Shadow of Loot Box

Rynek gier video to nie zawsze miejsce przyjazne konsumentowi. Niezbyt czyste praktyki niektórych wydawców spotykają się coraz częściej z protestem i wyśmiewaniem przez graczy. Shadow of the Loot Box uczy nas jednak czegoś innego – że intencjonalnie kiepski żart, to wciąż kiepski żart.

Gdy pod koniec 2017 roku Electronic Arts i WB Games obrywały od społeczności na wszystkich frontach za pozostawiające niesmak modele mikrotranzakcji w Star Wars: Battlefront II i Middle Earth: Shadow of War, niewielki deweloper, Stately Snail, zwęszył całkiem niezłą okazję na darmową reklamę. Ich wydany na początku tego roku na Steamie shooter o nietrudnej do rozpracowania nazwie Shadow of Loot Box wykorzystał silne kontrowersje i zdobył całkiem imponującą, jak na tego rozmiaru tytuł, popularność. Minęło kilka miesięcy i twórcy postanowili spróbować czegoś bardziej ambitnego – przeportowali grę na PS4, Xboxa One oraz będącego w centrum naszej uwagi Switcha. Niestety, premiera ta raczej odbije się bez echa.

Shadow of Loot Box wrzuca nas do świata, który niezwykle przypomina ten z Minecrafta, ale dla rozróżnienia opanowany jest przez krwiożercze tytułowe skrzynki. Samo to nie brzmi już jakoś specjalne, więc nie powinno dziwić, że gra okazuje się mało wyróżniający się liniowy FPS-em, który został doprawiony elementami RPG, gry przygodowej i platformówki. Co ciekawe, gameplay nie miał być głównym atutem tego shootera i czuć to na każdym kroku. Sterowanie jest mało precyzyjne, walka przez bardzo podstawową sztuczną inteligencję szybko robi się nudna, zagadki przestrzenne są banalne, a aspekt roleplay’owy ogranicza się do zbierania XP i otwierania porozrzucanych po mapach loot boxów zawierających buffy, amunicję czy nową broń.

Produkcja tak konkretnie miała się wyróżniać się satyrą na współczesny rynek gier AAA. I nie powiem, pierwsze kilkanaście minut zabawy faktycznie pod tym względem wspominam przyjemnie. Gra na samym początku wyśmiewa wszędobylskie drzewka umiejętności, każąc nam zbierać punkty doświadczenia w celu odblokowania zdolności do skoku, biegania czy otwierania drzwi. Potem spotykamy NPC wygłaszające znane kwestie, widzimy kilka odniesień do Fallouta i… nagle rozumiemy, że poza kilkoma mało oryginalnymi żartami Shadow of The Loot Box nie ma zbyt dużo do zaoferowania. Gra próbuje wyśmiewać techniki, którymi sama się posługuje, nie oferując niczego w zamian, co kończy się dosyć żmudnym pokonywaniem krótkiej rozgrywki.

Trzeba zaznaczyć, że Shadow of the Loot Box nie jest kompletną tragedią. Gra, mimo wszystko, wydaje się być solidnie zaprogramowan – nie doświadczyłem żadnych psujących „rozgrywkę” bugów, a oprawa audiowizualna może się podobać (choć rozdzielczość w trybie telewizyjnym mogłaby być lepsza). Dzieło Stately Snail mogę polecić w ramach ciekawostki, ale tylko w dużo niższej niż sugerowana cenie.


Ocena: 3/10


Serdecznie dziękujemy Ratalaika Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Stately Snail
Wydawca: Ratalaika Games
Data wydania: 6 października 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 618 MB
Cena: 32 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *