Code: Realize ~Future Blessings~

Na początku muszę zaznaczyć, że nie przeszłam tej gry, więc są to bardziej pierwsze wrażenia niż recenzja.

Recenzję (oryginalnie po angielsku) napisała H.R. Crabtree

Bohaterowie Code Realize są przyjemni, słodcy i bardzo metaforyczni. Jednak nie można powiedzieć, że mają głębię. Są niezobowiązująco intrygujący i nie pragnie się spędzić z nimi jeszcze więcej czasu. Sama w Code Realize: Guardians of Rebirth zagrałam po raz pierwszy w 2015 roku i od tego zaczęła się moja przygoda z otome, była to też jedna z pierwszych visual noveli ogólnie. Dobrze wspominam tamto podejście i jedno zakończenie, które zdobyłam. Do tego byłam zadowolona, że mogłam wesprzeć finansowo firmę, która zdecydowała się sprowadzić na Zachód, Vitę, i to jeszcze w pudełku, tak niszowy tytuł! Jednak minęły trzy lata w czasie których zagrałam w otome o wiele wyższej jakości, nie wspominając o innych szokująco dobrych visual novelach.

Nie udało mi się znaleźć jednej konkretnej formy zapisu „fan disc”, więc zostanę przy pisowni łącznej, bo jest najprostsza. Wróćmy jednak do tematu. Nie miałam jeszcze do czynienia z fandisciem, nie mówiąc już nawet o zagraniu w takowy. Zdaje się, że nie dostajemy ich na Zachodzie, ponieważ zanim otome u nas wyjdzie, różne wydawnictwa z Japonii można zapakować w „kompletną” dla nas paczkę. Z tego powodu nie wiedziałam, na co się piszę,  a gdy już się dowiedziałam, trochę mnie to zniechęciło. Koncepcja jest bardzo prosta – to po prostu zebranie oficjalne przyklepanych fanfików oraz delikatne pociągnięcie dalej tego, co mogło się wydarzyć po zakończeniu dla danej postaci. Tak, często właśnie to zawierają fandisci wydawane w Japonii. Chociaż zrozumiałam ten koncept, nie przyszło mi na myśl, jak może wyglądać ogrywanie go.

Gdy już wiedziałam, że mam przed sobą zbiór opowiadań, wróciłam do Guardians of Rebirth, żeby zobaczyć jeszcze przynajmniej jeden ending. Powrót do świata Code Realize pokazał mi, że jest to gra raczej przeciętna. Artworki wciąż są cudowne, a setting interesujący, ale motywacja postaci mnie nie porwała. Przy pierwszym przejściu zdobyłam zakończenie Victora, za drugim wpadł Impey, głównie dlatego, że poradnik, z którego korzystałam, zaczynał się od jego ścieżki. Na tych dwóch się skończyło, chociaż w planie miałam zdobyć więcej. Po prostu byłam już trochę zmęczona tą grą.

Nie jestem do końca pewna, dlaczego aż tak ciężko było mi przebrnąć przez Future Blessings. Pierwszym problemem na pewno był brak jasnej ścieżki. Wybranie „New Game” przeniosło mnie do kolejnego menu, z którego musiałam wybrać epizod do „ogrania”. Wolę, gdy na początku gra trochę mnie prowadzi za pomocą fabuły, a potem dopiero zmusza do jakichś wyborów. Tu natomiast na start trzeba wybrać jakąś historię bez żadnego wyjaśnienia i wprowadzenia.

Jeśli chodzi o ogólną zawartość, to do sekcji nazwanej „After Story ~White Rose~” trafił jeden odcinek dla każdej postaci. Ukończyłam te przypisane Victorowi i Imepy’owi. W takcie nie pojawił się ani jeden wybór do dokonania, więc przebrnęłam przez nie, tylko wciskając X. Niby według poradników w innych odcinkach jakieś wybory mogą się pojawić, ale sama tego potwierdzić nie mogę. W produkcji znajdziemy jeszcze trzy inne sekcje z historyjkami: „Extra Story: Herlock Sholmes”, „Another Story: Lupin’s Gang” i „Extra Story: Finis”. Według informacji w menu dwie z nich opowiadają „co by było gdyby”. Z kolei „Lupin’s Gang” zdaje się rozwijać kilka wydarzeń, które zostały tylko wspomniane w Guardians of Rebirth. Ostatnią sekcją jest „Delly’s Room”, gdzie spędzamy dodatkowy czas z Delacroix II. Umieszczone tam odcinki odblokowują się po przejściu głównych epizodów postaci, więc sama mogłam zobaczyć tylko dwa. Są to urocze, ale jedynie dwuminutowe opowiastki. Niby jeszcze powinnam obejrzeć historie „Extra”, tak już po prostu nie miałam na to siły.

Koniec końców myślę, że Code: Realize ~Future Blessings~ nie jest przeznaczone dla mnie. Koncepcja tego wydawnictwa opiera się na dostarczeniu zdesperowanym wielbicielom Guardians of Rebirth jakiejkolwiek dodatkowej treści. Jako że sama zdobyłam tam tylko dwa zakończenia, jedno lata temu, drugie niedawno, ja się nie zaliczam do tej grupy. Bohaterowie Code Realize nie przypadli mi do gustu na tyle, żebym chciała się bardziej zagłębić w ich świat. Poza tym przeklikanie dwóch epizodów po prostu mnie wymęczyło. Gdyby jednak znalazła się osoba, która uwielbia chłopaków z tej produkcji, to możliwe, że będzie zadowolona z tego wydawnictwa. Jeśli jednak ktoś, tak jak ja, chce konkretnej opowieści, niech sobie odpuści.


Producent: Design Factory, Otomate
Wydawca: Aksys Games
Data wydania: 3 kwietnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 2,5 GB
Cena: 179 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 160 PLN.

Możesz również polubić…

5 komentarzy

  1. Skorrpion pisze:

    Może mi ktoś wyjaśnić, na czym polega fenomen tego rodzaju gier, że tak masowo wychodzą nowe na Vitę za cenę, bagatela, 160zł (przeważnie)? xP
    Nie chcę wyjść na kogoś co jest zaściankowy, ale jak dobrze rozumiem, w tych “grach” nie ma zbyt dużej ingerencji w mechanikę rozgrywki.

    • Quithe pisze:

      Gatunek visual novel możesz traktować jako książkę z obrazkami. Komiks mniej, bo większość tych pozycji jest za mało dynamiczna. Tak więc głównym nośnikiem frajdy z obcowania z takim tytułem jest fabuła i twórcy starają się, by była interesująca.

    • alf pisze:

      Dokładnie tak jak mówi kolega Quithe, siłą tego typu gier jest wspaniała narracja i genialna fabuła sprawiająca, że pochłania się je jak bardzo dobrą książkę. Do tego wszystko okraszone jest wzbudzającą przeróżne emocję muzyką i przepięknymi grafikami. Ah no i dodaj do tego też fakt, że wszystkie wypowiedzi są dubbingowane przez aktorów.
      Podsumowując – tego typu gry to coś jak książka z dodatkiem: grafik, głosów postaci i muzyki. Czasami zawierają jakiś szczątkowy gameplay w postaci mini gier. Warto też podkreślić, że te gry mają po kilka różnych zakończeń zależnie od wyborów jakich dokonujemy podczas rozgrywki.

  2. alf pisze:

    Jest błąd pod koniec artykułu. Zamiast słowa “przeklinanie” powinno chyba być “przeklikanie”. Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *