White Day: A Labyrinth Named School

Okazuje się, że licealne nie/powodzenia w relacjach z kobietami mogą mieć duży wpływ na to, jak skończy się nocne zgłębianie mrocznych sekretów szkoły.

White Day, survival horror koreańskiego studia Sonnori, pierwotnie ukazał się dobre 21 lat temu w trakcie złotej ery tego gatunku. Dlaczego ktoś postanowił go odświeżyć, tego nie jestem pewna, lecz dzięki temu teraz właściciele Switcha, pięć lat po posiadaczach innych platform, mogą zapoznać się z zapomnianym klasykiem grozy. Główny bohater a zarazem nowy uczeń w szkole, Hui-Min, pewnego dnia znajduje pamiętnik swojej nastoletniej crush, So-Young. Z racji, że zbliżają się Walentynki i następujący po nich Biały Dzień, kiedy to chłopcy prezentują czekoladki dziewczynom, stwierdza, że dobrym pomysłem jest włamanie się nocą do szkoły, by oddać ukochanej pamiętnik oraz przekazać podarunek. Co mogło pójść nie tak?

Otóż mniej więcej wszystko, bo w szkole, oprócz krwiożerczych woźnych i czyhających pod sufitem tajemniczych kobiet-pająków, spotyka też wspomnianą So-Young i dwie inne koleżanki z klasy. Wszystkie zachowują się raczej dziwnie, a niewinna kraszi, wiedziona tajemniczym pędem w głąb szkolnego labiryntu, zdaje się coś ukrywać… A może to ktoś inny skrywa tajemnicę? Sekrety zresztą mają nie tylko bohaterki, ale i cała szkoła, w której paranormalne zdarzenia z przeszłości zaczynają wychodzić na jaw. Przyznam, że połączenie klimatu “opuszczonej szkoły” z elementami, powiedziałabym wręcz teen dramy, wychodzi bardzo ciekawie – ludzkie towarzystwo wcale nie dodaje otuchy, a mikroświat skomplikowanych relacji i niesnasek tylko komplikuje intrygę.

Podczas eksploracji znajdziemy w szkole… interesujące dzieła sztuki

Łażenie nocą po szkole nie pozostaje jednak bez konsekwencji – większość czasu spędzimy, chowając się po salach przed woźnym i próbując dostać się w coraz to pilniej strzeżone partie szkoły. Oponent Hui-Mina charakteryzuje się niebywałą wytrwałością w gonieniu uczniaka oraz nie mniejszą spostrzegawczością (chociaż słuch ma raczej słaby i dźwięk kroków nie zwraca jego uwagi, przynajmniej na normalnym poziomie trudności). Należy wystrzegać się zapalonych świateł, otwartych drzwi i biegania po korytarzach – to gwarantuje odrobinę nadziei na przetrwanie. Jeśli jednak nas w końcu zobaczy, spotkanie może skończyć się zapałowaniem na śmierć. Zgubić woźnego nie jest też łatwo, skoro się nie męczy. Jedynie wyprzedzenie go i schowanie się w jakimś ciemnym zaułku może pomóc (albo w toalecie; toaleta jest najbardziej uniwersalnym wyjściem, bo nie przychodzi mu do głowy, żeby ją sprawdzić).

Mechanika ta, jakkolwiek wprowadzająca interesujące elementy skradankowe, jest wyjątkowo uciążliwa. Woźni znajdują się zawsze tam, gdzie należy iść i nie zawsze da się uniknąć ich wzroku, co swoje apogeum osiąga w czteropoziomowej hali, w której zagadka wymaga odwiedzenia sześciu różnych pomieszczeń na trzech piętrach, a woźny może nas spokojnie wypatrzeć z pierwszego piętra na czwartym. Nie jeden raz byłam blisko dostania pierdolca, jednak uważam, że to jeszcze jest w miarę zbalansowany element rozgrywki (chociaż blisko mu do przesady), zwłaszcza że z każdym kolejnym zgonem faktycznie nabiera się wprawy w wymijaniu pracownika.

Gdy już uda się znaleźć sposób na wykiwanie woźnego, czas ruszać dalej. Gra rozgrywa się na terenie czterech budynków szkoły. Zagadki służą zdobywaniu kolejnych kluczy, niektóre polegają na eksploracji i adekwatnym użyciu przedmiotów, niektóre na rozwiązywaniu bardziej abstrakcyjnych łamigłówek, pozwalających odkryć np. kody dostępu. Do ich rozwiązania przydadzą się porozrzucane po całej szkole karteczki i notatki zawierające wskazówki – przyznam, że dzięki nim gra robi się całkiem przyjazna, a jednak nadal wymaga myślenia. Niestety, część zagadek jest “lost in translation” i praktycznie nie da się ich zrobić bez przewodnika. Kilka sekcji jest nieobowiązkowych, ale przejście ich pozwala na uzyskanie znajdziek, jakimi są historie o duchach, które później dzięki temu mogą nawiedzić gracza w trakcie rozgrywki.

Na koniec eksploracji każdego budynku pojawia się coś na kształt walki z bossem, która zasadniczo nie różni się gameplayowo od reszty poziomu, ale jest na czas – trzeba więc myśleć dość szybko, a podczas ostatecznej konfrontacji zaliczyć kilka quick time eventów i po sprawie. Podobało mi się to, bo pozwalało się oderwać od dynamiki skradaniowo-eksploracyjnej, trochę pobiegać po korytarzach i zwiększyć poziom adrenaliny. Każde starcie było podbudowane okultystyczno-paranormalnym backstory, lecz niestety warstwa narracyjna, o ile gracz nie zagłębi się w każdy możliwy skrawek papieru, jest dość uboga, a nierzadko także niespójna.

White Day posiada bardzo dużą ilość zakończeń, a są uzależnione od wybranych przez nas opcji dialogowych w rozmowach z koleżankami. Mnie nie udało się dotrzeć do najgłębszych tajemnic szkoły i nie uśmiechało mi się też przechodzenie 10-godzinnej gry ponownie (chociaż rozważam załączenie trybu Very Easy, wtedy powinno mi to zająć jakieś pięć razy mniej czasu, haha), więc cóż, do prawdy nie dotarłam i moje zakończenie zostawiało bardzo dużo niedosytu.

Wygląda ta gra dość biednie i po samej oprawie obstawiałabym jej powstanie na wczesne czasy PS2. Przyznam więc, że w porównanie do oryginału z PSX-a jest to jakaś niewątpliwa poprawa, jednak wciąż jest dość płasko, szaro, kanciaście i tekstury nie zachwycają. Dziwi mnie mechanika interakcji z przedmiotami typu szuflada, która polega na tym, że najpierw należy wejść w tryb interakcji, a potem gałką-jak-myszką poprzesuwać sobie kursor i kliknąć np. na klamkę. Tak samo kwestionowane jest wykorzystywanie najgorszego rodzaju jumpscare’ów, czyli nagle pojawiającą się grafiką ducha i wysokim piskiem. Strasznie to toporne. Za to warstwa audio jest naprawdę przerażająca i to jej ta gra zawdzięcza większość grozy (w ogóle White Day to jedna z niewielu gier, w których bałam się własnego cienia). Przewija się tu darkambientowa, pełna dysonansów, rozstrojonej gitary i niepokojących śpiewów muzyka, ale też zawiera dużo Tajemniczych Dźwięków Otoczenia. Kroki, deszcz, burza, wiatr – niby klasyka, ale działa bardzo dobrze, zwłaszcza, że różne przestrzenie mają rozmaite dźwiękowe aury. Czasami jednak wydawała się niedopasowana do wydarzeń i klimatu gry, np. podczas “walk” z bossami była nadmiernie żywiołowa.

Krótko mówiąc, White Day: A Labyrinth Named School to naprawdę przyjemne zaskoczenie (chociaż i tak spodziewałam się raczej pozytywnych wrażeń). Gęsta atmosfera miejskich legend połączona z mechaniką opartą na rozwiązywaniu zagadek i elementach stealth nadal robi robotę, pomimo upływu lat widocznych w samym wykonaniu.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy PQube
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: ROI Games
Wydawca: PQube
Data wydania: 8. września 2022 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 3.9 GB
Cena: 120 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *