Need for Speed: Hot Pursuit Remastered

Remaster remake’a.

Need for Speed to seria wyścigów starsza niż większość czytelników MyHandhelds. Sam pierwszą styczność z wyścigami od EA miałem dopiero na pierwszym PlayStation przy okazji Porsche 2000. Od tego czasu ograłem każdą część “NfS-a” – niektóre połykałem z radością, inne ukończyłem z grymasem niesmaku. Hot Pursuit z 2010 roku był początkiem zmian dla serii – po bardzo nieudanym Undercover serię przejęli ojcowie Burnout’a. Dodali do ścigałki swoje DNA, ale z poszanowaniem historii marki, przy której rozpoczęli pracę.

Jaki Need for Speed jest, każdy widzi. Żadna filozofia – cztery kółka i dzida na prostej.

Hot Pursuit przenosi nas do Seacrest County, gdzie toczy się wojna między policją a ścigantami. My w ramach kampanii wcielamy się w obie strony konfliktu – chociaż fabuły tutaj praktycznie brak. Całość singlowa to właściwie odpalanie kolejnych eventów z mapki miasta – zero pitu pitu, bezproduktywnych przejazdów, pierdzielenia o gangach czy o “młodzieżowych” historiach. Ten styl gry pasuje do przenośnej formy Switcha – odpalając produkcję wiemy, że rozpoczęcie rozgrywki to dosłownie trzy kliknięcia.

Dualizm kampanii zapewnia bardzo potrzebną różnorodność. Nic nie stoi na przeszkodzie, by przejść całą kampanię policji, a dopiero potem przejść część wyścigową; nie polecam jednak tego podejścia – może się dość szybko znudzić. Oprócz klasycznych wyścigów czy czasówek odpalimy wyścigi w wersji “Hot Pursuit” (z glinami na ogonie) i pojedynki 1v1, natomiast jako gliniarz będziemy ścigać jednego, bardzo szybkiego podejrzanego lub spróbujemy zatrzymać wszystkich uczestników nielegalnego wyścigu. Z jednej strony dziwi pewien dysonans – uciekając mamy na ogonie cały kordon pojazdów, natomiast gdy jako gliniarz chcemy powstrzymać wyścig, jesteśmy sami. Z drugiej strony ma to sens w samym gameplay’u – CPU jeździ zbyt przewidywalnie i byłoby po prostu za łatwo.

Tym razem nie tylko uciekamy przed stróżami prawa, ale również sami się nimi stajemy.

Myślę Criterion, widzę wraki aut. Niestety, w grach z licencjonowanymi brykami (a tych jest ponad 70) nie ujrzymy totalnej destrukcji, musimy więc przywyknąć, że blacha się lekko pognie, szybka zbije, ale to tyle. To nie Burnout – mimo mechaniki takedownów auta nie zegną się w pół, a opony nie odpadną i nie poturlają się na chodnik. Spotkamy kilka charakterystycznych mechanik, takie jak spychanie aut, nitro ładowane niebezpiecznymi zagraniami czy nacisk na drift, ale to nadal Need for Speed. Nie miotamy przeciwnikami po barierkach, auta mają swoją wagę, każde prowadzi się inaczej. Jest przyjemnie – na tyle, że nie przeszkadzają ani małe analogi Switcha, ani cyfrowe triggery. Osobiście lubię ten model jazdy – niezbyt trudny, ale też nie totalnie arcade’owy, pozwalający wypracować pozycję na drodze i sadzić soczyste kontrolowane poślizgi. Hot Pursuit wylądował również w rękach kolegi lubującego się w symulacjach, który Need for Speedów unika jak polskie kluby Ligi Mistrzów. Odzew był jak najbardziej pozytywny, co może tylko potwierdzić uniwersalny fun płynący z tej gry.

Stłuczki, wypadki, policja, kolczatki – dzieje się dużo, ale jest to do ogarnięcia.

A to nie wszystko – pikanterii dodają różnorodne dopałki – inne dla gliniarzy, inne dla podejrzanych. W obu przypadkach możemy użyć kolczatki, która wypuszczana jest tuż za naszym autem, oraz impulsu EMP, który wyłącza elektronikę w pojeździe przed nami. Ściganci mają też dostęp do chwilowego, potężnego turbo oraz zagłuszacza, który wyłącza kolczatki czy komunikację glin. Praworządni mają dostęp do helikoptera uprzykrzającego przeciwnikom wyścig oraz blokady drogowe, które po raz pierwszy w historii serii faktycznie są trudne do ominięcia. A że pojazdy mają swój pasek wytrzymałości, często i gęsto walczymy o życie, próbując nie tyle wygrać wyścig, co dotrzeć w jednym kawałku do mety. Poziom trudności teoretycznie rośnie wraz z postępami w karierze, ale ma to praktyczne zastosowanie tylko w wyzwaniach czasowych. W reszcie zawodów mamy do czynienia ze zjawiskiem zwanym rubber bandingiem – auta kontrolowane przez konsolę nigdy nie odstawią nas daleko z tyłu, ale sami też nie zbudujemy zbyt bezpiecznej przewagi. Z jednej strony utrzymuje to stały dopływ adrenaliny, z drugiej – nawet idealny przejazd nie da nam uczucia dominacji.

Przeciwników niby nie widać, ale spokojnie – dogonią mnie jeszcze trzy razy.

Jeszcze większe emocje możemy poczuć w trybach multiplayer, bo w nich zaczyna się konkretna zabawa w kotka i myszkę. Wszystko dzięki podzieleniu ośmiu graczy na dwie drużyny. Rozpiździel jest totalny – ściganci ukrywają się w bocznych alejkach, zawracają, trzymają się z tyłu, byle tylko przechytrzyć policję i dojechać do mety. To zupełnie inne doświadczenie, gdy gracze planują, jeżdżą nieszablonowo, a dodatkowy tryb gry tylko uwypukla przewagę rozgrywek online nad pojedynkami z konsolą. Tryb Most Wanted wybiera jednego z podejrzanych jako “króla”, którego gracze muszą chronić przed policją. To nietuzinkowe podejście w którym w wyścigu nie liczy się rywalizacja, a głęboka współpraca. Tę możemy przetestować ze znajomymi nieposiadającymi Switcha – Hot Pursuit Remastered pozwala na cross-play z PC, PS4 i Xboxem One.

Remaster w wersji Switchowej może (pod względami technicznymi) zawodzić graczy, którzy oryginał ograli na PC – mamy lekko lepsze tekstury i drobne usprawnienia, jak pomijanie cutscenek, i tyle. Chwalić należy za to osiągnięcie przez portujacych natywnych rozdzielczości zarówno w docku, jak i przenośnie, a oprawa wizualna sprawia, że można zrozumieć ograniczenie do 30-tu klatek na sekundę. Mimo teoretycznej dychy na karku gra nadal prezentuje się godnie, modele aut są szczegółowe, a dzięki trybowi fotograficznemu i możliwości szerszej (lecz nie szerokiej) personalizacji aut można po prostu podziwiać krągłe kształty Bugatti Veyrona. Ba, Need for Speed Hot Pursuit możemy nawet nazwać najładniejszymi wyścigami na konsolach – jeśli zamkniemy się w kategorii konsol przenośnych. Dźwięk również daje radę – silniki ryczą tak jak powinny, a muzyka pompuje benzynę bezołowiową prosto w przewody słuchowe.

Screenshoty nie oddają sprawiedliwości – to nadal jest ładna gra.

To wszystko czyni Need for Speed Hot Pursuit Remastered najlepszymi “klasycznymi” wyścigami na Switcha. Nie są to jednak wyścigi idealne. Zacznijmy od mapy, która rzuca nas po różnych biomach – jest dość mała, bardzo zamknięta (nie wyjedziemy w offroad) i pusta. Nie dziwi, że opcja swobodnej eksploracji jest właśnie tylko opcją, a nie centralnym elementem gry. Nawet PSP dwie generacje temu potrafiło zmieścić ogromną wyspę w Test Drive Unlimited, domykając moduł singlowy monstrualnym, 144 kilometrowym wyścigiem dookoła wyspy. NfS też chciałby to zrobić, tutaj jednak trasa jest o połowę krótsza i zjeżdża wyraźnie w głąb mapy. Rozumiem, że mapa odwzorowuje oryginał z 1998 roku, ale standardy w branży trochę się zmieniły. Framerate jest niestabilny, co staje się widoczne przy większych zadymach. Osoby posiadające wbudowanego FRAPSa w oko (w tym ja) będą narzekać na nieregularny time-frame, reszta pewnie nie zwróci na to najmniejszej uwagi. Loadingi lekko się dłużą, powtórka wyścigu wiąże się z ekranem ładowania, a nie zawsze możemy powtórzyć nieudany wyścig od razu po jego zakończeniu. Jeśli nabiliśmy wystarczająco punkcików na nowe autko, musimy przeczekać trzy animacje, wrócić na mapę gry, odpalić wyścig ponownie i znów czekać. No i truskawka na torcie – wersja Remastered ma bardzo dziwną rzecz, której nie zauważyłem w oryginale na PC. Problem występuje też w remasterze na Xboxie i PC, ale jest marginalny, bo po prostu trwa dużo krócej. Otóż po wyłączeniu pauzy w trakcie wyścigu tracimy kontrolę nad pojazdem na sekundę. Klikamy “Resume”, świat rusza, a my nie możemy skręcić. Niejednokrotnie przez to wjechałem w inne auta lub po prostu nie skręciłem na zakręcie.

Trochę głupio to przyznać, ale Need for Speed nie miał tak słabej mapy od… oryginalnego Hot Pursuit z 1998.

Zdecydowanie jednak polecam recenzowany tytuł przez pryzmat możliwości i biblioteki wyścigów (a raczej jej braku) na konsoli Nintendo. Czy są to najlepsze przenośne wyścigi? Niekoniecznie, dużo wyżej cenię sobie Most Wanted z 2012 roku, które ukazało się na Vicie. Jeśli posiadacie inną platformę do grania niż Switch, możecie złapać NfSa w abonamencie EA Play/Game Pass.


Polecamy!


Opinia: Fryta

Na podstawie wersji dla Xbox Series S

Moja przygoda z wirtualnym ściganiem rozpoczęła się nie tylko od serii Need for Speed, ale też właśnie od części z podtytułem Hot Pursuit. Konkretnie od trzeciej odsłony serii, która została wydana w roku 1998 na PSX, a chwilę później na PC. Godzin zaliczonych wówczas przeze mnie na rywalizacji ze stróżami prawami nie sposób zliczyć… Z czasem ścigałka od EA oczywiście ewoluowała: od serii poświęconej jednej marce (NFS: Porsche Unleashed), przez odsłony poświęcone ulicznym wyścigom, a na grach z fabułą skończywszy. Zawsze jednak ich nieodzownym elementem były pojedynki z mundurowymi, które w opisywanym tytule osiągnęły chyba ostateczną, prawie że idealną formę komputerowej zabawy w policjantów i uciekinierów. Mimo początkowych obaw, wersja na XSS zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Rozgrywka okazała się płynna i dynamiczna, a grafika (mimo przecież już dość wiekowego kodu źródłowego) nadal potrafi przyciągnąć oko, przynajmniej w kwestii wymodelowania pojazdów. Kontentu w grze jest naprawdę sporo, a jeśli komuś mało to ma praktycznie nieskończone możliwości zabawy online. Zawsze też może spróbować podejść do rozprawienia się z tytułem za pomocą innych samochodów, do czego zresztą namawiam, gdyż mało która gra daje tyle przyjemności z ujarzmiania kolejnych aut. No i nie zapominajmy o genialnym soundtracku. Za wyjątkiem ścieżki dźwiękowej z premierowego Gran Turismo oraz dwóch pierwszych części serii Crazy Taxi i Tony Hawk’s Pro Skater, nigdy nie zdarzyło mi się zainteresować mocniej utworami zawartymi w danym tytule. Do wymienionej przed momentem listy właśnie dołączył OST z Need for Speed: Hot Pursuit, który już wylądował na mojej playliście w Spotify. Zdecydowanie polecam „najnowszego” NFS wszystkim miłośnikom czystej adrenaliny zawartej w pikselach!


Producent: Criterion Games/Stellar Entertainment
Wydawca: Electronic Arts
Data wydania: 30 listopada 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 8,1 GB
Cena: 179,90 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *