A Robot Named Fight!

Nigdy wcześniej nie grałem w mix metroidvanii z roguelike, nawet trudno mi się wypowiedzieć, czy w ogóle słyszałem o grze z takim połączeniem. W sumie czy takie połączenie ma w ogóle sens?

Czyż nie jest tak, że rogaliki powinny zawierać losowe światy, aby nie zanudzić gracza tymi samymi levelami, a metroidvanie wręcz przeciwnie – dobrze zaprojektowane poziomy skrywające wiele sekretów? Samo to wskazuje, że mamy tu niemal próbę okiełzania Ying i Yang jednocześnie. Rozwiązano to w sposób dość prosty, ponieważ rzeczywiście mamy tu generator poziomów, ale już po kilku próbach widać, że tworzenie przebiega z gotowych elementów. Wyszło to częściowo, ponieważ dość szybko znamy już wszystkie puzzle i trudno nas jakoś szczególnie zaskoczyć.

BeakLordBuriedCity

Reszcie rzeczy ten miks wyszedł. Gameplay został oparty o typową metroidvanię, w której sterujemy człekokształtnym robotem. Sterowanie jest dobre, w łatwy sposób pozwalające na strzelanie pod kątem. Na swojej drodze znajdziemy sporą ilość modyfikacji, które zwiększą możliwości naszej postaci, ale tu właśnie wchodzi rogalik z ich losowością. Dodatkowo kolejne możliwości do zdobycia odblokują się po spełnieniu odpowiednich wytycznych, dzięki czemu każda kolejna rozgrywka powinna się różnić od poprzedniej. Ta losowość odbija się jednak najbardziej na walkach z bossami. Jeśli nam się poszczęści, nie natrudzimy się prawie w ogóle, by w następnym podejściu zginąć mimo wszelkich starań.

BeakLordFlameThrower.jpg

Oprawa A Robot Named Fight! stylizowana jest na klasyczne produkcje, jednak trzeba przyznać, że stylistycznie jest bardzo schludnie i czytelnie. Niektórych jednak może odrzucić liczba “ohydnych” rzeczy. Soundtrack natomiast jest bardzo nierówny. Niektóre kawałki pasują świetnie, dodając klimatu, by zaraz trafiły się takie, których nie jesteśmy w stanie na spokojnie wysłuchać.

Surface

Trzeba przyznać, że ten metroidvanii z roguelike wyszedł, ale nie ustrzegł się problemów. Przede wszystkim generowanie z gotowych elementów sprawia, że i tak wkrada się lekka monotonia. Duża losowość znacząco wpływa też na pojedynki z bossami, przez co przy niektórych rozgrywkach stają się oni niemal nie do pokonania. Mimo wszystko jest to naprawdę udana produkcja, która potrafi zająć parę godzin z naszego życia.


Ocena: 7.5/10


Serdecznie dziękujemy Hitcents
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Matt Bitner
Wydawca: Hitcents
Data wydania: 26 kwietnia 2018
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: MB
Cena: 57.99 PLN

Możesz również polubić…

Brak odpowiedzi

  1. alf pisze:

    Moze lato 2018 przyniesie jakiś powiew świeżości Switchowi. Ma pojawić się Crash Bandicoot (remake). Liczę również na Spyro jesienią!

  2. Duckingman pisze:

    Na gry od dużych zewnętrznych wydawców raczej nie ma już co liczyć skoro w premierowym roku było ich niewiele. Ku mojemu zaskoczeniu nawet najwięksi japońscy gracze (Capcom, Sega, Bandai) nie starają się by wszystkie ich najnowsze gry działały również na Pstryczku 🙁 Nintendo zapewne będzie dłużej wspierało nowymi grami swoją konsolę niż Sony Vitę (bo wyboru nie ma w przeciwieństwie do Sony które mogło olać Vitę i postawić na PS4), ale obawiam się, że poza nimi Switch będzie miał bibliotekę podobną do Vity tylko z jeszcze mniejszą liczbą gier AAA których targetem byliby zachodni gracze.

  3. alf pisze:

    Widzę, że Nintendo Switch powoli staje się domem dla indorów. Jesteśmy nimi wręcz zasypywani. Mam jednak nadzieję, że liczba gier 1st, 2nd i 3rd party mimo wszystko również zacznie się znacząco powiększać, bo na razie odnoszę wrażenie że liczba indyków wielokrotnie przewyższa liczbę dużych tytułów 🙂

    • Quithe pisze:

      Tak na dobrą sprawę, to indory zdominowały wszystkie platformy xD No ale też indor indorowi nie równy, np. dzisiaj wyszło info, ze Banner Saga już 17 maja pojawi się na Słiczu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *