Słuchawki ENDORFY Viro Plus USB Onyx White

Od przybytku głowa nie boli. Takiego w dobrej cenie tym bardziej. 

Po otworzeniu całkiem sporej paczki od Endorfy, a następnie także eleganckiego kartonu, moim oczom ukazało się… mnóstwo elementów. Ło panie, ile dobra w niej umieścili! Oprócz słuchawek w zestawie znajdują się dwa kable – jeden o długości ok. 1 metra, drugi ok. 3 m (co od razu mnie ucieszyło, bo wreszcie będę mogła sobie posiedzieć w nocy przy zadockowanym Switchu, nie martwiąc się o budzenie współlokatorek). Jest także karta dźwiękowa podłączana na USB, która zapewnia dźwięk przestrzenny 7.1 (i dodatkowo pozwala odpocząć zmaltretowanemu wejściu minijacka w moim laptopie); przejściówkę-adapter na combo jack; mikrofon oraz zastępcze gąbki do słuchawek, wykonane z lżejszego i bardziej oddychającego materiału. Krótko mówiąc, do słuchawek firma dodała wszystko, czego człowiek może do nich potrzebować.

Ponieważ w bliżej nieokreślony sposób pałąk w moich poprzednich słuchawkach się złamał, nówka sztuka od Endorfy miała gwarantowane intensywne używanie przez całe dwa miesiące. Jak sprawdziły się w boju? Otóż, tak ogólnie, bardzo dobrze, chociaż nie w każdej konkurencji wypadły tak samo dobrze. Zacznijmy jednak od tego, co widać na pierwszy rzut oka, czyli wyglądu i wykonania. Endorfy na swojej stronie tak chwali się designem, jakby te słuchawki z miejsca miały trafić do muzeum albo na Paris Fashion Week. Cóż, aż tak dobrze nie jest, ponieważ wydają się nieco toporne. Pałąk, od dołu wyłożony sporą warstwą gąbki, z góry pokryty sztuczną skórą i „zszyty” na bokach nie grzeszy subtelnością. Nie przypadło mi też do gustu połączenie tekstur – błyszczących elementów ze szczotkowanego aluminium, matowego białego plastiku, ciemnoszarej „skóry” i do tego jasnoszarych elementów materiałowych w okablowaniu. W ogólnym spojrzeniu jednak wyglądają dość schludnie, ale, co ważniejsze, przede wszystkim są wygodne. Wydają się też być bardzo solidne: plastikowe elementy są porządnej jakości, a ochronienie kabla materiałem i dodatkowym plastikiem w okolicach wejść pozwala mieć nadzieję, że będzie rzeczywiście trwały.

Tyle dobra!

Pierwszym gruntem, na jakim musiały sprawdzić się słuchawki Endorfy Viro, była muzyka. Czy jest to wymarzony sprzęt do używania w tym celu? Raczej nie, chociaż sprawdza się dość solidnie. Denerwowały mnie jednak mało zróżnicowane wewnętrznie, a mocno podbite pasma dolne, przez co wiele razy np. stopa brzmiała miękko, ale trochę sztucznie i za mocno zwracała na siebie uwagę. Utwory, w których bas powinien robić dużą robotę, jakoś wrażenia nie robiła. Podobnie potrafiło być w drugą stronę, góra trochę zbyt intensywnie (hi-haty :C). W moim prywatnym i nieprofesjonalnym rankingu zdecydowanie najgorzej wypadała ogólnie pojęta elektronika (techenko). Całkiem spoko brzmiał jakiś ekstremalny metal, a najlepiej rzeczy ze zbalansowanym miksem, korzystające ze zróżnicowanego instrumentarium (jakieś rytualne bębny, smyczki, pianino, ogólnie „akustyczne” brzmienie – cudo) lub skoncentrowane na wokalu, który brzmi czysto i bardzo dobrze wyróżnia się z tła. Generalnie tam, gdzie wrażenie „przestrzenności” brzmienia faktycznie odgrywa swoją rolę (Wardruna!), immersja potrafi być naprawdę potężna, a wrażenia słuchowe – niesamowite.

Słuchawki są niesamowicie wygodne w użyciu – pianka elegancko przytula się do twarzy i sprawia, że te potężne nausznice nie uciskają. Zwróciłam na to szczególną uwagę, ponieważ przy bardzo jakościowych, ale niekoniecznie wygodnych Pioneerach nieustannie cierpiałam z powodu oprawek wbijanych w skórę przez zbyt mocny nacisk.  Do tego słuchawki Endorfy zapewniają porządną izolację od dźwięków otoczenia, przez co dobrze sprawdzają się też do użytku zewnętrznego (chociaż producent zastrzega, żeby do tego celu raczej ich nie używać). Mikrofon można odpiąć i włożyć zaślepkę, żeby nie zbierał się kurz, co uważam za bardzo korzystne dla komfortu użytkowania.

Equalizer designem nie grzeszy, ale za to Virtual 7.1 jest zdecydowanie warty grzechu.

W którymś momencie postanowiłam, że czas sprawdzić największy bajer z dodatków – kartę dźwiękową na USB umożliwiającą symulację dźwięku przestrzennego 7.1. Zabrałam się za sprawdzanie materiałów audiowizualnych, które pozwoliłyby mi w pełni docenić takie efekty. Pośród nich było nagranie fragmentu rozgrywki z Battlefielda, film Na Zachodzie Bez Zmian oraz wideo w stylu POV: You’re in the middle of the forest (nature sounds). I przyznam, że jest efekt wow. Oprócz tego, że szczęk karabinów nagle okazał się być absolutnie pięknym dźwiękiem (chociaż do zaciągnięcia się do wojska mnie nie przekonał), to przyznam, że ten zestaw faktycznie skutecznie wywołuje wrażenie jednoosobowego kina domowego i że z wielką chęcią będę w nich nadrabiać to, czego nie udało mi się zobaczyć. Entuzjastką onlajnowych szczelanek raczej nie jestem, ale do karty USB można też pobrać equalizer, pozwalający na zapisanie osobnych ustawień dla tego typu rozgrywki. Za to bez tego sprzętu miałam okazję podziwiać audiosferę Yomawari: Lost in the Dark, która wywoływała poczucie osaczenia i prawdziwe ciary dzięki głębi brzmienia, chociaż efekt „lokalizacyjny” był słabszy, niż się spodziewałam – nie zawsze byłam w stanie dobrze określić pochodzenie dźwięku, ale samo wrażenie jego bliskości/oddalenia działało już dobrze.

Podsumowując – dobra robota! Słuchawki od ENDORFY to propozycja w dobrej cenie, która chociaż ma swoje niedostatki, nadrabia je porządnym (choć nierównym) brzmieniem, wspaniałym uczuciem przestrzenności dźwięku oraz mnogością dodatkowych, użytecznych elementów.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy ENDORFY
za przesłanie egzemplarza recenzenckiego słuchawek


Producent: ENDORFY
Przetwornik: 53 mm śr.
Impedancja: 32±20% Ω
Czułość: 98 ± 4 db
Waga (bez przewodu): 307 ±5 g
Połączenie: przewodowe (minijack 3,5mm)
Cena: 249 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *