Sakura Dungeon

Kolega, próbując przekonać mnie do zagrania w Subverse powiedział, że “z cyckami wszystko jest lepsze”. Cóż, nie grał w Sakura Dungeon na Switchu.
Seria Sakura jest już dość znana Switchowcom – Quithe miał jej już powoli dość, bo ile można czytać w kółko to samo. Sam jednak na Steam Decka zakupiłem swego czasu Sakura Dungeon – wydaną na PC w 2016 roku grę charakteryzowało zupełnie inne podejście do gameplayu. Zamiast czytanki jako rdzenny punkt rozgrywki pojawia się jest prosty dungeon crawler w stylu Mary Skelter czy znanego z Vity Demon Gaze. Zapoczątkowany przez Zachód gatunek dziś jest cieniem samego siebie, trwając właściwie tylko dzięki anime-dziewczynkom i uporze Japończyków, by tego typu produkcje wypuszczać na rynek. Eroge nigdy mnie nie ciągnęły, najbliżej do tego typu gry w jaką grałem jest vitowa Akiba’s Trip. Dopiero na Switchu w końcu się przełamałem się, by spróbować swoich sił  w takiej pozycji. I to połączenie gatunkowe, a na pewno ta gra w tej wersji, jest ponad moją cierpliwość.

Tak, wszystko jest tutaj chińską dziewczynką, czemu pytasz?

Fabuła w czytankach jest dość istotna, tutaj jednak jest dość miałka i płaska. Jako rycerz (feminatyw od tego to chyba rycerka?) Ceri wpadamy wprost do paszczy lisicy, która obudzona z trwającego stulecia snu ostatkiem sił nakłada na nas klątwę, która sprawia, że musimy jej służyć. Okazuje się bowiem, że lisia bogini była kiedyś Lordem Lochu, który siłą został jej zabrany, a wszelkie stworzenia tam żyjące zostały zniewolone przez nieznanego adwersarza. Naszym celem jest więc dotrzeć do końca lochu, nakopać wszystkim dookoła i odzyskać zaczarowany loch. W międzyczasie walczyć będziemy nie tylko z klasycznymi wiedźmami czy rycerkami, ale także klasyczną fauną jak dziki, lisy, kuny i inne koty. Wszystkie te stworzenia oczywiście mają postać anime dziewczynek, które muszą w przerywnikach wtrącać bezsensowne trzy grosze, uwydatniając szczególne cechy swojej klasy. Wiecie, dzik nawala wszystko z bańki, kot lubi mizianie i chodzi swoimi ścieżkami. Fabularnie jest więc “skip”, a jak wygląda mechanika rozgrywki?

Ależ oczywiście, że bikini daje taką samą obronę, jak pełny pancerz – tutaj chociaż to jakoś wytłumaczono.

Zacznę chyba od walki, bo tak będzie najprościej. Nasza drużyna składa się z sześciu postaci, ale tylko trzy mogą w tym samym momencie brać aktywny udział w bitwie. Chociaż bitwa to jest za dużo powiedziane o krótkiej potyczce na maks dwie minuty. Do atakowania wykorzystujemy punkty akcji, które powoli ładują się w każdej turze – możemy też użyć umiejętności obrony, by uzyskać dodatkowe punkty. Czary i umiejętności mają przypisane żywioły, a postacie mają konkretne odporności. Rozwój wojowniczek jest liniowy i nudny – statsy rosną automatycznie, czary odblokowujemy za pomocą zwojów. Najgorsze, że nie czujemy mocnego progresu – przeciwnicy stawiają niemalże zawsze takie samo wyzwanie, ale i tak większość pojedynków przeziewałem na auto-play’u. Tylko potyczki z bossami co kilka pięter wymagają minimalnego wysiłku – wystarczy mądrze używać umiejek, nie trzeba nawet kombinować z party.

Najgorsze jednak nie jest to, że fabuła jest miałka, a system nudny i niewymagający. To da się przeżyć, traktując Sakurę jako kolejną visual novelę, gdzie walki odbywają się same. Najgorsze jest to, że ta gra na Switchu muli.  Na początku myślałem, że zacinki w trakcie eksploracji wynikały z problemów z Joy-Conami, ale te same problemy napotkałem po przejściu w tryb tabletowy. Gra po prostu nie rejestrowała naciśnięcia przycisku w trakcie eksploracji, co bywa mega irytujące. To samo w trakcie walk – animacje nie są jakieś mega wymagające czy cieszące oko, a też potrafią zmulić. Całości dopełnia totalnie skopany interfejs, przystosowany raczej do operowania myszką niż padem. Zazwyczaj nie jest źle, ale przewijanie ekwipunku jest nieintuicyjne, a brak podglądu mapy lochu pod przyciskiem (musimy wejść do menu, które muli) to nieporozumienie.

Tego typu screen to max, co zobaczycie w grze na Switchu. Jeśli lubicie mocniejszy kontent, zboczuszki, to musicie grę kupić na Steamie.

Tej gry nie uratują nawet cycki – przynajmniej nie w wersji switchowej. Tutaj nie ma modów na odsłonięcie kobiecych wdzięków, a oryginalnie są one dość mocno jak na tego typu grę zasłonięte. W grze istnieje mechanika niszczenia ubrań, która zwiększa otrzymywane obrażenia – szczerze mówiąc w przypadku większości postaci nie potrafiłem rozpoznać, czy mają one rozdarty pancerz. Tym samym Sakura Dungeon zawiodła w wersji na Switchu zarówno jako gra RPG, jak i “fapmateriał”. Jeśli wymagacie od eroge minimalnego gameplayu, by usprawiedliwić swoje niecne zamiary, sięgnijcie po wersję PC i ze strony wydawcy pobierzcie patcha do odsłonięcia, co zasłonięte, by zagrać jedną ręką (huehue) za pomocą myszki.


Omijać z daleka…


Serdecznie dziękujemy Gamuzumi
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Winged Cloud
Wydawca: Gamuzumi
Data wydania: 8 czerwca 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 676 MB

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *