Onimusha 2: Samurai’s Destiny

Onimusha w wersji niepoważnej. 

Aż siedem lat minęło, odkąd Capcom wydał remaster pierwszej części swojej gry o zwalczaniu demonów. Mnie udało się w niego zagrać jakoś rok później, więc czekałem na ponowne wypuszczenie Onimusha 2: Samurai’s Destiny raptem sześć lat… Ale, w końcu nastał czas na podejście do sequela! Niemal go przeszedłem i mam mocno mieszane uczucia.

Uch, ale brzydko ta gra wygląda na screenach xD Ale przynajmniej jest dobre, polskie tłumaczenie.

Właściwie największy problem mam z fabułą. Pierwsza odsłona serii w interesujący sposób łączyła feudalną Japonię z horrorem i bardziej rozwiniętą technologią. Dwójka zasadniczo kontynuuje ten trend, ale… Ale! Niestety jakość historii mocno spadła. Wbrew typowym regułom sequeli, teraz prowadzimy nowego samuraja – Jubeia Yagyu. Jego wioska i klan zostały zniszczone, a dzięki pomocy pewnej nadprzyrodzonej istoty, zabiera się za dopadnięcie odpowiedzialnego za tę zbrodnię – Odę Nabunagę (tak, on żyje!). Wstęp w sumie standardowy, ale od razu rzuca się w oczy, a właściwie w uszy, jak parodystycznym twardzielem jest protagonista. Ewidentnie jest to zabieg celowy, ale kompletnie do mnie nie trafia. Można by na to przymknąć oko, gdyby nie cały zestaw postaci pobocznych, od pomagających, po demony. Właściwie wszystkie mają być humorystyczne i efektem jest przesada. O ile jeszcze przy ludziach ma to trochę sensu, tak tworzenie z każdego bossa jednego wielkiego gagu, to już trochę za dużo. Po prostu po poprzedniej części nie widziałem tej serii jako komedię. Do tego dochodzą jeszcze bzdury dialogowe typu: Oyu wołająca do młodego ninja, który chce ją zabić: „Matka cię porzuciła, dlatego nie ufasz kobietom!”, a on na to, „Głupia jesteś, nic nie wiesz” i ucieka… W ogóle jeśli chodzi o historię, Onimusha 2 nie ma się czym pochwalić pod kątem rozwoju. Jest to zasadniczo połączenie głupawej komedii z lekką dramą i jakoś bardzo mnie to zawiodło.

Pod kątem gameplayu dużych zmian pomiędzy częściami nie ma, a przynajmniej nic mi się nie wybijało po sześcioletniej przerwie w graniu w tę serię. Tym razem do dyspozycji mamy cztery podstawowe bronie i jedną gdzieś ukrytą (nie zdobyłem jej). Oprócz nich do ulepszania za pochłaniane kolorowe kulki czekają też trzy elementy zbroi. Nie unikałem walk, w tym i większości respawnowanych demonów, co przeniosło się na maksymalne ulepszenie zbroi i jednej broni. Niestety zbyt wcześnie olałem młot, bo dopiero bliżej końca gry odkryłem, że jednak jest dość przydatny, więc chyba został na pierwszym z trzech leveli, katanę i lancę podrzuciłem na drugi poziom. Niestety też gdzieś od połowy gry, gdy zagadki w zamkniętych skrzynkach zrobiły się zbyt upierdliwe, by je rozwiązywać, porzuciłem ich otwieranie – przy ograniczonej liczbie ruchów należy przesuwać kawałki układanki tak, aby ułożyć kółko. Odbiło się to na słabym rozwinięciu paska zdrowia, magii i pominięciu kilku akcesoriów, które ułatwiłyby walkę. Grałem na normalu i zasadniczo nie był to problem do momentu, aż dotarłem do finałowego bossa. Poprzednicy czasem wymagali nawet kilku podejść, ale do ostatniego byłem zdecydowanie za mało przygotowany. Nawet to, że starałem się zachować lepsze uzdrawiacze nie pomogło; na pewno zabrakło mi odnawiaczy magii. Ponieważ nie chciało mi się szarpać z tą walką, a nie można zmienić raz wybranego poziomu trudności (gra po śmierci tylko raz zapyta, czy chce się to zrobić), obejrzałem finałową potyczkę i zakończenie na Youtubie. Jeśli będziecie grali, w razie potrzeby radzę skorzystać z poradnika do skrzynek, tak na wszelki, bo ich zawartość jest istotna.

Jednak w przeciwieństwie do fabuły, sam gameplay mi się podobał. Zasadniczo był rozwinięciem tego, co zostało zaprezentowane w jedynce i z satysfakcją cięło mi się demony. Chociaż nie brakowało momentów frustracji przez zbyt wolne przechodzenie do bloku. Oczywiście podział lokacji na mniejsze odcinki znowu nie pomagał, szczególnie przy bossach, ale da się być ponad to. Słabo jednak widziałbym próbę przejścia Onimusha 2 na wyższym poziomie trudności. Ale na pewno znajdzie się niejeden kozak i kozaczka, którzy to opanują dla satysfakcji wymaksowania gry (trofea są w niej zawarte). A, wspomniałem przed wcześniej o poradniku. Kilka razy zdarzyło mi się zajrzeć do niego, bo zbyt się zapętliłem w lokacjach.

Według zapisów bazowa gra zajęła mi dziesięć godzin, ale nie liczą powtórzeń, więc tak pewnie jakoś trzy więcej doszło. Jest to wynik dwukrotnie lepszy niż w poprzedniej części, co zasadniczo cieszy. Gdyby poza fabułą i trofkami komuś było mało, w menu głównym znajdują się jeszcze trzy minigry. W pierwszej trzeba zebrać kawałki filmu i dotrzeć do mety, unikając wrogów, ale zgubiłem się w lesie w tym samym miejscu, co w fabule i cholera wie, co trzeba tam zrobić. Drugiej w ogóle nie zrozumiałem – szybko spada życie, jest sporo wrogów, są niby jakieś cele dla różnych postaci, ale nie miałem ich dostępnych, więc szybko padłem, więc nawet nie miałem ochoty podchodzić ponownie. Trzecia to wielopiętrowy koszmar skrzynek-układanek. Co ciekawe, zrobiłem trzy pierwsze, czwartą układałem, i to na dwa sposoby, ale gra mi nie chciała tego zaliczyć… Tak więc tak, jest zawartość dodatkowa, ale wydaje się wciśnięta na siłę i przesadzona, nie mówiąc o zbugowaniu trzeciej minigry.

Pod kątem graficznym i muzycznym trudno mi stwierdzić, czy jest lepiej niż w jedynce, ale już przy niej było git, a poziom szczegółowości lokacji został zachowany. Jednak twórcy mogli trochę przystopować z wprowadzaniem demonów – bardzo szybko ciachamy wszystkie typy, a potem jest już tylko ich recycling. Pod kątem muzycznym nie mam uwag, audio bardzo tu pasuje. Dubbing jest OK, choć, jak wspomniałem na początku, parodystyczny głos twardziela u Jubeia jest przesadzony. Natomiast bardzo szybko irytujący robi się dźwięk siekania bronią z ostrzem…

Grę odpaliłem na Switchu i Switchu 2, z czego na nowym sprzęcie N zrobiłem tylko dwa podejścia, bo obraz lepiej wyglądał na pierwszej konsoli, i to zarówno na handheldzie, jak i na monitorze. Obstawiam, że problemem jest niska rozdzielczość działania, w efekcie czego, szczególnie na dużym ekranie, NS2 mocniej rozmazuje tła. Pod kątem fps-u trudno mi stwierdzić, czy była poprawa. Onimusha 2 z racji swoich lat i charakteru rozgrywki nie może pochwalić się płynną ekscytującą walką, więc nawet jeśli na NS2 było więcej klatek na sekundę, tak na dobrą sprawę nie ma to znaczenia w potyczkach.

Podsumowując, warto podejść do Onimusha 2: Samurai’s Destiny, jeśli polubiliście jedynkę, szczególnie pod kątem rozwinięcia świata i walki. Niestety fabuła i postaci są słabszymi elementami tej produkcji. Jeśli chodzi o próbę wprowadzenia humoru do tego świata, ale z zachowaniem zasadniczej powagi historii, to zdecydowanie o wiele lepiej radzi sobie z tym anime, na które kasę wyłożył Netflix. Zresztą, zarówno animiec, jak i wydanie remastera dwójki są zdecydowanie powiązanie z zapowiedzianą nowej odsłony OnimushaWay of the Sword i bardzo na nią czekam! Swoją drogą, chętnie bym też zobaczył remaster trzeciej i czwartej części. Jeśli jednak idzie o ocenę części drugiej, to mam wrażenie trochę zmarnowanego potencjału. Niby 134 PLN (czy to NS, czy Steam) nie jest wygórowaną ceną za ten remaster, ale nie czuję, że mogę w pełni polecić ten tytuł przez Jubeia, więc…


Trudno powiedzieć


Serdecznie dziękujemy firmie Cenega
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry.


Producent: Capcom
Wydawca: Capcom
Data wydania: 22 maja 2025 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 14,3 GB
Cena: 134 PLN
Platformy: Nintendo Switch, PC, PS4, Xbox One

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *