ASUS ROG Ally

Uderzmy jednak w poważniejsze tony i przejdźmy do meritum, odpowiadając na pytanie: jak się gra na Asus ROG Ally? Ano wybornie! Jak sygnalizowałem wcześniej, mimo że mamy do czynienia ze sprzętem mobilnym, to sterowanie nie odstaje od poziomu pełnoprawnych joypadów. Nie jest to może mistrzowski poziom xboksowego kontrolera, ale konkurencja spod znaku Sony miałaby się czego obawiać. Dodatkowo, choć nie jestem fanem strategii, to na potrzeby kompleksowego testu pozostałych trybów kontrolowania akcji czy też postaci nabyłem Heroes of Might and Magic III. Finalnie, pomimo że sterowanie dotykowe sprawdzało się w HOMM III zaskakująco dobrze, najbardziej podeszło mi kierowanie prawą gałką przybierającą funkcję komputerowej myszki.

Rozgrywki na ROG Ally nie upośledzają żadne niepokojące dźwięki. Na moje ucho pecetokonsola Asusa jest wyraźnie cichsza od wielokrotnie wspominanego Steam Decka. Suche dane mówią o dwóch wentylatorach i autorskim układzie chłodzenia, które w skrajnym trybie pracy mają generować imponująco niską wartość hałasu w postaci 20 db. W praktyce oznaczałoby to głośność na poziomie szeptu… i tak jest też w rzeczywistości. W naturze nie ma oczywiście róży bez kolców, co w przypadku Sprzymierzeńca oznacza dość wysoką temperaturę na wylocie kanałów chłodzących. Bywa to momentami wręcz nieprzyjemne, ale fizyki nie oszukamy – ciepło musi mieć ujście. Podmuchy zwracają jednak naszą uwagę tylko gdy chcemy zwiększyć lub zmniejszyć głośność lub też podpiąć słuchawki. A skoro przy słuchawkach już jesteśmy, to w przypadku handheldów jest to dla mnie zawsze jazda obowiązkowa… ale nie w przypadku ROG Ally, którego głośniki wręcz zszokowały mnie już na starcie! Wydobywający się z nich dźwięk jest czyściutki, wyraźny i naprawdę soczysty, a obsługa wirtualnego dźwięku 5.1.2 z Dolby Atmos daje więcej niż radę. Za najlepszy przykład niech posłużą tutaj kawałki ze wspominanej uprzednio Forzy Horizon 5 – mimo że znam je na wyrywki, to dzięki audiobebechom ROG-a dosłownie odkryłem je na nowo. Słuchawki zakładałem więc już tylko do nocnej sesji w łóżku, co by moja piękniejsza połowa mogła spokojnie zasnąć.

Gdybym był pecetowcem, to w tym akapicie wymieniłbym, jakie wartości towarzyszą poszczególnym tytułom, które zdążyłem w trakcie testu sprawdzić. Z racji mojej celowej ignorancji w tej materii, z poniższego testu nie dowiecie się jednak, ile wyciągnąłem klatek na nextgenowym Wiedźminie III i przy jakiej rozdzielczości Cyberpunk 2077 zaczął się krztusić. Zamiast tego wspomnę tylko, że ASUS Rog Ally pracuje w czterech trybach: Cichy, Windows, Wydajność i Turbo. Zgodnie z nazwą, wybierając tryby Cichy, konsola robi się jeszcze cichsza niż zazwyczaj, ma mniejsze zapotrzebowanie na energię, ale i również średnio nadaje się do grania. O ile w najprostszych grach jakoś się sprawdzi, o tyle już w przeciętnym indyku zapewni nam film poklaktowy zamiast rozgrywki. Nie da się ukryć, że tryb ten opracowano głównie z myślą o podstawowych i nieskomplikowanych rozrywkach oferowanych przez każdego peceta, takich jak chociażby przeglądanie sieci. Do bardziej złożonych prac na komputerze służy tryb Windows, do normalnego grania w trybie przenośnym Wydajność, a gdy zależy nam na fajerwerkach graficznych, wtedy wchodzi Turbo. Zarówno Wiedźmin, jak i Cyberpunk (oczywiście uturbione) były jak najbardziej grywalne, nawet w maksymalnej rozdziałce!

Wszystkie gry z najpopularniejszych launcherów w jednym miejscu. Można?

Pecetokonsola Asusa zaskoczyła mnie pozytywnie raz jeszcze. Wprawdzie rzadko gram online, ale wywoływana do tablicy Forza Horizon 5 jest tutaj wyjątkiem, i to w dodatku podwójnym. Po pierwsze, gra wymaga stałego dostępu do sieci, jeśli chce się mieć aktualną tzw. playlistę festiwalową (czyli zestaw zawodów i zadań do zaliczenia), a po drugie uwielbiam od czasu do czasu rozegrać pojedynczy wyścig z żywym oponentem czy też pyknąć w Eliminatora, a więc w popularne samochodowe battle royale. Z oczywistych względów granie online na ROG Ally budziło moje obawy – sprzęt korzysta przecież z połączenia bezprzewodowego. Jak się jednak okazuje, dzięki staraniom speców od Asusa ich Sprzymierzeniec wykorzystuje do tego celu technologię Wi-Fi 6E. Nie będę nawet udawał, że wiem, na czym to polega, ale potwierdzić mogę jedno – połączenie jest nieporównywalnie bardziej stabilne od Wi-Fi w Xboksie Series S, którego używam na co dzień, a już konsola Microsoftu pozwala mi zwykle bezstresowo bawić się w sieci.

Niestety, w beczce miodu marki Asus jest też łyżka dziegciu, a nawet porządna chochla. Jest nią oczywiście kiepski akumulator, który w przypadku produkcji AAA pozwala nam pograć zaledwie godzinę, a w przypadku nieskomplikowanych indyków czas ten podwoić. Gdy w rozmowie z Naczelnym narzekałem na ten aspekt, ten od razu zasugerował, żeby rozpocząć zabawę z ustawieniami i przede wszystkim sprawdzić, ile da się wyciągnąć na niższej, ale wciąż zadowalającej jakości. Pewnie powinienem to zrobić, ale… przypominam, że przez cały czas traktowałem uparcie ROG Ally jak konsolę, a grzebanie w prockach, RAM-ach, rejtrejsingach i tego typu pierdołach to przecież zwyczajne (i niezrozumiałe dla konsolowca!) PCMR… Pocieszający jest fakt, że konsola szybciutko się ładuje – nabicie prądem od zera po korek zajmuje ok. dwie godziny, a kabel od ładowarki jest na tyle długi, że bezproblemowo nieraz ratował mi sesję, której nie mogłem przerwać. Z dziennikarskiego obowiązku sprawdziłem też obietnice producenta, jeśli idzie o czas pracy na baterii poza graniem, np. podczas surfowania po sieci. W trybie Cichy wynik pięć godzin nieustannego korzystania z Internetu jest jak najbardziej możliwy, a dodatkowo po aktywacji oszczędzania energii można go wydłużyć nawet do siedmiu godzin.

Tytułem uzupełnienia, sprzęt do testów otrzymałem wraz z kompletem akcesoriów producenta. O ROG Gaming Charger Docku już wspominałem i nie ma co się nad nim rozwodzić – spełnia swoją funkcję, choć jego cena jest niemała (349 zł). Jeśli zaś idzie o etui, czyli ASUS ROG Travel, to w praktyce sprawdza się dużo lepiej niż na pierwszy rzut oka wygląda. Jak dla mnie jest za mało sztywne, ale poziom ochrony, jaki zapewnia konsoli w plecaku, wydaje się być co najmniej wystarczający. Jego design kompletnie mi jednak nie podszedł – wybaczcie, ale te ostentacyjne napisy na zamku wpadają w mojej ocenie do tego samego worka, w którym wcześnie znalazły się podświetlane pierścienie otaczające gałki…

W kwestii jakości użytych materiałów producent nie szedł na żadne ustępstwa.

Czas już na podsumowanie. Po zapowiedziach sprzętu miałem wielkie nadzieje, co do jego jakości i możliwości. Zarówno w pierwszym, jak i drugim aspekcie nie zawiodłem się. Pewnie dla potwierdzenia tej tezy powinienem rzucić jakieś liczby albo chociaż zacząć epatować jakimiś profesjonalnymi zwrotami zrozumiałymi tylko dla pecetowców. W mojej recenzji ASUS ROG Ally na próżno szukać informacji o procesorach, rdzeniach, wątkach, pojemnościach czy pamięciach RAM. Jak już wspominałem, nie dość, że się kompletnie na tym nie znam, to jeszcze dodatkowo w ogóle o to nie dbam. Jestem wymierającym gatunkiem wczesnego konsolowca, który odpala grę i nie obchodzi go cała reszta. Jak produkcja jest dobra, to przy niej zostaję, jak jest źle zoptymalizowana, to się z nią żegnam i sięgam po kolejną z nieskończonego zbioru gier powstałych w latach minionych oraz publikowanych obecnie. I ROG Ally właśnie to mi umożliwia. Jednocześnie fajne jest to, że jeżeli ktoś chce dłubać w ustawieniach, to może nawet zaprogramować w sprzęcie pracę wentylatorów zgodnie ze swoimi preferencjami, więc i wilk syty i owca cała. W sprzęcie Asusa znalazłem to, czego mi zabrakło w jego konkurencie od Valve – skupienia się na niedzielnych graczach, którzy nie mają czasu / ochoty / wiedzy, żeby optymalizować rozgrywkę, a chcą jedynie po prostu dobrze się bawić.

Trzeba jednak zaznaczyć, że sprzęt do tanich nie należy (3799 zł). Stanę jednak w obronie producenta i potwierdzę, że w żadnej innej recenzji nie znalazłem podstaw do krytyki w tej materii, poza tradycyjnym polskim drobnym marudzeniem. Najwyraźniej wykorzystywane przez Sprzymierzeńca bebechy są właśnie tyle warte i nie ma sensu bić piany o cenę.

Wisienką na Rogaliku jest jeszcze jeden ważny dla mnie czynnik, swego rodzaju wartość dodana, której nie da się jakkolwiek zmierzyć. Dzięki Sprzymierzeńcowi odkryłem świat gier na nowo. Jest to sprzęt, który nie tylko umożliwił mi granie gdziekolwiek chcę, ale też w cokolwiek chcę. To maszyna, która nie tylko pozwoli mi wejść do gigantycznego uniwersum gier tworzonych tylko pod blaszaki (i mam tu na myśli zarówno współczesne produkcje, jak i te, które przez lata mnie z wiadomych przyczyn ominęły), ale też zapoznać się z dawnymi tytułami z konsol, które są coraz bardziej ochoczo portowane i oferowane np. na Steamie. Co więcej, Ally jest też doskonałą opcją do wszelkiej maści indyków, które zalewają Game Passa, są rozdawane za darmo na wielu platformach przy różnych okazjach bądź lub też lądują na grubych promocjach. Wielokrotnie łapałem się już na tym, że nie chciałem odpalać gier niezależnych na dużym ekranie monitora czy telewizora, a teraz będę mógł to zrobić na Rogaliku. Będę mógł, nawet pomimo tego, iż sprzęt, z którym przeżyłem wspaniałe dwa tygodnie, jest już w drodze do centrali Asusa. Za to w drodze do mnie jest już mój własny ROG Ally i to chyba będzie najlepsza rekomendacja dla recenzowanej pecetokonsoli!


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy ASUS Polska
za udostępnienie konsoli do testów


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *