The Fairy’s Secret
„I żyły długo i szczęśliwie” rozpisane na kolejne parę godzin i z małą przeszkadzajką w postaci tytułowej wróżki.
Po zakończeniu The Fairy’s Song od razu zabrałam się za sequel, głównie motywowana niedosytem słodkości. Marnie i Lisbeth zeszły się ze sobą, wyjaśnił się sekret z pierwszej części, i zaraz gra się skończyła. Halo, więcej fluffu poproszę! Jak wynika z notki odautorskiej – taki sam był przebieg procesu artystycznego motywującego napisanie kolejnej części: trzeba dać graczom/czytelnikom trochę więcej czasu z postaciami i skupić się na motywach slice-of-life. O ile już w pierwszej części fabuła była trochę pretekstowa i opierająca się głównie na zbiegach okoliczności, tutaj w ogóle zostaje zepchnięta na dalszy plan i rozegrana, de facto, tylko na samym początku i na samym końcu gierki, a reszta to urocze randeczki. Z tego względu mam wrażenie, że osoby, które nie przechodziły pierwszej części, będą bawić się średnio – The Fairy’s Secret sprawia wrażenie raczej fandiscu niż pełnoprawnej kontynuacji. Co prawda poprzednie wydarzenia zostają z grubsza streszczone, ale napięcie jest zerowe.
Ale jednak coś się dzieje: zaczynamy od tego, że główne bohaterki, chcąc uczcić zdobycie prawa jazdy (przez tę z nich, która pochodzi ze średniowiecza, dla współczesnego człowieka to jednak za duży wysiłek), wracają do niewielkiej brytyjskiej wioski Fenchapel, gdzie zaczęła się ich historia. Tam zaczynają dziać się tajemnicze i mroczne rzeczy: nocami prześladują Lisbeth głosy wzywające ją do zaczarowanego lasu, a w okolicy pojawia się osoba bliźniaczo podobna do jej zmarłej siostry, ale jednak zachowuje się zupełnie inaczej. Wraca też jeszcze jedna osoba, która miała być martwa. O co chodzi? Tego dowiemy się nie stopniowo, ale dopiero po czterech godzinach nie robienia niczego konkretnego i w gruncie rzeczy, jak już ten finał przychodzi, to interesowało mnie mniej niż część slice-of-life.
Fabuła zatem nie porywa, ale nie przeszkadza też jakoś bardzo, chociaż jest odgrzewanym kotletem (niektóre sceny akcji wydają się być żywcem wzięte z pierwszej części, motywy się powtarzają). To, co działa, to dialogi między postaciami, podoba mi się też, że bohaterki są już razem, więc pomijany jest cały wątek zakochiwania się, zastanawiania się, czy druga osoba też chce, tylko przechodzi się do codzienności, gdzie są zarówno słodkie momenty, jak i wymagające momenty. Głównym wątkiem jest tu głównie okazywanie sobie wsparcia w trudnej sytuacji, dawanie przestrzeni, czy wspólna konfrontacja z problemem (jakim jest tutaj złowieszcza królowa wróżek, ale podejrzewam, że da się to przełożyć na bardziej życiowe sytuacje). Nie jest to potraktowane jakoś szczególnie głęboko, ale działa jako „kocykowa” lektura do ogrzania serduszka czy do pośmiania się, bo w dialogach nie brakuje humoru.
The Fairy’s Secret wygląda na zdecydowanie bardziej dopracowane: sprite’y i ilustracje są dokładniejsze, jest ich więcej, co bardzo polepsza ogólne wrażenia z gry. Mocno nasycone kolory wspierają bajkowy klimat angielskiej wsi i cieszą oczy. Także ogólny wygląd UI został trochę poprawiony, dzięki czemu te kilka godzinek czytania mija naprawdę miło. Podobnie jak w pierwszej części, nie ma żadnych rozwidlających się ścieżek czy większej liczby zakończeń, więc jest to jednorazowa przygoda.
Więcej chyba nie ma co dodawać – to miła kontynuacja, która jednak nie jest konieczna, ma fabułę napisaną na kolanie i trzyma się głównie dzięki sympatycznym postaciom i ładnym obrazkom. Można, nie trzeba.
Serdecznie dziękujemy Ratalaika Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry.
Producent: ebi-hime
Wydawca: Ratalaika Games
Data wydania: 25. kwietnia 2025
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1.1 GB
Cena: 48 PLN
Platformy: Nintendo Switch, PC, PS4, PS5, Xbox One, Xbox Series S/X
Najnowsze komentarze