Quest Hunter

O jednym takim, który ukradł słońce.

Znamy pewną historię, w której ukradziono księżyc. Co by się jednak stało, gdyby ukradziono słońce? Właśnie taka dość nietypowa sytuacja spotkała mieszkańców krainy naszego bohatera, na domiar złego jego latający okręt zostaje zestrzelony, a on sam ląduje w lesie. Jak można się domyśleć, wplątuje się on w misję odkrycia, co stało się z naszą gwiazdą, a przy okazji przyjedzie mu zająć się plagą zombie czy poszukać zaginionej księżniczki. Fabuła została stworzona w dość luźnej konwencji, a tam, gdzie się da, został wepchnięty humor, dzięki czemu dialogi śledzi się z przyjemnością i lekkością. Kolejną zaletą jest brak liniowości w zadaniach. Wielokrotnie decydujemy, czy np. wysłuchamy wyjaśnień domniemanego mordercy i zaufamy w jego niewinność, czy od razu go zabijemy jako winnego.

Sama produkcja jest dość prostym RPG akcji w rzucie izometrycznym. Nie mamy klas postaci, za każdym razem sterujemy władającym magią rycerzem. Zabija to replayability, ponieważ drugie podejście nie ma większego sensu, ponieważ nawet w tej jednej klasie rozwój jest w zasadzie liniowy. Niby możemy rozdzielać trzy punkty na poziom między cztery statystyki, ale siła naszego herosa bardziej zależy od umiejętności i ekwipunku.

Umiejętności zbyt wiele nie ma i odblokowują się co kilka poziomów. Przeważnie w takich grach co poziom dostajemy punkt, który rozdysponowujemy między skillami, przez co każdy nasz wybór jest przemyślany. Tym razem twórcy uzależnili ich rozwój od posiadania odpowiednich przedmiotów. Jeśli więc chcemy podnieść poziom, idziemy dofarmić.

Niezależnie od przedmiotu w ręce (łopata, miecz czy topór), atak przebiega tak samo. Jedyna różnica w naszej taktyce to używane umiejętności. Na słiczu możemy bezproblemowo korzystać z trzech przypisanych do przycisków akcji. Po skorzystaniu z którejś musimy odczekać chwilę, aż się naładuje i ponownie będziemy mogli z niej skorzystać. Najzabawniejsze jest jednak to, że slotów szybkiego dostępu mamy siedem, cztery zarezerwowane są na przedmioty. U mnie były to rzeczy odpowiedziane za leczenie nas. Gdybym mógł, zamieniłbym to na pięć skilli i dwa leczące.

Przejdźmy teraz do konstrukcji poziomów. Wszystkie lokacje zostały umieszczone na mapie i zostały połączone pojedynczymi ścieżkami. Wiąże się to z długimi podróżami między położonymi daleko od siebie miejscami. Jest to zwłaszcza zauważalne pod koniec gry, gdzie chyba specjalnie tak są prowadzone misje, abyśmy narobili kilometrów, a tym samym wydłużając sztucznie grę.

Podobny problem występuje już bezpośrednio na planszach. Pomijając fakt, że naszą główną bronią będą ładowane umiejętności, co samo wymusza czekanie po użyciu ich, etapy wypchane są zagadkami. Niby fajnie, gdyby nie to, że nieraz przez całą planszę musimy przenieść kamyk, albo i dwa. Nie robi się tak! Te rzeczy zabijają dynamikę produkcji. Dosłownie takie sytuacje sprawiały, że odrywałem się od gry, bo nie chciało mi się ponownie tragać rzeczy przez całą lokację, gdy przed chwilą to robiłem…

Nie wspomniałem o wszystkim, ponieważ postanowiłem zebrać to w jednym akapicie, gdyż mimo zawarcia tych mechanik, nie wykorzystano ich potencjału. Pierwszą taką rzeczą są znajdźki w postaci poukrywanych przedmiotów oraz zakopanych skarbów. Te drugie odkopujemy, gdy zacznie nam się świecić ikona łopaty. W pewnym momencie przestajemy ich szukać (bo ich liczbę na mapie mamy podaną) i zajmujemy się nimi, jak przez przypadek je odkryjemy. Podobnie jest z craftingiem, za pomocą którego możemy zdobyć nowy ekwipunek. Ale co z tego, jak lepszy dość szybko znajdujemy sami… Pozostaje ulepszanie go za pomocą zebranych przedmiotów, ale nie korzystamy z tego, gdyż dość szybko znajdujemy potężniejszy oręż. Generowane losowo dungeony (tylko kilka jest takich, reszta ma z góry określony wygląd) składają się z dość małej ilości klocków, przez co nieraz trafiamy na trzy takie same zagadki. Pozostają też inne tryby rozgrywki, ale w związku z małą dynamiką produkcji, szybko nas nudzą.

Kreskówkowa stylizacja świetnie spisuje się w Quest Hunter, ponieważ idealnie pasuje jej klimatu. Zadbano także o takie szczegóły, jak zmiana wyglądu bohatera w zależności od noszonego ekwipunku. Jednak dużym kłopotem okazało się ustawienie odpowiedniej jasności poziomów, bo o ile pierwsze są czytelne, tak w pewnym momencie, zwłaszcza bagna, stają się za ciemne, a przez to ledwo czytelne. Audio natomiast to w ogóle najsłabszy element produkcji. Niestety, ale otrzymany soundtrack jest nużący, co tylko pogłębia uczucie małej dynamiczności rozgrywki.

Quest Hunter byłoby naprawdę przyjemną odskocznią od większych gier, ponieważ małe skomplikowanie mechanik sprawia, że nie spędzamy zbyt dużo czasu na wybieraniu ścieżki rozwoju czy farmieniu odpowiedniego oręża. Jednak wszystko rozbija się o uczucie robienie gracza w konia poprzez sztuczne wydłużanie produkcji zagadkami, w których latamy i przenosimy przez całą plansze jakiś przedmiot. Przez takie zadania prawie porzuciłem tę produkcję, bo już miałem tego dość. Jeśli jednak pominiemy ten aspekt, mamy prostego slashera na kilka godzin


Ocena: 6/10


Serdecznie dziękujemy 2 Zombie Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: 2 Zombie Games
Wydawca: 2 Zombie Games
Data wydania: 12 lipca 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1,4 GB
Cena: 68 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *