Myszki REAL-EL RM-550 i RM-555

Recenzowałem już różne rzeczy, ale myszek do tej pory nie miałem okazji, więc tym ciekawsze okazało się przyglądanie produktom firmy REAL-EL.

Posiadam trzy różne Razery, więc trochę nieszczęśliwie złożyło się dla sprawdzanych gryzoni. Właściwie nikogo nie zaskoczy, że testowane sprzęty nie mają podejścia do Lanceheada Tournament Edition czy nawet do zauważalnie biedniejszej opcji w postaci Deathadder Essential. Nie jest to jednak ta sama półka cenowa – produkty REAL-EL są znacznie tańsze. Model RM-550 kosztuje około 50 PLN, natomiast RM-555 około 65 zł. Widać jednak, że producent próbuje przyciągnąć potencjalnych kupców droższych opcji wyglądem i parametrami. Jednak w przypadku obu myszek efekt jest mieszany, jedne rzeczy są lepsze w pierwszej, a w drugiej inne, ostatecznie jednak żadna nie wybija się ponad przeciętność.

Zacznijmy od tego, co najpierw przyciąga uwagę. REAL-EL RM-550 ma prostszy design, który może posłużyć każdemu potencjalnemu użytkownikowi. Matowe wykończenie wierzchniej części myszy prezentuje się elegancko, a przyciski odpowiednio komponują z koncepcją. Słabiej wyglądają przy tym boki pokryte raczej tańszym twardym plastikiem, którego faktura ma sprawiać wrażenie antypoślizgowej. Wokół myszki został poprowadzony mleczny pasek, przez który widać kolorowe światło RGB. Jest domyślne ustawione w trybie zmieniającego kolory oddechu i nie można wybrać innej opcji. Nie jest jednak nachalne ostre i miło się prezentuje. Widać jednak, że im bliżej przodu myszki, tym mniej diod, bo światło niemal tam nie świeci. Logo i nazwa REAL-EL widoczne z tyłu myszki też się świecą, nawet mocniej niż pasek. Właściwie można spokojnie stwierdzić, że tam zostały skupione diody, a na przodzie już przyoszczędzono. Generalnie jednak efekt świetlny dobrze wygląda. Można nawet machnąć ręką na prześwity między przyciskami.

REAL-RM 555 to już bardziej ewidentne skinienie głowy do graczy. Myszka jest trochę większa, ma wypukłość po lewej stronie. Po niej też jest „półeczka” na kciuk i generalnie przypomina Razer Basiliska V3. Podobnie jak model niższy w znacznej mierze pokryty jest matowym wykończeniem, tym razem także po bokach. Z paskami śliskiego plastiku i odpowiednio dobranymi przyciskami i rolką sprawia bardzo dobre wrażenie. Niestety w tym przypadku cały ten efekt psuje chaotyczne RGB. REAL-EL dało z tyłu myszy tylko swoje logo, które świeci jedynie na fioletowo. Zmieniają się z kolei kolory na spodzie, które świecą bardzo intensywnie i widać, jak rozłożone są diody. Generalnie wygląda to tak, że co centymetr czy dwa jest źródło światła, które się rozprasza. Nie ma tu płynnego rozmycia się kolorów czy jakiegoś niuansu, po prostu jest kilka zbyt jasno świecących żaróweczek. Rozkład kolorów i zmienienie się ich nie mają żadnej harmonii, przez co wygląda to o wiele słabiej niż przy RM-550.

W przypadku obu modeli warto od razu wrócić do matowego wykończenia. Jedno i drugie są przyjemne w dotyku, ale to w RM-555 jest bardziej śliskie. Z tego powodu, gdy ma się bardziej suche dłonie, myszka sprawia wrażenie, jakby miała wymsknąć się z dłoni. Niestety oba pokrycia mają bardzo słabą żywotność. Już po tygodniu używania na każdej z nich zrobiły się wytarcia pod palcami, szczególnie na lewych przyciskach myszy. Ciężko uchwycić to na zdjęciach, ale próbę znajdziecie w galerii. Zasadniczo dotykiem nawet nie zwraca się na to uwagi podczas użytkowania, ale jest to widoczne i po prostu nie powinno dojść do takiej sytuacji tak szybko.

Spód myszek pod kątem estetyki nie ma zbytnio znaczenia, więc nadmienię tylko, że ta bardziej gamingowa ma metalową płytkę do obciążenia. Niestety nie jest umieszczona odpowiednio głęboko w spodnim plastiku, więc wystaje o dziesiąte milimetra. Z tego powodu w mojej cycatej podkładce haczyła o brzegi. Są tam też widoczne dwie metalowe śrubki i łepek jednej z nich też nie jest odpowiednio głęboko schowany. W zależności od podkładki i tego, ile wytrzymają ślizgi, może być to problem. Co do ślizgów, nie wróżę im bardzo długiej żywotności. Właściwie na każdej z nich w trakcie wcale niedługiego czasu użytkowania porobiły się jakieś zadrapania. Zasadniczo były tylko używane na szmacianej podkładce, czasem trafiły na stary drewniany blat, który nie jest super gładki, ale znowu nie zauważyłem, by np. w codziennie użytkowanym Lanceheadzie porobiły się takie rysy, a mam go jakoś pięć lat i wciąż te same ślizgi.

W codziennym użytkowaniu pod kątem wygody obie były w porządku, a przynajmniej dopóki nie spróbowałem zacząć grać na REAL-EL RM-555. Gdy wziąłem tę mysz do testu z grą położyłem prawą dłoń bardziej zgodnie z jej profilem, przez co dłoń była dość skrzywiona. Brzegowa kostka nad nadgarstkiem wzięła na siebie całe oparcie i szybko zacząłem czuć dyskomfort przez ten ucisk. Dopiero gdy zacząłem kombinować z chwytem zorientowałem się, że przy wcześniejszym codziennym użytkowaniu tej myszki łapałem ją tak, że dłoń była bardziej cofnięta, dzięki czemu właściwie cały nadgarstek opierał się o blat, co właściwie niwelowało odczucie tego skosu. Razer Deathadder ma podobną górkę po lewej stronie i bez względu na to, jak go chwycę, nie robi mi się tak niewygodny skos na dłoni. Fakt, jest przechylenie w prawo, ale bardzo małe, więc nie mam oparcia dłoni w tylko jednym punkcie. Pomysł z półką pod kciuka też jest dziwny. Odległość między przyciskami, a tym oparciem jest za duża, żeby gładko przechodzić między oparciem i wciskaniem. Zauważyłem pośród myszy, że jest trochę modeli z ergonomią bazującą na tym skosie, ale po tym doświadczeniu radziłbym wam taki typ najpierw sprawdzić na żywo.

RM-550 pod kątem komfortu użytkowania wypada lepiej. Mysz szczególnie przypadła do gustu pod tym względem mojej partnerce. Na co dzień używa Razera Abyssus i jak nie narzeka na ogólną ergonomię, tak większa myszka od REAL-EL była dla niej wygodniejsza. Poza tym spodobało jej się, jak lekko klikały lewy i prawy przycisk myszki, a rolka chodzi z tylko lekko wyczuwalnymi, hm, zębatkami?  Boczne przyciski chodzą troszkę ciężej, co jest dziwnym kontrastem do przycisków właściwych. Co ciekawe, RM-555 ma odwrotną sytuację – LPM i RPM klikają troszkę ciężej, a boczne lżej. Jej scroll ma też trochę bardziej wyczuwalne przeskoki na zębatce rolki. Zasadniczo obie myszki są dla osób praworęcznych. RM-550 przez symetryczne strony mogą używać też osoby leworęczne, ale nie będą miały wtedy bocznych przycisków pod kciukiem. Podobną koncepcję ma Lancehead i tam przyciski są z obu stron, dzięki czemu jest bardziej uniwersalny.

Skoro mowa o przyciskach, pora wspomnieć o kneflach DPI. Oba są przed scrollem, w RM-555 chodzi gładziutko, w RM-550 dość topornie. Mnie ogólnie zastanawia, po co w ogóle są te przyciski, a szczególnie w tym miejscu. Serio aż tylu graczy zmienia na bieżąco DPI? Jeszcze rozumiem, gdyby był skok między dwoma czy trzema, ale więcej? Model niższy oferuje 4 DPI – 800/1200/1600/2400. Pierwsze dwa właściwie są niepotrzebne, chyba tylko osoby starsze mogą pracować z taką prędkością, szczególnie przy 800. Model bardziej gamingowy to już większa jazda – DPI jest aż sześć, od 800 do 6400. I znów, po co tyle? Tym bardziej że łatwo przypadkowo nacisnąć przycisk do zmiany i potem trzeba klikać w ciemno, aż znajdzie się ulubione. Zresztą, w każdym systemie czy grze można ustawić prędkość myszy, więc tyle, szczególnie niskich DPI nie ma zbytnio sensu.

Jeśli chodzi o jakość sensorów, w REAL-EL RM-550 nie jest ciekawie. Zacząłem testy na swojej cycatej podkładce i mysz totalnie się na niej gubiła… Okazało się, że problemem jest zbyt wyślizgany materiał i pionowe paski materiału. Po przejściu na szmatę dla graczy od Esperanzy było znacznie lepiej. Cóż z tego, skoro po włączeniu Borderlands 2 na Switchu z tą myszką grało się tak sobie. Wygoda była OK, ale trzeba było bardziej podbić DPI, w grze ustawić czułość na 9, a potem zobaczyć, jak celownik szarpie, gdy chce się wolno i precyzyjnie dociągnąć kropeczkę do celu. O wiele gładsze prowadzenie celownika, także przy precyzyjnych ruchach, robię żyroskopem na padach… W przypadku REAL-EL RM-555 nawet nie jestem w stanie stwierdzić, jak działa z B2, bo nie działała ze Switchem wcale… Podpiąłem ją więc do Steam Decka i na chwilę włączyłem Shadow Warrior 3. Jak wcześniej wspomniałem, ergonomia to problem tej myszy, ale za to od razu i bez problemu dobrze mi się nią celowało, nawet nie musiałem zmieniać czułości w ustawieniach.

Pora na podsumowanie propozycji myszkowych REAL-EL. Oba modele są bardzo nierówne pod kątem jakości. Jedne elementy są lepsze w jednej, jak podświetlenie w modelu niższym, czy sensor w modelu wyższym. Właściwie gdyby połączyć najlepsze cechy obu produktów, powstałaby z tego przyzwoita budżetowa myszka. A tak, niestety, mamy dwie nie w pełni dobrze zrealizowane koncepcje. W przypadku RM-550 ergonomiczne zalety i przyjemny klik lewego i prawego przycisku oraz scroll niweluje słabszej jakości sensor. Mysz nada się do codziennego użytku, np. gdybyście chcieli dać komuś starszemu w rodzinie  gryzonia RGB, jednak nie nadaje się do grania. RM-555 z kolei dobrze radzi sobie w grach, ale jego ergonomia jest dyskusyjna, a podświetlenie mało przyjemne. Wspólnym minusem obu modeli jest zbyt szybko wycierające się pod palcami matowe pokrycie. Gdyby to były droższe sprzęty, po prostu bym je odradził. Jednak są z kategorii budżetowej i mając to w myśli, można przemyśleć ich zakup, szczególnie mając więcej danych dzięki tej recenzji.


Trudno powiedzieć


Serdecznie dziękujemy REAL-EL
za udostępnienie sprzętów do testów


 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *