Wolfenstein: The New Order
Masakrowanie nazioli w świecie rządzonym przez nazioli!
Pamiętam Wolfenstein 3D z lekcji informatyki w podstawówce, hehe. Nie miałem jednak okazji swobodnie grać samemu, bo nie miałem wtedy peceta, tylko Amigę 500, a może jeszcze nawet Commodore C64… Gra zapadła mi jednak wystarczająco w pamięci, by chcieć sprawdzić jakieś bardziej współczesne jej wcielenie, podobnie jak to było z Tomb Raider. Gdy już miałem Steam Decka, Epic dawał Wolfenstein: The New Order za darmo, więc przypisałem grę do konta. Po części był to błąd, bo Epic ssie na maksa i strasznie nairytowałem się przy grze przez tę apkę – problemy z grą bez połączenia z siecią, bo trzeba z chmurą zaktualizować zapis, wyłączenie aktualizowania zapisu nic nie dawało, a gra bez tego nie startowała itp, itd. Na dodatek robienie screenów na Legionie Go nie działało z tą grą z przypisaniem F12 do klawisza. Kurna, w sumie to zapomniałem, że Legion ma swoją opcję xD Późniejsza próba przerzucenia zapisu za pomocą Heroic na Steam Decka też nie przeszła, więc na nim pograłem może pół godziny, gdy kilka miesięcy wcześniej próbowałem zacząć grać w tego Wolfensteina. Dobrze, że dwójkę mam na Switchu… A kurde jeszcze mam Final Fantasy VII Remake na Epicu i muszę się dobrze zastanowić, czy grać na Decku czy Legionie. Ale nie o tym miałem…

Screeny pozbierałem z randomowych miejsc w necie.
Wolfenstein: The New Order ma już 11 lat. Na pewno nie wszyscy w niego jeszcze grali, ale pewnie większość słyszała czy czytała o tym, że to bardzo dobra pozycja. Po przejściu gry przyłączam się do wszystkich, którzy grę chwalą! Przede wszystkim pozytywnie zaskoczyła mnie przedstawiona historia i jej rozwój. Przede wszystkim początek ze szturmem oddziału aliantów na twierdzę nawiedzonego nazistowskiego naukowca zrobiła na mnie duże wrażenie. Potem wchodzą już różne głupotki, jak to, że William Blazkowicz po spędzeniu 14 lat w stanie bliskim wegetatywnemu nie stracił nic z masy mięśniowej i nagle z tylko z małymi zawrotami głowy roznosi niemałą grupę niemieckich żołnierzy. Zrobienie z części gry właściwie „heist movie”, co w znacznej mierze podkreśla forma prezentacji planów i towarzysząca temu muzyka, wypada średnio. Oczywiście w domyśle trzeba też przymknąć oko na to, że B.J., musi dać się zamknąć w więzieniu czy dostać na bazę księżycową i następnie z tych miejsc uciec. Ale wszystko to działa dzięki umiejscowieniu akcji w świcie, gdzie naziści zdominowali niemal cały świat. Pomysł nie dość, że ciekawy (przy okazji polecam serial „Człowiek z Wysokiego Zamku”), to jeszcze w pomysłowy sposób rozwinięty o wykorzystanie nowoczesnej technologii, co w efekcie daje wrażenie konkretniejszego sci-fi w klimatach lat 50. XX wieku. Wiadomo też, że Hitler miał obsesję na punkcie relikwii, zabobonów czy starożytnych technologii, co też wykorzystali scenarzyści. Jednak motyw tajemniczych inżynierów, którzy przez wieki zebrali ogromną wiedzę, został wykorzystany dość po łebkach i nie działa tak dobrze, jak techno-horror, który wprowadza główny antagonista. Ogólnie jednak bawiłem się dobrze przy tej historii i w tym świecie, więc jak najbardziej na plus.
Obiło mi się o uszy, że Wolfenstein: The New Order jest grą trudną. Dobrze, że w trakcie można zmienić poziom trudności, bo gdzieś w jednej trzeciej zacząłem jakoś bardziej dostawać po dupie… Wcześniej pojawiały się sekcje, które powtarzałem po kilka razy, ale w końcu cierpliwość mi się skończyła, na dodatek miałem mniej czasu niż zwykle i zwyczajnie nie nadążałem na gałkach Legiona Go (a kilka FPS-ów na nim już pokonałem), więc zmieniłem na chwilę trudność na łatwą. A potem znowu trafiłem na skok trudności (jakiś robot, mało granatów, mało amunicji, bliski kontakt), więc zszedłem na najłatwiejszą opcję… i tak już zostałem na niej do końca. Wiem, mało chwalebne i bardzo rzadko mi się to zdarza, ale powiem Wam, że było warto pociągnąć tę grę do końca nawet w tej formie z powodów podanych w poprzednim akapicie.
Ale, żeby nie było, że tylko dla fabuły zostałem w grze. Gameplay w Nowym porządku jest naprawdę miodny. Twórcy bardzo dobrze połączyli masową rzeź różnego rodzaju arsenałem z możliwością cichych zabójstw. A właściwe nawet nie możliwością, a koniecznością, bo przez niektóre sekcje ciężko się przebić, jeżeli nie rozwali się po cichu oficerów, którzy biją na alarm, wzywając tym samym posiłki. No chyba że gra się na bardzo łatwym i można lecieć na głupa. Ale to też nie do końca prawda! Mam wrażenie, że wciąż trzeba było wpakować w przeciwników tyle samo ołowiu, co na normalu, ale za do odporność Blazkowicza na obrażenia została bardzo podniesiona. To wciąż jednak nie daje gwarancji przeżycia każdej bezmyślnej akcji, bo przeciwników potrafi nie dość, że być wielu, to jeszcze ze sporą siłą ognia i jeszcze walą z przyczajki, więc trzeba zachować ciągłą czujność. Co do przyczajki, to my również możemy chować się za osłonami i wychylać z bronią, żeby strzelać, co tworzy i ciekawe możliwości i podnosi poziom frajdy. Inną ciekawą mechaniką, choć bardziej pod kątem czystego funu, jest opcja korzystania z dwóch takich samych broni na raz. Chociażby dwa shotguny, po jednym w każdej łapie, dają naprawdę dużą siłę zniszczenia. Trzeba tylko pamiętać, żeby naciskać dwa spusty, a nie jeden. Generalnie, jeżeli lubicie strzelanki, a jeszcze nie mieliście okazji zagrać w tę produkcję, to pod kątem rozgrywki będziecie zadowoleni! Ale na padzie bez gyro nie ma lekko. Przypuszczam, że na klawie z myszką dałbym radę, ale nawet nie miałem jak spróbować.
Wolfenstein: The New Order w całości przeszedłem na Legionie Go w trybie handheldowym. Próbowałem zagrać na monitorze, ale mimo, że gra się odpalała i przez chwilę rozgrywka działała, to zaraz potem nagle zaczynał rozłączać się duży ekran, obraz po chwili przeskakiwał na handhelda Lenovo, i tak na zmianę… Rozwalała się też rozdzielczość do jakiejś dziwnie małej i w ogóle masakra… Pierwszy raz miałem taką sytuację… Na szczęście w trybie handheldowym nie było żadnych problemów. Z ustawieniami na „high”, rozdzielczością 1280×800 i 14 TDP produkcja wyglądała świetnie, a do tego trzymała płynne 60 fps. Grałem na takich ustawieniach głównie ze względu na prawie 2,5 godziny baterii. Na full HD też spokojnie można się bawić z płynnym 60 fps, ale to by bardziej pod monitor pasowało, bo po zmianie rozdziałki z wyższej na niższą nie mogę powiedzieć, żebym widział jakąś znaczną różnicę na ekranie handhelda. Bez problemu działają też kontrolery LeGo, choć czasem, nie wiem czemu, potrafiło mi wyskoczyć koło wyboru broni. Ale, co ciekawe, można wrzucić sprzęt na hibernację czy uśpienie, a po wybudzeniu bez problemu grać dalej.
Jak wspomniałem na początku, na Steam Decku bawiłem się tylko trochę, może w sumie przez pierwsze pół godziny w grze. Gdyby nie problemy z Epiciem, chętnie pograłbym dłużej, sprawdził się na normalu ze wsparciem żyroskopu, no ale, nie dane mi było. Gra jest zweryfikowana przez Valve, poza tym ma już dekadę na karku, więc wyciągniecie na Decku nie tylko płynną rozgrywkę, ale i dobrze wyglądającą grafikę.
Nie wspomniałem jeszcze o sferze audio i polskiej lokalizacji. W tej drugiej kwestii ogólnie mamy ciekawą sprawę, bo twórcy rozbili akcję na obszar kilku krajów, więc pojawiają się różne narodowości. Oczywiście dominują naziole i mówią po niemiecku. Alianci i rebelianci oczywiście po angielsku, ale też z różnymi akcentami. Część akcji ma także miejsce w Polsce, pojawia się więc mówiony język polski! Tu warto wspomnieć, że jednej z bohaterek daje głos Alicja Balcheda-Curuś. Cały ten zabieg językowego miszmaszu wypada świetnie i nadaje fabule dodatkowego charakteru. Jeśli chodzi o efekty dźwiękowe, również siedzą. Muzyka natomiast jest wysokich lotów – głównie, szczególnie podczas walk, słychać ciężkie gitarowe granie, ale podkład potrafi też solidnie zmienić klimat w zależności od miejsca. Natomiast jego brak podczas spaceru po księżycu był najlepszym możliwym zagraniem! Część dźwiękowa gry jest wręcz świetnym uzupełniłem całej reszty Wolfenstein: The New Order.
Dotarliśmy do podsumowania i nie zostaje mi nic innego, niż gorąco polecić Wam Nowy porządek. Produkcja na pewno nie jest idealna pod kątem fabuły, ale wciąga umiejscowieniem akcji. Dodatkowo pomysł z dwiema ścieżkami uzależnionymi od wyboru na początku, kto ma umrzeć, jest ciekawym zabiegiem do zachęcenia do drugiego przejścia, nawet jeśli nie przekłada się na to konkretniejsze zmiany w historii. Gameplay jest bardzo dobry, co najwyżej ktoś może mieć problemy z trudnością, ale na szczęście jest opcja obniżenia jej w każdej chwili. Pod kątem wizualnym i audio również dostaliśmy produkt wysokiej klasy. Gra już lata po bardzo niskich cenach na promkach, więc nie ma żadnego usprawiedliwienia przed zabraniem się za nią. Tylko zróbcie sobie przysługę i kupcie ją na Steamie czy gdziekolwiek indziej, byle nie na tym zjebanym Epicu…
Producent: MachineGames
Wydawca: Bethesda Softworks
Data wydania: 20 maja 2014 (PC)
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 50 GB
Cena: 89,99 PLN
Platformy: PC, PlayStation 4, PlayStation 3, Xbox One, Xbox 360
Najnowsze komentarze