Monster Boy and the Cursed Kingdom

Okazuje się, że gdy małe studio ma ciekawy pomysł i dostanie porządne wsparcie od wydawcy, to rezultat może być niesamowity. Tak właśnie wygląda to w przypadku Game Atelier, które poznaliśmy na Vicie dzięki takim grom jak Crazy Market, Flying Hamster czy Sunflowers. Po tych małych pozycjach FDG Entertainment porządnie wsparło ich kolejny pomysł i oto dostaliśmy produkcję o zupełni innej skali!

Wcielamy się w chłopaka o imieniu Jin, którego wujek zaczął odwalać jakąś dziwną akcję. W sumie… nie ma co tego kryć. Wszystko wskazuje na to, że facet po prostu się spił, w jakiś sposób dorwał w swoje ręce laskę maga, a potem dosiadł beczkę i zaczął latać po całej krainie. Jednym z efektów tego cyrku była zamiana wszystkich mieszkańców z ludzi w antropomorficzne zwierzęta. Ponieważ nasz Jin jest młodzieńcem o dużym poczuciu odpowiedzialności, w tym za głupotę rodziny, postanawia powstrzymać wuja. I, co ciekawe, na tym fabuła się nie kończy, jak to nie raz bywało. W przeciągu około 20 godzin zobaczymy konkretny rozwój sytuacji i poznamy wiele różnych postaci, które (zwykle) nam pomogą. Odkryjemy, jak w ogóle doszło do tego bałaganu i… to już sami zobaczycie. Dialogi nie są wybitne, ale są na tyle dobre, by całkiem przyjemnie się je czytało i czasem nawet rozbawią, szczególnie te nawiązujące do innych gier czy dóbr kultury. Jedno, co irytuje, to że okazjonalnie nie można przeskoczyć scenki, np., podczas ostatniej walki. A może to też jest celowe? Teraz już nie wiem.

Pod względem rozgrywki dostajemy platformera akcji z dużym naciskiem na eksplorację i rozwiązywanie łamigłówek. Chyba nie widziałem takiego określenia przy tej grze, ale generalnie metroidvania też by mi pasowała do worka gatunków. W sumie może zaczniemy od końca. W produkcji dostaniemy możliwość natychmiastowego zmieniania się kilka zwierząt. Jednym jest lew, który potrafi szarżować, innym żaba z chwytnym językiem, a jeszcze innymi wąż o dobrej przyczepności do niektórych powierzchni. Dzięki tym różnorodnym opcjom nie mamy kiedy się nudzić podczas eksploracji całkiem pokaźnego świata. Wszystko dlatego, że twórcy co chwilę rzucają w nas nowymi wyzwaniami. W przypadku elementów zręcznościowych, nie brakuje przeróżnego pakietu półek, kolców czy zwiewania przed toczącymi się na nas kulami. Zestawy potrafią być tak dobrane, że nie raz przyjdzie nam zginąć w trakcie próby ich pokonania. Choć… tak właściwie najczęściej do tego dojdzie, gdy pojawiają się jeszcze przeciwnicy… Takie typowe chodzące, to wiadomo, zwykle nie są aż tak przeszkadzające, ale przypomnijcie sobie te wszystkie latające bydlaki, na które zawsze się wpadnie lub często trafią rzucanym pociskiem. Taaak, nie brakuje ich tu i to często one są największym zagrożeniem. Nie mam pojęcia, jak to działa, ale ciężko tych gnojków wyczuć i trafić. Mimo że gra ma współczesną mechanikę, tak mam wrażenie, że w przypadku ladateł twórcy sięgnęli do starych czasów… Całkiem wyważeni są bossowie. Zwykle kilka podejść wystarczy, zanim uda się ich ubić, ale gdyby komuś bardziej nie szło, to wkrótce przybywa brat i zrzuca nam serduszka. Najbardziej problematyczny jest ostatni szef, bo w jego przypadku takiej pomocy już nie dostaniemy. Sam niemal się poddałem przy walce z nim, bo mi nie szło, a nie chciałoby mi się farmić ulepszeń. Na szczęście podejrzenie walki na YT pomogło przekonać mnie, że jednak dam radę z tym, co mam, i rzeczywiście dałem.

Co do farmienia, nie mam na myśli dosłownego farmienia, np. expa czy przedmiotów (choć w sumie może się zdarzyć, że braknie kasy, a będzie potrzebna). Po prostu w grze jest masa poukrywanych skrzyń, które zawierają przeróżne dobra. Do części będziemy musieli dostać się tak czy inaczej, bo np. zawierają buty, dzięki którym można chodzić po chmurach, ale reszta jest opcjonalna. Pośród rozrzuconych po świecie towarów znajdziemy ekwipunek (zbroje, tarcze, bransoletki, buty); serduszka, pieniądze; tęczowe krople; trzy typy klejnotów potrzebnych do ulepszania ekwipunku i… jeszcze więcej ekwipunku, ale tym razem w częściach! Osoby, które uwielbiają robić gry na 100%, będą miały nie lada zadanie. Skoro jednak przy tym jesteśmy, wrócę do ostatniego bossa. Miałem tylko jedno serduszko z drugiego rzędu i zwykłą zbroję. Kiepsko szła mi jedna część walki, gdzie traciłem naprawdę dużo życia i po prostu nie chciałoby mi się już latać przez dodatkowe kilka godzin, żeby zebrać złoty ekwipunek oraz więcej serduszek. Okazało się jednak, że da się wykonać pewną czynność, która wcześniej mi nie wychodziła i aż tak wyposażać się do tego pojedynku nie trzeba. Wciąż jednak trochę przeklinam twórców za projekt tej części walki.

Inną rzeczą, która może sprawić, że będziemy ciskać gromy w twórców są zagadki. Czasem trzeba obmyślić, jakie bloki poprzesuwać, jakie wajchy ruszyć, kiedy zmienić postać i użyć konkretnej zdolności. Zdecydowaną większość z nich uda się rozpracować w rozsądnym czasie, ale kilka może zablokować na dłużej. Pierwsza z gorszych, jaką pamiętam, była umiejscowią jakoś w trzeciej lokacji. Problemem było znalezienie najpierw odpowiedniego i już ostatniego tam miejsca, gdzie pójść, a potem jak je przejść. Następnie zrobiło się dość luźno, aż w końcu dotarłem do nawiedzonego domu, gdzie w kilku miejscach myślałem, że mnie po prostu pognie. Nie dość, że lokacja jest całkiem pokaźna, to sporo w niej upierdliwych lataczy, a trzeba zaznaczyć, że przeciwnicy się respawnują. Zaliczanie posiadłości ma kilka etapów i najpierw musimy dostać się do pewnej osoby – to spoko. W międzyczasie bawimy się różnymi światłami i odbijaniem promieni, wchodzimy też do przedmiotów i tam działamy w miksie zręcznościowo-logicznym. Problem pojawia się potem, gdy trzeba dostać się do jadalni. Znajduje się ona po lewej i za cholerę po tej stronie budynku nie było jak się tam dostać. Okazało się, że trzeba sporo zrobić po prawej, a potem wrąbać się na poddasze i dopiero pojawi się opcja dostania się do jadalni. A co w jadalni? Duch, który mówi po muzycznemu… No za cholerę nie rozkminiłem, jak to niego podejść; nie znalazłem też odpowiedzi w necie, więc zapytałem wydawcę. Rozwiązanie jest niby banalne i niby pada podpowiedź – otóż trzeba wejść do menu i włączyć tłumaczenie języka duchów… Za cholerę bym na to nie wpadł… Ostatnim problemem było znalezienie portalu do świniaka w ostatniej lokacji. Też niby pojawiła się podpowiedź, że trzeba zebrać odłamki złotego miecza i  go stworzyć, ale też jej nie załapałem… Tu na szczęście pomógł filmik na YT. Tak właściwie tych bardzo problematycznych miejsc wiele dla mnie było, bo to tylko jakoś cztery? Pomyślałem jednak, że zostawię je tu nie tyle jako wskazanie błędów w grze, co miejsc mogących stanowić problem i od razu posłużą jako podpowiedź, jak sobie z nimi poradzić.

Pod względem graficznym dostajemy pięknie przygotowany świat fantasy. Wszystko zostało ręcznie narysowane z niesamowitym naładowaniem i oddaniem detali oraz bardzo ładną kolorystyką. Ewentualnie troszkę mogą razić niektóre ludzkie postaci, jak Jin, ale tak to jest, gdy japońską kreskę robią ludzie z Zachodu. Jeśli chodzi o część techniczną, nie mam żadnych zastrzeżeń ani do wersji dokowej, ani handheldowej (większość gry tak przeszedłem). Muzycznie również jest przyjemnie. Pojawia się kilka nowych kawałków, ale większość to podrasowane audio z ostatniego Wonder Boya. Posłuchamy przyjemnej, lekko rockowej muzyki, pojawi się też jazzik i coś bardziej klimatycznego np. w nawiedzonej posiadłości. Efekty dźwiękowe także siedzą, więc nic nie razi, nawet te najbardziej powtarzalne dźwięki.

Monster Boy jak najbardziej słusznie może Wam się kojarzyć z wydanym wcześniej remake’em Wonder Boy: The Dragon’s Trap. Omawiana pozycja nawiązuje do klasyka pod wieloma względami. Nawet więcej, FDG wręcz chciało, by gra była kolejną pozycją w serii, ale kwestia praw pokrzyżowała im plany. Nie przeszkodziło to jednak dogadać się z różnymi twórcami oryginału, w tym nawet z Segą, by grę wydać fizycznie. W ten oto sposób otrzymaliśmy duchowego następcę interesującej, stary pozycji, która czerpie z oryginału elementy bardziej nas interesujące oraz odrzuca pewne antyczne części, jak toporna mechanika ruchu. Nie jest to jednak tytuł idealny, bo w kilku miejscach można ugrząźć na dłużej z powodu nadmiernej fantazji twórców, tudzież ich abstrakcyjnego myślenia. Ale od czego jest teraz internet, jak nie od szukania pomocy w takich kwestiach? Inaczej sprawa ma się z trudnymi elementami zręcznościowymi, ale tu mogę powiedzieć po sobie, jako osoba, która zginęła w grze jakieś 350 razu, że da się to przejść, wystarczy trochę cierpliwości. No i nowa produkcja jest o wiele bardziej wybaczająca niż stara by była – jeśli graliście w Wondera, to wiecie, o co mi chodzi. Tak więc tak, jak najbardziej polecam Wam zabranie się za Monster Boy and the Cursed Kingdom!


Ocena: 8,5/10


Serdecznie dziękujemy FDG Entertainment
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Game Atelier
Wydawca: FDG Entertainment
Data wydania: 4 grudnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 5,1 GB
Cena: 149 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *