Lollipop Chainsaw RePop

Czy czirliderka będzie sprawnie pozbywać się zombiaków? Oczywiście, szczególnie że to profesja jej rodziny! Nie wspominając o tym, że jej bronią jest piła mechaniczna.

Cały ten zestaw zwracał uwagę już 13 lat temu, gdy Lollipop Chainsaw wyszło na rynek po raz pierwszy. Sam nie miałem wtedy jak zagrać w tę grę, ale absurdalność pomysłu podbita dyndającą przy tyłku protagonistki głową jej chłopaka zdecydowanie zapadła mi w pamięci. Teraz, po przejściu remastera o podtytule „RePOP”, wiem, że powalenie tego tytułu sięga znacznie głębiej. Z jednej strony tłumaczy to fakt, że reżyserem jest Suda51, a z drugiej, czego dowiedziałem się dopiero teraz, jest udział Jamesa Gunna jako scenarzysty. W sumie pewnie dzięki temu drugiemu amerykański klimat liceum i generalnie sporo nawiązań do przeróżnych amerykańskich motywów jest tu tak widoczny. Jednak, co ciekawe, idealnie łączy się to z japońskimi szalonymi pomysłami na rozgrywkę i nie tylko.

Niebezpieczna przygoda Juliet i jej chłopaka Nicka jest pełna powalonego humoru, który kręci się wokół seksu (np. teksty Nicka, gdy Juliet się przebiera, zboczony stary mistrz), krwawej jatki (w tym i teksty bossów typu „trochę doszedłem” po rozcięciu go), muzyki (ogólny motyw przewodni bossów) itp. Wydawałoby się, że może to trafiać do raczej wąskiej grupy odbiorców mojego pokroju, ale! Partnerka obserwowała całe moje przechodzenie tej gry, i wielokrotnie zaśmiała się z tego, co się w Lollipop Chainsaw odwalało. Produkcja w pewien sposób ma klimat Bayonetty, która też oferuje mocno przerysowany obraz nie tylko bohaterki, ale i świata, i też jej się podobała. Obstawiam, że stąd też taka jej reakcja na Lollipop, mimo że jest to mocno wulgarna pozycja. Ale bardzo, kurde, dobrze, że taka jest! Fabuła sama w sobie nie jest wysokich lotów, ale tworzy stosowną podstawę pod cały horrorowo-komediowy klimat ją obudowujący. I to jest najmocniejsza strona tej produkcji.

Kwintesencja gry na jednym obrazku.

Rozgrywka jest… w porządku. W głównej mierze jest to typowy slasher/beat’em up, gdzie co kawałek planszy pokonujemy mniejszą lub większą grupę przeciwników. Sterowanie czirliderką jest troszkę toporne, ale robienie kombosów jest dość satysfakcjonujące, no chyba że dostajemy bęcka od wroga, który choć zbierał cięgi od nas, i tak wykonał swój atak. Unikanie ataków wrogów byłoby prostsze, gdy mechanika robienia uników działała sprawniej. Tu zamiast odskoku czy dasha dostaliśmy opcję skoku do tyłu, w bok czy przez wroga. Raz działa lepiej, raz gorzej, a gdy otoczy nas horda i kilku wrogów atakuje na raz, bywa nawet nieprzydatna. Jednak biorąc pod uwagę, ile dostajemy opcji odświeżenia paska życia, wygląda to na pełny zamysł twórców i jest to akceptowalne pod kątem koncepcji kina klasy B, jak nie nawet C. Tym bardziej, że w trakcie przechodzenia siedmiu plansz (łącznie z prologiem), rozgrywka jest urozmaicana strzelaniem, quick time eventami czy nawet jazdą kombajnem. Pomysłowe są też walki z bossami, które dostarczają sporo rozrywki – od samych różnorodnych etapów potyczek po ich koncepcje nawiązujące do gatunków muzyki, które są reprezentowane przez szefów. Podstawowe przejście gry nie zajmie dużo czasu, bo jakieś siedem godzin (grałem na normalnym, a jest jeden niżej i z dwa wyżej). Potem zostaje już tylko powtarzanie plansz tylko po to, żeby nafarmić monet do wykupienia wszystkiego ze sklepu, ulepszyć wyniki za przejście planszy i zebrać wszystkie lizaki.

To dobry moment, żeby przejść do różnic między oryginałem, a RePop. Zacznijmy od tego, że przed rozpoczęciem gry warto zajrzeć do menu, żeby zdecydować, czy chcemy grać z automatycznym QTE i celowaniem. W sumie to zaskoczyło mnie, że domyślnie są ustawione na prostszą opcję. Potem w trakcie gry przestałem się dziwić, bo jeden zły ruch przy QTE potrafi zabić. W kilku miejscach ginąłem tak po kilka razy, co jest najbardziej frustrujące przy ostatnim bossie, ale i tak polecam zagrać najpierw w tej formie (w razie czego w każdej chwili można zmienić to ustawienie). Podobnie jest z celowaniem, tym bardziej że broń jest i tak znacznie podrasowana w stosunku do oryginału. Inną rzeczą, o której warto wiedzieć, jest również różnica między oryginalną wersją, a podtytułowym RePop. Głównie rozbija się to o lekką zmianę stylistyki – nowsza opcja zamienia część gore przy atakach na bardziej słitaśną (serduszka, tęczowe gejzery itd.); zmienione zostały też komiksowe przedstawienia postaci na zwykłe, niestylizowane. Postęp w rozgrywce jest wspólny dla obu styli wizualnych. Doszedł też tryb Time Attack i nowe kostiumy. Jedną z ważniejszych zmian dla graczy, którzy znają pierwowzór, jest niemal całkowita zmiana ścieżki dźwiękowej. Wtedy było w grze dużo licencjonowanych kawałków, teraz zostały zastąpione nowymi utworami. Co jeszcze… Dla osób, które lubią rywalizację na punkty, dostępne są także tablice wyników do porównania ze znajomymi i innymi graczami. Poza tym w sklepie zostały znacznie obniżone ceny, więc potrzebne jest mniej grindu dla calakujących. A, wydanie na Switcha ma także zawarte w grze osiągnięcia/trofea.

Arkadowe minigry nawiązujące do klasyków były fajnym urozmaiceniem.

Przy fabule wspomniałem o koncepcji świata i szata graficznie świetnie ją podkreśla – od projektów plansz, przez zombie i bossów, aż po samą Juliet, która, w zależności od stroju, potrafi biegać niemal naga. Wszystko to fajnie ze sobą gra i tworzy absurdalno-komediowy klimat, szkoda tylko, że Switch niedomaga… Lollipop Chainsaw RePop to kolejny przykład na to, że pierwszy hybrydowy handheld Nintendo już jest za stary na takie rzeczy. Grafika potrafi być rozmyta, są drobne spadki fps z 30 klatek, loadingi potrafią się dłużyć, a przejścia pomiędzy scenami na planszach przyciąć, więc ogólnie doświadczenie grania w tę grę na tym sprzęcie, czy to na dużym ekranie, czy przenośnie, jest po prostu średnie. Gdy przechodziłem grę w maju 2025 r., była już po wielu łatkach, więc wątpię, żeby było lepiej. Wciąż, jeżeli nie macie lepszej opcji niż Switch, przynajmniej da się tę produkcję przejść (choć ostatni boss złapał zwiechę i musiałem resetować walkę) bez poważnych zgrzytów, tylko nie będzie ani ładnie, ani w pełni płynnie.

Wcześniej wspomniałem, że muzyka została wymieniona. Jako że nie grałem wcześniej, kompletnie nie miało to dla mnie znaczenia. Puściłem na Spotify playlistę z pierwotnymi utworami i fakt, pasowałyby do gry, ale muszę przyznać, że nowa ścieżka siedzi w Lollipop Chainsaw bardzo dobrze. Utwory są tak porąbane miksem gatunkowym (od punka, przez metal po miksowanie ich z j-popem) i tekstami, że bardzo dobrze dopełniają rozgrywkę. Jest za to inny problem – poziomy głośności poszczególnych elementów audio są dość dziwnie ustawione i żeby rzeczywiście usłyszeć soundtrack, trzeba pobawić się sliderami w menu, co nawet specjalnie zrobiłem po pierwszym przejściu. Jeśli chodzi o dubbing, do wyboru są dwa – angielski i japoński, ale ten drugi w aż trzech wersjach aktorskich dla Juliet. Fabułę zaliczyłem z angielskim i muszę przyznać, że świetnie pasuje, szczególnie pod kątem niektórych tekstów (w japońskim nie uświadczycie zdań typu „Chciałbym teraz mieć swojego penisa” czy bluzgów). Włączony potem japoński nie oddaje tego amerykańskiego klimatu, którym kipi ta produkcja, ale oczywiście dobrze, że mamy pełny wybór. Pod kątem efektów dźwiękowych nie mam uwag.

Żeby zarżnąć bossów, trzeba się wysilić.

Lollipop Chainsaw RePOP jest grą specyficzną przede wszystkim pod kątem stylistyki i humoru. Po prostu trzeba lubić pojebane rzeczy i wulgarny humor, żeby w pełni docenić to, jak po bandzie pojechali twórcy. Jeśli jest to coś, co lubicie, to chociażby z tego powodu warto zagrać. Jeśli tak średnio lub wcale, to gameplay niekoniecznie będzie tym, co przekona do gry. Jest to raczej średniej jakości slasher, który wybija się głównie elementami dodanymi do rozgrywki, które mają za zadanie urozmaić ciachanie zombie piłą. Sam jednak bawiłem się dobrze przy tej produkcji i nie żałuję sprowadzania z Azji pudełka, bo koncepcja dobrze idzie w parze z moimi gustami. Tak więc ogólnie grę polecam, choć 190 za cyfrę i raczej niedużą liczbę godzin do spędzenia z grą sugeruje wzięcie jej w promocji. Natomiast nie do końca mogę polecić wydanie na Switcha. Jeśli macie opcję lepszej platformy, to wybierzcie ją, a nie Nintendo. Juliet i jej stroje zasługują na znacznie lepszą jakość wizualną! Tymczasem ocenę końcową muszę wystawić pod Pstryka, więc…


Trudno powiedzieć…


Producent: Grasshopper Manufacture, Dragami Games
Wydawca: Dragami Games
Data wydania: 12 września 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 7,5 GB
Cena: 189 PLN
Platformy: Nintendo Switch, Steam, PlayStation 5, PlayStation 4, Xbox One, Xbox Series X|S

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *