Shadow Warrior 2
Po Shadow Warrior 3 przyszła pora na sprawdzenie dwójki!
Tak, wiem, kolejność nie ta. Ale czasem tak bywa, że zacznie się coś od końca. Trójka była jedną z moich pierwszych gier na Steam Decku i świetnie się przy niej bawiłem. Byłem nawet z siebie bardzo dumny, że przeszedłem ją na padzie z żyro (miks 8BitDo Ultimate na monitorze i Decka w rękach). Oprócz wciągającej rzezi ostatnia odsłona oferowała lajtową, pełną humoru fabułę, która idealnie pasowała do rozgrywki. O samej serii wiedziałem już od dawna i zawsze mnie ciekawiła, ale nie były dostępne na przenośkach, które miałem. Skoro już więc mam nawet dwie opcje z kategorii PC handheld, stwierdziłem, że Shadow Warrior 2 będzie następny, a na koniec jedynka, niech już chociaż ciąg będzie zachowany, skoro kolejność jest odwrócona.
Tak jak trójka jest kontynuacją fabularną dwójki, tak i dwójka przedstawia ciąg dalszy historii z jedynki. Jeśli więc nie mieliście jeszcze do czynienia z tą serią, to chociażby z tego powodu warto grać w stosownej kolejności. Jako że zacząłem od SW3, gdzie poziom zarówno tekstowy, jak i voice actingu był bardzo wysoki, tak od razu zwróciło moją uwagę, że dwójka ma innych aktorów głosowych i dialogi nie wypadają już aż tak dobrze. Pod kątem dialogowym nadal jest ciekawie i głupie teksty Lo Wanga siedzą tu bardzo dobrze, ale dobrze, że aktor został potem znowu zmieniony (bo w jedynce też był inny). Brakowało mi też filmowego układu rozwoju fabuły, który zaprezentowano później. Shadow Warrior 2 leci na systemie misji, które trzeba wybierać z mapy. Oczywiście trzeba też pobiegać po mieście-hubie, żeby je tam aktywować, co dodaje niepotrzebnego chodzenia (jakoś ciągle zapominałem gdzie co jest…). Fabuła została podzielona na rozdziały, które w danym momencie odcinają nas od huba. Dostajemy jednak komunikat o tym, więc można zdecydować, czy cisnąć dalej, czy robić zadania poboczne, bo potem nie będzie już do nich dostępu, gdyż w znacznej mierze kręcą się wokół aktualnych wydarzeń. I powiem Wam, że obok lajtowej fabuły o wpakowaniu się w ratowanie świata, warto też zrobić dodatkowe questy, aby lepiej poznać ten świat i kilka postaci. Przykładem niech będzie demon strażnik, który przy okazji zlecania zadań Wangowi jest w przezabawny sposób mieszany z błotem, a kłopoty jego szefowej tylko dodają oliwy do ognia. Wątek rozterek rodzinnych Kamiko i uwięzienia jej w ciele prowadzonego zabójcy też został ciekawie poprowadzony. I jak teraz o tym myślę, to taki system przedstawienia fabuły w tej części dobrze pasuje do całego wątku. A wybór liniowego ciągu wydarzeń w trójce tylko podbija jakość rozwoju historii na przestrzeni serii.
W Shadow Warriora 2 grałem trzy miesiące temu. Natłok innych rzeczy do zrobienia odwlekał tę reckę, więc zobaczymy, co zapamiętałem z gameplayu. Struktura misji jest zawsze tak samo prosta – idź gdzieś po coś i wybij wszystko po drodze. W tej części nie ma efekciarskich skoków, za to jest sporo rozwałki. Grałem na normalu i wyzwanie tam było – nieraz zdarzyło mi się paść nawet w trakcie walki z mobami. Nie pamiętam za to szczegółów systemu chceckpointów; kojarzę, że był dość przyjazny. Rzadko też zdarzało się, żeby brakowało amunicji, więc rzeź nie ustawała. Wrogowie pojawiają się w grupkach i walą do nas z różnych stron na różne sposoby, co przez większość gry jest spoko. Pod koniec jednak ma się to już tak rozpracowane, że brakuje trochę większej różnorodności w mobach. A jeśli chodzi o bossów, to… nie zapamiętałem żadnego, nie kojarzę też, żeby sprawiali jakieś większe problemy. Z trójki, choć minęło z 1,5 roku, wciąż pamiętam początkową sekwencję ze smokiem czy wielkiego ptaka, z którym miałem sporo problemów.
Narzędzi rozwałki za to nie brakuje. Nawet więcej, czułem się przytłoczony liczbą arsenału. Można uzbierać po kilka różnych sztuk mieczy, karabinów, granatników, rewolwerów i czego tam jeszcze. Do tego oczywiście mają różne parametry, żywioły i można je ulepszać dzięki trzem slotom na wspomagacze. Tych wspomagaczy jest od zajebania… Dość szybko przestałem zwracać uwagę na to, co zbieram. Co jakiś czas trafiła się misja, że nie szło za dobrze i musiałem przeglądać arsenał i ustawiać wspomagacze, aby mieć większą siłę ognia i inne dodatkowe perki. W połączeniu z wykupywaniem kart zdolności (które trzeba najpierw zebrać) w pewnym momencie blisko końca gry miałem tak potężnego Wanga, że właściwie mało co mnie ruszało i mogłem lecieć na głupa przez plansze. I mimo że było dzięki temu prościej, to poczułem też satysfakcję z dobrania udanej konfiguracja udostępnionych przedmiotów. Zrobienie wszystkich pobocznych questów, a dzięki temu podnoszenie poziomu zabójcy z nawijką też swoje zrobiło.
Shadow Warrior 2 jest nastawiony na szybką młóckę, chociaż są momenty, w których można zdjąć wrogów z większej odległości. Co zabawne, mam wrażenie, że właściwie każda broń palna poza shotgunem jest podobnie długodystansowa. Jeśli chodzi o miecze, można dać im też opcję ataku dystansowego i muszę powiedzieć, że robią niezłą sieczkę. Czasem nawet lepszą opcją było rzucenie się na krótki dystans z jakimś ostrzem w łapie niż prucie z amunicji. Poza kołem wyboru broni, które sami sobie organizujemy odkrytymi narzędziami mordu, jest też dostęp do szybkiej zmiany między dwiema ostatnio używanymi broniami i dotyczy to zarówno białej, jak i palnej. Trzeba przyznać, że przydaje się to podczas szybkiej akcji, bo oczywiście czasem zabraknie amunicji w którejś pukawce. Pomocą są też specjalne zdolności Wanga w postaci swego rodzaju czarów (chyba nie były określone jako ninjutsu?).
I skoro już do nich dotarłem, trzeba wspomnieć o sterowaniu. SW2 ma oficjalne wsparcia dla pada, więc nie ma problemów z korzystaniem z Legionia Go i Steam Decka w trybie handheldowym. W obu przypadkach jest to wygodne i można swobodnie się poruszać, ubijając wszystko wokół. Jednak, jako że Legion Go ma nadal skopany żyroskop (stan na czerwiec 2024 r.), może się wydawać, że będzie trudniej na nim. No więc nie, gałki magnetyczne są tak udane, że prawie nie brakowało mi żyroskopu! Natomiast na Decku beż żyro byłoby ciężko. Oczywiście można grać z klawą i myszą, co jest teoretycznie najlepszym rozwiązaniem, ale przez spora liczbę przycisków jakoś pad jest jednak wygodniejszy niż klawa. Shadow Warriora 2 wybrałem na pierwszą grę testową Go z racji trybu FPS i niestety nie pocieszyłem się nim w tej produkcji. Po prostu ta konfiguracja sterowania oferuje za mało przycisków, by korzystać z całego zakresu ruchów Wanga. Teraz może będzie trochę z tym lepiej, bo Lenovo dodało opcję zmiany sterowania pod własne upodobania. Gdy ja grałem, nie było tego jeszcze (co było niedorzeczne), ale wciąż mam wrażenie, że będzie ich za mało, chyba że porobi się jakieś makra.
Shadow Warrior 2 ma już osiem lat i trochę to widać, zresztą gra nie miała też jakiegoś super wysokiego budżetu. Nie zmienia to jednak faktu, że obraz wciąż cieszy oczy nie tylko różnorodnymi modelami wrogów, wylewającymi się z nich hektolitrami krwi oraz całkiem różnorodnymi lokacjami, które małe też nie są. Zarówno na Decku, jak i Legionie Go gra chodzi bardzo płynnie w 60 fps i nawet jakoś szczególnie nie trzeba zrzucać ustawień graficznych, aby to osiągnąć i mieć przy tym dość baterii na dłuższe posiedzenie. Uwagę mam tylko do Go, ponieważ jego ekran jest tak jasny i bardzo dobrze oddaje kolory, że musiałem nie dość, że ściemnić obraz, to jeszcze grzebać w ustawieniach za wyłączeniem dodatkowych efektów świetlnych, bo były miejsca, w których oświetlane słońcem elementy otoczenia strasznie migotały.
Muzyka jakoś specjalnie nie zapisała się w mojej pamięci. Głównym powodem było to, że przy tej grze walczyłem z ustawieniem głośników Legiona i było to zajęcie koszmarne, a efekt końcowy i tak nie jest dobry. Ale to problem handhelda, a nie samej gry. W pewnym momencie nawet podpiąłem się do głośnika z Bluetooth, ale lag był gorszy niż kakofonia z głośników. Momenty, gdy grałem na monitorze lub ze słuchawkami były rzadkie, ale gdy już się trafiły, audio bardzo dobrze pasowało do akcji i pobudzało do rozwałki. Kołacze mi się jednak, że trudno było zbalansować wystrzały z podkładem muzycznym, by ten drugi się w nich nie gubił. Aktorzy głosowi nie są tak dobrzy, jak w trójce, ale odegrali swoje role wystarczająco dobrze, żebym nie miał zastrzeżeń.
Po świetnej trzeciej odsłonie cyklu, która była zarazem moim debiutem w prowadzeniu Lo Wanga, zastanawiałem się, jaki wyglądał progres tej serii. Jeśli więc chodzi o Shadow Warriora 2, widać, że zmiana koncepcji w kontynuacji wyszła grze na dobre. Trzeba jednak zaznaczyć przy tym, że dwójka sama w sobie wciąż jest bardzo przyjemną pozycją i warto się z nią zapoznać, jeśli jeszcze nie mieliście okazji. Ja przez jakieś 15 godzin miałem sporo frajdy ze słuchania głupich tekstów zabójcy i masakrowania kolejnych przeciwników. Poza kampanią fabularną gra oferuje też dodatkowe poziomy trudności, system osiągnięć i są też jakieś dodatkowo płatne DLC, gdyby było komuś mało. Widziałem też, że jest multi, ale jakoś wątpię, żeby ktoś jeszcze w nie grał, może jacyś pojedynczy fanatycy? Podstawka na Steamie bez promocji kosztuje 139 złotych i nie jest to zła cena za tę produkcję, ale, jako że jest już kilka lat na rynku, często łapie się na duże zrzuty cenowe. Nie pamiętam już dokładnie, ile zapłaciłem, ale raczej nie więcej niż 30 złotych. W takim przypadku jest to świetny stosunek ceny do zawartości. Tak więc nie zostaje mi nic innego, niż polecić Wam zapoznanie się z polską produkcją studia Flying Wild Hog – będzie bawić się przy niej co najmniej dobrze. Tymczasem zabieram się za inną pozycję tego studia – Evil West, a wkrótce później wezmę na celownik pierwszego Shadow Warriora!
Polecamy!
Producent: Flying Wild Hog
Wydawca: Devolver Digital
Data wydania: 13 pażdziernika 2016 r. (PC)
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 14 GB
Cena: 138,99 PLN
Platformy: PC (Windows, Linux), PlayStation 4, Xbox One
Polecamy również recenzje pierwszej i trzeciej części Shadow Warrior!
Screeny ze Steam Decka:
Najnowsze komentarze