Valfaris: Mecha Therion
Wraz z kontynuacją Valfaris przyszła zmiana formy rozgrywki.
Valfaris: Mecha Therion jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej części, a jeśli jeszcze w nią nie graliście, radzę przejść do jej recenzji i potem rozpocząć grę. Jeśli już graliście i chcecie wiedzieć, jak studio Steel Mantis poradziło sobie z nową odsłoną serii, zapraszam dalej.
Fabuła dwójki zaczyna się od raz tam, gdzie jedynki się skończyła. W związku z tym celem Theriona nadal pozostaje dopadnięcie Vrolla. Najwyraźniej bardzo trudno zabić tak potężnego ojca, ale uraza syna jest jeszcze większa. Tym razem protagonista nie będzie walczył w bezpośrednich starciach, ale za pośrednictwem mecha, co dało twórcom opcję pokazania większego obszaru. Za każdym razem w trakcie plansz, na ich początkach i końcach zobaczymy też całkiem sporo dialogów, które nadają drodze więcej znaczenia. Nie ma w tej historii nic wyjątkowego, czasem trafi się jakiś zwrot akcji, a same rozmowy kojarzą się z oklepanymi twardzielami kina akcji. O ile nie ma się oczekiwań, że w tej pozycji historia powinna być głębsza, to ta podana jest w zupełności wystarczająca. Ot kontynuacja trendu z dwóch poprzednich gier. Na plus muszę w tym miejscu dodać opcję polskich napisów, które trzeba sobie włączyć w menu przed rozpoczęciem gry. Tłumaczenie jest dobrze wykonane, więc przynajmniej nie trzeba dekodować metalowej czcionki w innym języku niż ojczysty.
W Slainie cięliśmy wrogów mieczem. W Valfaris broń biała wciąż była bardzo istotna, ale doszły też spluwy. Jako że Mecha Therion to shoot’em up, pierwsze skrzypce grają teraz pukawki, a miecze i inne topory schodzą na drugi plan. Pomijając już kwestie gatunkowe, taki progres jest dobry, bo zabiera to nudę przy śledzeniu serii. Poza tym twórcy ogólnie zadbali o to, aby kolejne plansze zapewniały nieustanne szanse na zgon. Ja zaliczyłem go 324 razy… Wydawałoby się, że to dużo, szczególnie, że grałem na normalnym poziomie trudności (są trzy, ten był środkowy; nie można tego zmienić w trakcie gry). Prawda jest jednak taka, że dwie poprzednie części tak wysoko ustawiły poprzeczkę, również swoimi mechanikami, że w trakcie latania mechem i głównie strzelania nie czuje się takiej presji, jak wcześniej w pojedynkach bezpośrednich nawet z mobami. Jest tu sporo miejsc, gdzie łatwo zginąć na kolejnych falach przeciwników, bossowie są dość wymagający, poza tym trzeba uważać na każdą zbłąkaną kulę, bo życia jest mało i rzadko się odnawia poza checkpointami. Przejście gry nie będzie więc aż takim wyzwaniem, bardziej jest to kwestia cierpliwości.
Próba dotarcia do Vrolla, by go ostatecznie ubić, niewątpliwie jest rozrywkowa. Wcześniej Steel Mantis raczył nas tylko świetnie wyglądającym 2D, teraz studio postanowiło przejść na 2,5D z modelami 3D. Wizualnie wciąż widać nawiązania do już ustanowionego stylu graficznego, ale niestety nie robi to już takiego wrażenia. Może dlatego, że przejście z pieczołowitego pikselartu do miejscami bryłowatych modeli jest tego powodem. Ale, niewiele jest miejsc i czasu, by się temu przyglądać. Ciągle trzeba zwalczać wszelkiej maści przeciwników, którzy mają spory arsenał i ogólnie są dość różnorodni, szczególnie minibossowie i bossowie. Efekty wizualne wystrzałów i ataków są bardzo dobre, ale to, co robi zajebiste wrażenie, to sekwencje, w których zmienia się kamera, a co za tym idzie pogłębia się pole walki, czasem też zmienia perspektywa lotu, co wpływa na rozgrywkę. Wykorzystanie 2,5D dało też możliwość zobaczenia, jak przeciwnicy wlatują w drugiego planu na nasz lub trzeba omijać ataki wielkich bestii atakujących z boków rakietami.
Większość gry przeszedłem w docku, ponieważ z jednej strony wygodniej gra się w tę grę na padzie niż na handheldzie, ale też z drugiej wychodzi w tej produkcji leciwość Switcha. W handheldzie Valfaris: Mecha Therion działa w 30 fps, a w doku w 60, jednak w obu wersjach są miejsca na tyle bogate w efekty, że konsola się krztusi. Rzadziej zdarza się to w doku i zwykle nie ma bezpośredniego wpływu na rozgrywkę – ani razu z tego powodu nie zginąłem., bo takie fajerwerki pojawiają się właściwie tylko po zniszczeniu czegoś wielkiego. Trzeba poczekać jakieś dziesięć sekund aż muzyka przestanie ciąć i obraz wróci do pełnych obrotów.
Jeśli chodzi o muzykę, wciąż jest to porządne metalowe łojenie, które dobrze współgra z koncepcją gry. Mam jednak wrażenie, że w tej części twórcy jakoś nie postarali się o lepsze dopasowanie jej do akcji. To trochę tak, jakby ktoś elementy układanki, ale powstawiał je w dziwnym układzie. Wciąż, podobnie jak efekty dźwiękowe, bardziej wliczyłbym ją do pozytywnych stron tej gry.
Po prostu przejście Valfaris: Mecha Therion będzie dla niektórych wystarczająco satysfakcjonujące (np. dla mnie, zajęło mi to około osiem godzin), ale twórcy ukryli też trochę rzeczy. W każdej z ośmiu plansz można znaleźć kilka sekretów, ale jeśli ominie się pierwsze, trzeba przelecieć całą grę na nowo dla nich. Plus jest taki, że nowa gra plus pozwala zachować wszystkie znalezione ulepszenia i zasoby. Dodatkowo można pokusić się o podejście do trybu wyzwania, który zmienia zasady gry na bardziej arcadowe, czyli mamy ograniczone życie przez całą rozgrywkę i system punktacji.
Valfaris: Mecha Therion powinien zadowolić zarówno fanów gier studia, jak i osób, które zainteresują się tą pozycją ze względu na shumpowy rodowód. Dla tych pierwszych będzie to naturalny progres serii, dla drugich szansa na zapoznanie się z nią. Jednak warto najpierw poznać pierwsze Valfaris z powodu ciągu fabularnego. W końcu wielbicie shoot’em upów nie raz są wystawieni na większą próbę, więc nie powinno ich odstraszyć wymagające bezpośrednie pojedynkowanie się. Muszę jednak powiedzieć, że wraz ze zmianą formy rozgrywki zmienił się trochę klimat pozycji, jakoś już nie ma tej samej wagi. Wciąż jednak jest to przyjemnie wymagająca pozycja, która potrafi przyciągnąć do ekranu na dłużej i wywołuje syndrom jeszcze jednej próby, aby przebić się przez zbitą serię wrogów czy podejść ponownie do bossa. A jeśli chodzi o wersję na Switcha, to mimo wspomnianych przycinek, które nie wypływają na gameplay jako taki, generalnie jest to kompetentny i bardzo dobrze wyglądający port. W związku z tym…
Serdecznie dziękujemy Big Sugar
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: Steel Mantis
Wydawca: Big Sugar
Data wydania: 29 sierpnia 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 781 MB
Cena: 74 PLN
Platformy: Nintendo Switch, PC, PlayStation 5, PlayStation 5, Xbox One, Xbox Series X
Najnowsze komentarze