprawą wizualną i można stwierdzić, że w pełni mają do tego prawo. Styl graficzny skupiony na czerni i bieli z dodatkiem czerwieni świetnie sprawdza się w tej historii i szczególnie ta mocna czerwień dobitnie podkreśla część sytuacji. Dodatkowo oprawa muzyczna, w sporej mierze orkiestrowa, bardzo dobrze pasuje do wydarzeń i podkreśla ich ton. W sumie byłem zaskoczony tym, jak dobra jest muzyka, tak samo zresztą obecnością Patricka Stewarta. Przez całą grę nie mogłem pozbyć się wrażenia, że dobrali aktora z głosem łudząco do niego podobnym, a potem w napisach okazało się, że to on! Szacunek, za to, że małemu, rodzimemu Juggler Games udało się zatrudnić tego aktora do tej roli.
I tak ogólnie szacunek dla studia za stworzenie My Memory of Us. Krowen w swojej recenzji Valiant Hearts (ja nie grałem) bardzo podkreślał, jak ważna jest ta gra z racji tego, że przypomina o okropieństwach wojen z naszej ludzkiej historii. Przygodówka naszego rodzimego studia zdecydowanie też na miano gry ważnej zasługuje i warto się nią zainteresować, a już na pewno wtedy, gdy ma się dzieci i chce się je czegoś nie tylko nauczyć i pokazać, że gry to nie tylko tępa rozgrywka na smartfonie.
Producent: Juggler Games
Wydawca: Crunching Koalas
Data wydania: 24 stycznia 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 2,5 GB
Cena: 60 PLN
Platformy: Nintendo Switch, PC, PlayStation 4, Xbox One
Najnowsze komentarze