Twin Breaker: A Sacred Symbols Adventure

Kojarzę tylko jednego arkanoida na Vitę i jest nim BreakQuest: Extra Evolution. Ponieważ dał mi trochę zabawy, miałem nadzieję, że z Twin Breakerem będzie podobnie.

Na początek ciekawostka, gra powstała w wyniku współpracy niezależnego studia deweloperskiego z internetowym, niezależnym dziennikarzem gamingowym. Studio to Lillymo Games, a znane nam jest z Perils of Baking i Habroxia. Dziennikarzem jest Colin Moriarty, posiadaczom Vity powinien być znany, ponieważ od lat jest jednym z głównych orędowników ostatniego handhelda Sony i wciąż jest z nim związany, o czym dobitnie świadczy wydanie tej gry.

Pierwsze, co zaskakuje, to sporo tekstu, jak na taką pozycję. Colin rozpisał przygodę dwóch astronautów, którzy zostają wysłani w dziurę czasoprzestrzenną, aby dowiedzieć się, co stało się z wysłanymi w nią wcześniej kilkoma innymi statkami. Dodatkowo nakreślił nam świat, w którym toczy się akcja. Jest to czas przyszłości po III wojnie światowej i kończą się zasoby na Ziemi, dlatego eksploracja kosmosu jest tak ważna. I o ile ten wstęp czyta się z jako takim zainteresowaniem, tak późniejsze dialogi szybko gubią naszą uwagę. Jednym z powodów jest czas, jaki zajmują. Tekst drukuje się na ekranie dość wolno i nie można go przyspieszyć (we wstępie się dało…). Naciśnięcie iksa przerzuci nas do następnej linii dialogowej, a gdy w odruchu zrobi się to raz, drugi, to i już resztę pomija się z automatu.

Pewnie pamiętacie, że arkanoidy polegają na odbijaniu deseczką piłki, która niszczy zawieszone w powietrzu cegiełki. Twin Breaker od początku próbuje utrudnić to zadnie przez oddanie nam do kierowania dwóch, a potem nawet czterech desek na raz. Nie wiem jak Wy, ale ja mam spory problem z grami czy elementami, w których dwiema gałkami kieruje się dwa niezależne obiekty, tak jak Velocity 2X. Tutaj na początku nie było źle, bo trzeba tylko poruszać się w górę i dół albo lewo i prawo. Większe problemy ze sterowaniem mogą się pojawić, gdy mamy do opanowania wszystkie kierunki na raz na dwóch gałkach. Co prawda trochę trwa, zanim piłka się bardziej rozpędzi, oraz rzadko musimy blokować całą wysokość lub szerokość ekranu, ale wciąż pozostaje ta potrzeba pogoni za piłką, nawet jeśli leci w bezpieczne miejsce, bo przecież trzeba zmienić tor lotu! A to oczywiście prowadzi do potknięć, szczególnie gdy kulka szybko leci w kierunku deski, o której się zapomniało, że istnieje bądź że trzeba użyć do niej innej gałki niż przed chwilą wychylana oraz że mamy ograniczony zakres ruchu, więc nagle trzeba pamiętać o obu… Brzmi źle, ale nawet ja zdołałem przejść plansze fabularne w dość krótkim czasie, więc nie ma się czego obawiać. W sumie jestem ciekaw, jaki procent graczy ma problem z takimi akcjami.

Jak to w arkanoidzie, rozgrywka nie jest specjalnie wyszukana. Po prostu mamy rozbić cegiełki, zanim stracimy wszystkie życia. W tej grze, co ciekawe, można poświęcić 100 punkt na dodatkowe serduszko, jeśli bardziej zależy nam na przejściu dalej niż nabiciu punktów. Są też standardowe czasowe ulepszenia (np. twarda piłka, większa deska) i utrudniacze (np. mniejsza deska, spowolnienie). I mimo tych różnych dodatków i dość małych obiektów do zniszczenia, co jakiś czas będziemy czekać, aż piłka w końcu poleci w tę jedną, dobrą stronę. Najczęściej w takich przypadkach można odczuć dość wolny tok tej gry. Żeby było zabawniej, gra na Vicie ma dodatkowe utrudnienie – mały kąt wychylenia gałek sprawia, że deska porusza się szybko, więc łatwiej o przepuszczenie piłki.

Grać można w kilku trybach. Pierwszy jest fabularny i ma 40 plansz. W maratonie przechodzimy te same plansze, ale zabawa kończy się z utratą dostępnych żyć (normalnie odnawiają się co planszę). Pong proponuje zabawę przeciw znanym już bossom – trzeba im strzelić bramkę. Random losuje widziane już plansze i też nie odnawiają się w nim życia (ale wciąż można je zbierać z cegiełek i kupować). „Shooter Mode” dodaje dwóm deskom lufy, aby rozbijać spadające cegiełki i zabijać skarabeusze (strasznie ślamazarny jest ten tryb). Z kolei „Catcher Mode” też nas ustawia na dole ekranu, ale mamy łapać spadające monety i omijać skarabeusze (ten tryb ślimaczy się trochę mniej). Na koniec zostaje „Boss Rush”, ale jaki jest jego cel, gdy jest tylko czterech przeciwników?

O oprawie Twin Breaker: A Sacred Symbols Adventure nie ma się co rozpisywać. Wygląda czytelnie, ale brzmi tak sobie (w sumie lepiej słuchać samych efektów). Rozgrywka jest przystępna i już dla samego twistu z dwiema, a potem czterema deskami warto sprawdzić, czy jest się w stanie nad tym zapanować. Dodatkowe tryby też trochę wydłużą czas z grą. Jednak zakup tej produkcji za pełne 46 złotych można co najwyżej zasugerować tym, którzy potrzebują jakiegoś nabijacza punktów. Dla znacznej większości będzie to gra na może trzy godziny i dla nich jest sugerowana promocyjna cena.


Ocena: 6/10


Serdecznie dziękujemy Lillymo Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Lillymo Games
Wydawca: Lillymo Games
Data wydania: 25 marca 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Funkcje crossowe: -buy z PS4
Waga: 69 MB
Cena: 46 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 39 PLN.

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Skorrpion pisze:

    Mały błąd w tekście “Pewnie pamiętacie, że arkanoidy polegają na odbijaniu deseczką piłki, która niszy zawieszone w powietrzu cegiełki.”. 😛

    Dzięki za recenzje, raczej od początku mnie ten tytuł nie interesował, więc bardziej nalezę do tej właśnie większość – jak kupię, to w promocyjnej cenie. 😉
    Fajna ciekawostka z tym gościem, co jest związany z PS Vitą.

    Ostatnio jest wysyp tych gier jak chyba nigdy wcześniej, przydałoby się je wszystkie “przesiać”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *