Super Mario Party

Gdy w bajkowej krainie dochodzi do waśni, rozwiązuje się za pomocą serii wspólnych gier i zabaw!

Super Mario Party jest grą przede wszystkim przeznaczoną do zabawy wieloosobowej. Niby możemy grać w pojedynkę, ale już próba uruchomienia produkcji w opcji handheldowej z wpiętymi joy-conami robi problemy (co ciekawe, nawet pro pada nie działa). Wszystko dlatego, że sterowanie żyroskopem jest bardzo istotne w tej produkcji i po prostu wygodniej robi się to jednym padzikiem. Ale jeśli jest nas co najmniej dwoje, to już można się bawić lepiej. Na początku wybieramy, czy mamy dwie konsole i one będą się łączyć ze sobą, czy gramy na jednej. Grać przeciwko innym osobom w trybie online można po wybraniu gry w pojedynkę, ale trzeba mieć do tego płatną subskrypcję Switch Online. Przy solowej formie rozgrywki możemy jeszcze zdobyć pięć klejnotów, wygrywając koleje gry. I, aby jakoś specjalnie się nie nudzić, dostępne są trzy poziomy trudności, które zaczynają się od normalnego, więc zasadniczo już na nim powinno być dość łatwo.

Podstawowa rozgrywka skupia się na czterech grach głównych:

  • „Mario Party” – jest to planszówka i ma cztery mapy (jedną trzeba odblokować). Następnie wybieramy liczbę tur (10, czyli najmniej, zajmuje około godziny) i rozpoczynamy bój. Każda postać po kolei rzuca kośćmi i jak to w planszówkach bywa, różne rzeczy mogą nas spotkać na polach, na które wejdziemy (bonus, kara, opadnie most, pojawi się minigra itd.). Wygrywa osoba, która zbierze jak najwięcej gwizdek – bo taki jest cel, musimy jak najszybciej dotrzeć do umieszczonej gdzieś na planszy gwiazdki.
  • „Partner Party” – to właściwie to samo, co powyżej, ale gramy w parach, kto nie ma żywej pary, ten dostaje przydział komputerowy.
  • „River Survival” – w tym przypadku wszyscy muszą współpracować, aby sterować pontonem, który płynie z prądem rzeki. Trzeba omijać skały i inne przeszkody, wybierać odgałęzienia, którymi popłyniemy oraz wpadać na baloniki, które aktywują minigry.
  • „Sound Stage” – tutaj wszyscy walczą przeciwko sobie w trzech losowo wybieranych gierkach, które bazują na wyczuciu rytmu. Dla przykładu, możemy odbijać kijem baseballowym piłkę, na trybunach w odpowiednim momencie na podnosić swój kawałek obrazka czy ścierać brud z okien. Po skończeniu trzech zadań dostajemy wyniki.

Poza powyższą bazą mamy jeszcze kilka opcji:

  • W „Toad’s Rec Room” znajdziemy cztery minigry. W jednej dopasujemy do siebie banany, w drugiej zagramy w małą wersję baseballa, w trzeciej zetrą się ze sobą w czołgi, a w ostatniej ułożymy z rozrzuconych kawałków obrazek.
  • W czerwonej rurze znajdziemy miejsce, gdzie znajduje się opcja naklejania zdobywanych naklejek na zdobywanych tłach.
  • W dziale „Minigames”, jak nazwa wskazuje, mamy dostąp do wszystkich małych zabaw dostępnych w grze. Aby jednak rzeczywiście pojawiły się wszystkie, wcześniej musimy je odblokować przez wylosowywanie ich w grach głównych. Możemy tutaj wybrać jedną, jaką chcemy; zagrać w serię pięciu, aby wyłonić zwycięzcę; czy wypowiedzieć wojnę i zająć jak największej pól, wygrywając minigry. W ogóle samych krótkich zabaw jest aż 80 i dzielą się na kilka typów: każdy sobie, 1 vs 3, 2 vs 2, drużynowe, współpraca wszystkich, rytmiczne.

Jak więc widzicie, zawartości w tej produkcji nie brakuje. Do gry udało mi się podejść trzy razy. Za pierwszym razem na spotkaniu ze znajomymi, graliśmy wtedy w cztery osoby. Najpierw odpaliliśmy „Sound Stage” i powtórzyliśmy ją z trzy razy, bo była to przyjemna zabawa – budowała współzawodnictwo, ale dawała też radochę z machania ręką do rytmu pod dany cel. Potem włączyliśmy planszówkę i tu już było gorzej. Gdyby spotkać się w tylko cztery osoby z nastawieniem, że gramy w tę gę, może podejście byłoby trochę inne, ale ponieważ jeszcze z dwie osoby były poza grą, całość dość się ciągnęła. Fakt, minigry były zabawne, ale proces docierania do nich już trochę mniej. Może za starzy i zbyt niecierpliwi już jesteśmy?

Drugie podejście miałem już tylko z jednym kumplem. Za cel obraliśmy spływ rzeką, aby sprawdzić coś, czego poprzednio nie odpaliliśmy. Sterowanie pontonem na pewno byłoby lepsze w cztery żywe osoby. To samo dotyczyło też gierek, po prostu po tym, jak bawiliśmy się pełną liczbą, zamiana dwóch osób na komputer była odczuwalna.

Ostatnie, trzecie podejście zrobiłem sam przy okazji opisania tej gry. Na początku miałem plan w coś zagrać, ale problemy z odpaleniem wypędziły mnie z sypialni do pokoju, gdzie mam dodatkowe padziki. Po osadzeniu Switcha na podstawce, sparowaniu joya i napisaniu wstępu oraz pierwszego akapitu nie miałem już ochoty w nic grać samemu; włączałem tylko kolejne opcje, żeby sobie przypomnieć, co i jak.

Grę mam od siedmiu miesięcy. Jak przeczytaliście w poprzednim akapicie, nie bardzo udawało mi się za nią zabrać. Zasadniczo plan był taki, by jeszcze przynajmniej raz zagrać w cztery osoby, ale trudno było do tego doprowadzić. Jednak zebrane już doświadczania pozwalają mi stwierdzić, że właśnie pełna ekipa jest najlepszą opcją dla tej produkcji, a najgorzej będzie przy samotnej zabawie. Jeśli więc jesteście w stanie obiecać sobie czy dzieciom, że zorganizujecie konkretne wieczory z Super Mario Party, to będzie to dobry zakup. Treści jest sporo, a zawarte w niej małe gry dają frajdę i to głównie o nie tutaj chodzi, bo te duże są tylko punktem wyjścia do nich.


Ocena: 7/10


Producent: NDcube
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 5 października 2018 r.
Dystrybucja:
cyfrowa i fizyczna
Waga: 2,8 GB
Cena: 249,80 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *