Guard Duty

Oto pozycja, którą spokojnie można reklamować jako: „Najbardziej prachettowska opowieść o dalekosiężnych skutkach ratowania księżniczki nienapisana przez Pratchetta, a na dodatek można w nią zagrać!”. Ten nieco obskurny point’n’click mierzy się z kliszami rodem z fantasy, a podobnie niewyględny główny bohater… ze wszystkim dookoła. Czekają na niego rój pszczół, niechciane skutki spędzonej na piciu nocy, mroczne rytuały czy nawet przyszłość w kolorach cyberpunku!

Recenzję napisała KotSation         

A od czego się cała heca zaczyna? A od tego, że Tondbert, zwykły gwardzista straży miejskiej, zbyt wiele szczęścia w życiu nie ma. Poza tym również i te urodziny spędza samotnie na nocnej zmianie, a za towarzystwo ma jedynie flaszkę. Następnego dnia budzi go rozkaz stawienia się jak najszybciej przed królem, ale bez klucza, który pozwoliłby mu wyjść z sypialnia. I bez zbroi. Zasadniczo, bez tego kawałka metalu nikt by nawet nie pomyślał, że sprawuje Ważne Funkcje. W związku z tym cały poranek gania po mieście, żeby ktoś go zaczął szanować. A potem jest już tylko gorzej, bo staje się kozłem ofiarnym, który musi przekazać królowi złą wiadomość o porwaniu księżniczki. Ciężkie jest życie członka straży… ale może to w końcu czas, by jakoś się wykazać i udowodnić, że nie jest się pierwszym lepszym popychadłem?

Pod względem fabularnym Guard Duty to absolutne cudo, nawet jeśli nie ma w nim epickiej opowieści ani trzymających w napięciu intryg. Za to produkcja nadrabia stężeniem absurdu, który jest zabawny w sposób zupełnie niewymuszony. Wpłynął na to brak bombastycznego ciągu napompowanych epickością wydarzeń, który mógłby przypominać paraśredniowieczną wersję „Barbarelli”. Historia jest raczej spokojna i sympatyczna, choć też zaskakujące. Bezpardonowo kpi sobie z klisz i bawi się konwencją w stopniu wręcz bezwstydnym, ale szczegółów zdradzać nie zamierzam, bo spodziewanie się mogłoby zepsuć całkiem sporą dozę radości z zagłębiania się w tą, w gruncie rzeczy, głupią historyjkę. Tyle że, no właśnie, ta „głupia historyjka” jest napisana naprawdę inteligentnie, ponieważ świadomy humor przebija nie tylko z samych wydarzeń, ale również z dialogów, które są naprawdę żywe. Od razu ma się wrażenie, że gdyby pogawędki z baru przenieść w pseudośredniowieczne realia, to właśnie tak by brzmiały. Z tego powodu czasami włóczyłam się po mieście i zagadywałam NPC-ów tylko dlatego, że czytanie tych rozmów sprawia dużo radości.

Nieco gorzej sprawuje się sam gameplay. Jak na point’n’clicka, mało w nim kombinowania – czasem zdarzy nam się zaciąć, ale faktem jest, że sporą część rozgrywki można przejść jak po sznurku, zwłaszcza na ostatnim etapie historii. Ponadto czasami Guard Duty sprawia wrażenie samograja – wiele rzeczy tam idzie nie po naszej myśli, ale jak najbardziej po myśli scenariusza, przez co nawet najgłupsze pomysły nie grożą żadnymi konsekwencjami, ponieważ albo gra zabroni nam tego wykonać, albo jest to przewidziane w dalszym ciągu rozgrywki. Z jednej strony rzeczywiście te zabiegi pozwalają nieźle zaskoczyć, jednak pod koniec staje się to już zbyt zauważalne, bo w końcu mam ochotę grać w point’n’clicka, a nie w film interaktywny, w którym dla zachowania pozorów mam pełną kontrolę nad ruchami postaci. Ogólnie jednak jest przyjemnie, a ta odrobina kombinowania, która jest, sprawia się całkiem dobrze. Jednak doczepiłabym się jeszcze do ślamazarnego tempa poruszania się postaci oraz niektórych nieintuicyjnych decyzji w sprawie sterowania. Dla przykładu, przycisk „X” służy do interakcji z otoczeniem, ale nie do przewijania dialogów, a za każdym razem, gdy dokona się błędnego/głupiego działania, Tondbert mruczy jakiś komentarz pod nosem, stąd automatyczna próba przewinięcia dymka dialogowego… co zazwyczaj kończy się natychmiastowym wywołaniem go po raz kolejny.

Pod względem oprawy wizualnej Guard Duty balansuje na granicy brzydoty, ale brzydoty stuprocentowo świadomej, w rezultacie czego wychodzi zwycięsko z tej ekwilibrystycznej sztuczki. Jest całkiem kolorowo, trochę krzywo, przerysowanie jest niemal komiksowe i w tej konwencji to się sprawdza. Jeśli zaś chodzi o ścieżkę dźwiękową, osobne pochwały należą się… voice actingowi. Dawno nie słyszałam tak dobrego anglojęzycznego dubbingu, który nadaje jeszcze więcej charakteru dialogom. Poza tym fakt, że nieraz jedna osoba podkładała głos pod kilka postaci wywołuje jeszcze więcej podziwu.

Krótko mówiąc, Guard Duty to naprawdę pocieszna pozycja, która wyłamuje się z szeregu mało ciekawego szeregu niezależnych horrorów i kolejnych point’n’clicków z Tajemnicami. To przyjemne, prześmiewcze fantasy, które może pęknąć w dwie godziny, ale może i w cztery, jeśli ktoś chce się po prostu więcej pokręcić (a to był mój przypadek, bo cały klimat tej gry zdecydowanie zachęca) to coś, czego mi zdecydowanie brakowało, jak się okazuje. Ma pewne niedostatki gameplayowe, ale ogólnie rzecz biorąc, jest tytułem wartym uwagi.


Ocena: 8/10


Serdecznie dziękujemy Ratalaika Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Sick Chicken Studios
Wydawca: Ratalaika Games
Data wydania: 22 kwietnia 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Funkcje crossowe: -buy z PS4
Waga: 1,3 GB
Cena: 42 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 40 PLN.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *