Turok

Serie strzelanek pierwszoosobowych powstałych w latach dziewięćdziesiątych do dzisiaj cieszą się niemałym kultem wśród graczy. Jeśli masz jakąkolwiek wiedzę na temat gier video, szanse na to, że nie słyszałeś o takich grach jak Doom, Quake, Unreal czy Half Life są bardzo nikłe. W złotej erze FPS-ów pojawiło się jednak wiele innych gier z tego gatunku, które często były dla branży równie rewolucyjne co dzieła id Software i Epic Games, lecz z biegiem lat pamięć o nich uległa zatarciu. Taką właśnie grą bez zwątpienia jest Turok.

Turok: Dinosaur Hunter ujrzało światło dzienne w marcu 1997 jako tytuł ekskluzywny jeszcze wtedy świeże Nintendo 64. Wyprodukowany przez zespół Iguana Entertainment shooter miał być jednym z głównych pokazów możliwości sprzętu i przy okazji udowodnić, że konsolowe FPS-y mają rację bytu. Nie była to w żadnym wypadku pierwsza gra z tego gatunku na konsolach (już parę lat wcześniej posiadacze Segi Mega Drive i Super Nintendo mogli się zagrywać chociażby w Dooma). Teksańskie studio dołożyło jednak starań, aby Turok nie był po prostu kolejnym klonem Quake’a cierpiącym przez mało ergonomiczną konstrukcję pada od Nintendo 64.

Nie zrozumcie mnie źle, strzelanie wciąż daje mnóstwo zabawy. Po ponad 20 latach Turok wciąż potrafi zagwarantować satysfakcjonującą wymianę ognia. Nie trzeba się specjalnie przejmować celowaniem. Auto-naprowadzanie pocisków jest tutaj bardzo wyczuwalne (szczególnie przy korzystaniu z shotgunów) i aby trafić przeciwnika, musimy tak naprawdę jedynie mniej więcej celować w jego kierunku. Podczas rozgrywki znacznie ważniejsza jest mobilność. Próbujący nas ustrzelić najemnicy posługują się najczęściej bronią ręczną lub palną, czasami natrafimy też na tubylców posługujących się zatrutymi strzałkami. Większość broni dystansowych to nie hitscany, więc omijanie nadlatujących pocisków prawie zawsze jest możliwe. Większym zagrożeniem od człowieka jest jednak oczywiście natura. Poziomy roją się od welociraptorów mających ochotę na świeże mięso i szarżujących w kierunku kamery.

Problemem, który przypomina nam o wieku Turoka, jest liczba wrogów jednocześnie mogących znajdować się na ekranie. Przestrzenie po których biegamy są naprawdę spore, a mimo to jednocześnie walczymy najczęściej z maksymalnie kilkoma przeciwnikami. Dwadzieścia lat temu nie był to spory problem, ponieważ spadki frameratu i mało precyzyjny drążek analogowy skutecznie utrudniały zadanie. Po podniesieniu szybkości do sześćdziesięciu klatek na sekundę i podłączeniu Pro Controllera wyzwanie nie jest szczególnie duże.

To co wyróżnia Turoka na tle innych podobnych gier z tego okresu to jednak silny nacisk na odkrywanie. Grając miałem czasami wrażenie, że Turok ma więcej wspólnego z eksploracyjnymi platformówkami jak Banjo-Kazooie oraz metroidvaniami niż z Doomem.

Poziomy zostały zaprojektowane w taki sposób, aby były wielopoziomowe, pełne krzyżujących się ścieżek, ukrytych przejść, jaskiń, podwodnych korytarzy i teleportów. Gracz jest cały czas nagradzany za ciekawość i zachęcany do powracania do wcześniej odwiedzonych lokacji. Mapy skrywają w sobie porozrzucane w odpowiednich miejscach maczki z amunicją, tokeny oraz pełniące bardzo ważną funkcję klucze.

Centralną częścią świata gry jest hub, w którym znajduje się osiem bram – po jednej na każdy z poziomów. Kolejne bramy możemy aktywować tylko poprzez zebranie wspomnianych kluczy. Nie ma tutaj reguły mówiącej, że klucze potrzebne do aktywowania poziomu czwartego znajdują wyłącznie w poziomie trzecim. Konkretne typy kluczy służą do odblokowywania konkretnych poziomów, co oznacza, że nawet jeśli po pierwszym ukończeniu poziomu nie uda nam się znaleźć wszystkich artefaktów, wciąż możemy być w stanie odblokować jeden z rozdziałów. Aby ukończyć grę, z czasem będziemy musieli jednak do niego powrócić i odnaleźć brakujące klucze. Dodaje to do kampanii bardzo przyjemną warstwę nieliniowości. Eksploracja i brak jednej słusznej ścieżki jest ogromnym atutem Turoka. Biorąc pod uwagę, że wielu kluczowych pracowników Iguana Entertainment trafiło niedługo później do Retro Studios, aby pomóc przy tworzeniu Metroid Prime, oryginalnego Turoka można wręcz uznać za duchowego poprzednika pierwszych trójwymiarowych przygód Samus Aran.

Mimo jego sędziwego wieku w Turoka wciąż warto zagrać. Nieistniejące już dzisiaj Iguana Entertainment w 1997 roku stworzyło shootera, który stanowi punkt milowy w projektowaniu poziomów w trójwymiarowych grach akcji. Remaster przygotowany przez Nightdive Studios to świetny sposób na odświeżenie tego klasyka. Oczywiście zaktualizowano tekstury, dodano wsparcie dla rozdzielczości Full HD oraz odblokowano framerate. Wydawca zadbał też jednak o mniej oczywiste poprawki, jak możliwość zmiany FOV, dodanie celowania ruchowego czy zwiększenie odległości rysowania obiektów. Fani ścieżki dźwiękowej mogą nawet wybrać między oryginalną muzyką z wersji dla Nintendo 64 i audio zremasterowanym na potrzeby komputerowego portu wydanego pare lat później. Seria przez lata doczekała się szeregu mniej i bardziej udanych sequeli, lecz to właśnie jej początki stanowiły jej złoty okres.


Producent: Acclaim Studios Austin/Iguana Entertainment, Nightdive Studios
Wydawca: Nightdive Studios, Limited Run Games (wersja fizyczna)
Data wydania: 18 marca 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 249 MB
Cena: 70,40 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. @ Valoo pisze:

    Spodziewałem się słabego portu zrobionego na szybko. A z tego co piszesz, to wygląda całkiem sensownie. Grałem w część 2, więc tak odgrzaną część 1 chętnie poznam. A wiadomo coś o porcie części 3 – Shadow of Oblivion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *