Cuphead

Filmy animowane tworzone przy pomocy ręcznie rysowanych grafik przez dziesiątki lat świeciły sukcesy i wychowały przynajmniej kilka znających magię telewizji pokoleń. Jednak wraz z nastaniem ery grafiki komputerowej studia filmowe zdecydowanie odeszły od tradycyjnego i zasobożernego sposobu tworzenia kreskówek. Osoby wychowane na takich klasycznych animacjach jak Mała Syrenka, Tom & Jerry czy Zwariowane Melodie często z utęsknieniem wspominają czasy ołówków, szkiców i farb. Niewielkie studio MDHR postanowiło jednak pokazać światu, że klasyczne kreskówki wciąż mogą znaleźć olbrzymią grupę odbiorczą – chociaż może tym razem w trochę innym medium.

I tak właśnie po kilku latach przesuwania daty premiery oraz narysowaniu i pokolorowaniu tysięcy klatek, w 2017 na komputerach osobistych i Xboxie One pojawił się Cuphead. Gra zdobyła sławę nie tylko dzięki swojej wybijającej się na tle innych gier 2D oprawie, ale też legendarnie już wysokiemu poziomowi trudności. Wsparcie finansowe Microfostu z pewnością również miało tutaj znaczenie. I to właśnie bezpośrednie powiązanie gry z firmą z Redmond sprawiło, że twórcy przez lata zapewniali o konsolowej ekskluzywności Cupheada dla Xboxa. Stało się jednak niemożliwe. Piekło zamarzło, ziemia została spłaszczona, a Microsoft nawiązał współpracę z Nintendo, pozwalając MDHR na przeportowanie swojego dziecka na Nintendo Switch.

Czym dokładnie jest Cuphead? Klasycznym pod względem rozgrywki run and gun z elementami platformowymi czerpiący inspiracje z takich serii jak Contra oraz gier typu bullet hell. Na większość gry składają się walki z bossami, co jest bezpośrednio związane z fabułą.

Zachęceni szybkim zarobkiem główni bohaterowie – tytułowy Cuphead oraz jego brat Mugman – trafiają do kasyna zarządzanego przez samego Diabła. Zaślepiony początkowymi wygranymi przy stole Cuphead daje się namówić właścicielowi na rozgrywkę specjalną. Nagroda jest wysoka, tak samo jak cena przegranej – dusze rodzeństwa. Grający nieczysto Diabeł oczywiście wychodzi z rozdania zwycięsko, jednak daje przerażonym kubkom wybór. Mogą zachować swoje życie pod warunkiem dostarczenia mu cyrografów wszystkich winnych mu mieszkańców wyspy Inkwell. Podstawieni pod ścianą, Cuphead i Mugman zgadzają się na warunki Diabła.

Każda potyczka z bossem to długi proces obserwacji ataków, omijania nadlatujących pocisków oraz próba trafienia postaci jak największą liczbą uderzeń. Cuphead nie rewolucjonizuje gatunku shoot’em up, ale dodaje do niego kilka znaczących elementów. To chyba właśnie one sprawiają, że walki, choć wymagające, są niespotykanie satysfakcjonujące.

Na dole ekranu znajdziemy ułożony z maksymalnie pięciu kart pasek specjalny. Kiedy poprzez zadawanie obrażeń uda nam się wypełnić jedną kartę, możemy jej użyć do zadania mocniejszego ataku. Natomiast najbardziej opłacalne jest poczekanie na naładowanie wszystkich pięciu kart. Wtedy do naszej dyspozycji oddany zostaje potężny ruch specjalny (np. wyjątkowo silny wir zabierający przeciwnikowi dużą część zdrowia lub kilkusekundowa niewidzialność).

Poza ciągłym zadawaniu obrażeń pasek możemy zapełnić w jeszcze jeden sposób. Co jakiś czas zmierzające w naszym kierunku pociski zmieniają kolor na różowy. Oznacza to, że po skoczeniu w jego kierunku i naciśnięciu w odpowiednim momencie przycisku odpowiadającego za parowanie, możemy błyskawicznie otrzymać jedną kartę. Domyślacie się zapewne, jak bardzo potrafi to skrócić czas starcia.

Trzecią znaczącym elementem jest menu ekwipunku, które możemy otworzyć pomiędzy walkami. W nim zmienimy nie tylko ruch specjalny, ale również typ wystrzeliwanych pocisków (w trakcie gry możemy się w dowolnych momentach przełączać między dwoma typami) oraz czar dodający Cupheadowi nową umiejętność (np. chwilowa niewidzialność podczas dashów).

Wszystkie te trzy mechaniki razem sprawiają, że system walki ma często niespotykaną w tego typu grach poziom głębi. Mniej zaparci gracze mogą zignorować różowe ataki, korzystać tylko z podstawowych pocisków. Eksperci będą jednak ryzykować próbując skorzystać z każdej możliwości parowania, ostrożnie dobierać przedmioty do konkretnych bossów, aby jak najbardziej skrócić czas walki.

Każdy boss jest w jakimś stopniu wyjątkowy i wyróżniający się na tle pozostałych. Czasami większy nacisk jest kładziony na skakanie między platformami, czasami na omijanie laserów, czasami przeszkód naturalnych. Co jakiś czas gra stara się dodatkowo urozmaicić zabawę sekcjami podniebnymi, w których siadamy za stery samolotu. Poza specjalną listą ruchów nie różnią się one jednak mocno od klasycznych aren. Na mapie świata podjąć możemy się też opcjonalnych leveli side-scollowych, za ukończenie których nagrodą są złote monety, które następnie możemy wymienić w sklepie na nowe przedmioty.

Mechanicznie Cuphead to gra bardzo udana, ale nie podlega wątpliwości, że sporą ogromna popularność gra zawdzięcza innemu elementowi. Oprawa audiowizualna to tutaj danie główne, a animatorzy studia MDHR włożyli w w każdy kadr niezliczoną ilość czasu. Wszystko co widzimy na ekranie zostało ręcznie narysowane i silnie naśladuje styl animacji z pierwszej połowy poprzedniego wieku. Ba, przed twórcami gry wideo stanęło wyzwanie nawet większe niż przed twórcami filmów. Gdzie od dawna normą dla kinematografii stało się odświeżanie obrazu 24 razy na sekundę, gra wymagająca takiej reakcji jak Cuphead musiała działać w stałych 60 klatkach na sekundę. Oznaczało to jeszcze większy nakład pracy.

Efekt po prostu zapiera dech w piersiach. Wszystkie ruchome obrazy są szczegółowe, pełne ekspresji i kolorów. Ruchy są przy tym odpowiednio płynne i wyraźne, więc nie ma mowy o przypadkowym zgonie spowodowanym nieczytelnym atakiem. Deweloperzy postarali się, aby każda walka opowiadało też krótką historię rozwijającą się z kolejnymi fazami.

Dla przykładu – w pierwszej fazie walki z ptakiem ten jest uwięziony w zegarze z kukułką. Po jej zniszczeniu i pokonaniu go w drugiej fazie, walka toczy się dalej, lecz teraz z pisklęciem próbującym dokończyć dzieło swojego rodzica. Po rozprawieniu się z dzieckiem, na pole bitwy wraca wcześniej pokonany dorosły – tym razem jednak całkowicie nieupierzony i przenoszony na noszach przez dwa wróble. Każda walka jest wypełniona takimi scenkami i stopniowe odkrywanie ich jest nagrodą samą w sobie.

 

Obok miłości, którą twórcy włożyli w warstwę wizualną, po prostu nie można przejść obojętnie. To samo tyczy się oprawy dźwiękowej. Tutaj inspiracją były jazzowe utwory przygrywane w trakcie pierwszych, jeszcze czarno-białych kreskówek. Prym wiodą tutaj instrumenty dęte i klawiszowe. Postarano się również o nałożenie na dźwięk dodatkowego efektu imitującego odtwarzanie muzyki ze starych płyt winylowych.

Pewnie jednak jesteście ciekawi, jak wersja na Switcha radzi sobie w porównaniu do reszty platform. W dużym skrócie – świetnie. Cuphead to jeden z nielicznych przykładów, gdzie mniejsza moc obliczeniowa konsoli Nintendo nie ma znaczenia, a gra wygląda równie dobrze, co na Xboxie One X w trybie 4K. Powód? Wszystkie assety i grafiki zeskanowane zostały z myślą o rozdzielczości 720p. Obraz w celu imitacji starych i lekko zniszczonych nagrań zostaje potem dodatkowo zniekształcony i “zmiękczony” specjalnymi nakładkami. Posiadacze Switcha niczego więc tym razem nie stracili. No, prawie… ekrany ładowania potrafią być tutaj nieco dłuższe niż na reszcie platform, co jest spowodowane dodatkową kompresją mającą na celu zmniejszenie wagi gry. Nie są one potwornie długie, ale warto o tym wspomnieć. Port zawiera też wbudowany system achievementów, wszystkie zmiany wprowadzone w ostatniej dużej aktualizacji (między innymi możliwość gry Mugmanem w trybie solowym, dodatkowe animacje dla niektórych bossów czy animowane cutscenki). I tak, wersja na Switcha posiada polską wersję językową.

Cuphead nie odkrywa koła na nowo, jednak dzięki zniewalającej oprawie i przemyślanych nowych mechanikach jest to tytuł obowiązkowy dla fanów run and gunów. Gra jest wymagająca, ale dzięki natychmiastowym restarcie po śmierci i uczciwych regułach rzadko kiedy frustruje. Dotarcie do prawdziwego zakończenia zajęło mi według licznika konsoli ok. 20h i jestem pewny, że pomimo tego z grą spędzę jeszcze wiele przyjemnych chwil, być może w lokalnej kooperacji dla dwóch osób, której poświęciłem z pewnością zbyt mało czasu.

Ocena: 9/10


Opinia: Krowen

Cuphead zachwyca przede wszystkim oprawą wizualną która przywodzi na myśl wczesne dokonania Disney’a – wszystko narysowano ręcznie, dodano odpowiedni filtr, zachowano charakterystyczny styl i wyjątkową płynność animacji. Ilość pracy włożonej w samą grafikę imponuje, jednak grywalność również stoi na bardzo wysokim poziomie. Sprawiedliwy poziom trudności każe nauczyć się schematów używanych przez bossów, walki trwają kilka minut lecz przez częste zgony „męczyć” z jednym przeciwnikiem możemy i dobrą godzinę. „Męczarnie” to jednak ciągły progres, proces uczenia się i reagowania, restart jest błyskawiczny, a satysfakcja ogromna. Zagrać można samemu jak i z drugim graczem, a jedynym minusem gry może być dość spora mapa, co przy ponownym podejściu do gry na najwyższym poziomie trudności może być irytujące (świat podzielony jest na segmenty oddzielone loadingami, brakuje listy poziomów dzięki której moglibyśmy błyskawicznie zacząć walkę). Brać i grać!

Ocena: 9,5/10


Producent: Studio MDHR
Wydawca: Studio MDHR
Data wydania: 18 kwietnia 2019 r.
Dystrybucja:
cyfrowa (wersja pudełkowa zaplanowana na rok 2020)
Waga: 3.3 GB
Cena: 80 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *