BioShock 2 Remastered

Czy zdarzyło Wam się, że nagle odechciało Wam się grać dalej? Tak właśnie miałem w BioShock 2, a stało się to, gdy znalazłem kamerę…

Miejscem akcji gry ponownie jest Rapture, czyli podwodne miasto stworzone przez Andrew Rayana. Nie wiem czemu, ale myślałem, że na koniec poprzedniej części zniszczyliśmy i jego, i miasto. Widać nie, ponieważ nowe wydarzania w zrujnowanym bastionie wolnościowców  zaczynają się rozgrywać osiem lat później. Najpierw dowiadujemy się, że wcielamy się w Dużego Tatuśka, konkretnie pierwszego prototypowego, który stworzył więź z Siostrzyczką o imieniu Eleanor. Podczas jednego z wypadów po ADAM zostali napadnięci przez grupę slicerów. Podczas walki jeden z nich użył plasmidu kontrolującego Tatuśków. Zamroczony protagonista zobaczył, jak podchodzi do niego Sofia Lamb, nowa przywódczyni w Rapture. Oznajmia mu, że Eleanor jest jej córką i zmusza Deltę do strzelenia sobie w głowę. Wydawałoby się, że to jego koniec, ale po dziesięciu latach zostaje przewrócony do życia. Zaraz po przebudzeniu doświadcza telepatycznej wizji, w której jego Siostrzyczka, już doroślejszym głosem, prosi go o ratunek.

Więź wytworzona pomiędzy zbieraczami ADAMu jest bardzo silna, więc ruszamy przez jeszcze bardziej zniszczone Rapture z pomocą. Ponownie w trakcie fabuły jesteśmy prowadzeni przez kolejne osoby dzięki komunikacji radiowej. Wiele dodatkowych informacji nadal uzyskujemy, dzięki słuchaniu zapisków audio mieszkańców miasta. Wspominają oni o tym, do jakich zmian doszło przez osiemnaście lat od śmierci założyciela miasta. Jest to mroczna historia przejęcia władzy przez psycholog, która miała zupełni inne spojrzenie na ludzi  i wartości. Pamiętacie może z pierwszej części różne ukryte ołtarzyki? Teraz jest ich więcej i można nawet powiedzieć, że Sophia Lamb stworzyła podwodny kult. Ewentualnie komunizm. Historia i jej rozwój są w miarę interesujące, ale nie wystarczyły, bym dotarł do końca gry…

W kwestii rozgrywki dostaliśmy właściwie powtórkę z rozrywki, która ma kilka poprawek względem poprzedniej części oraz podbity poziom trudności. W przypadku poprawek przede wszystkim zostały zabrane z przycisków akcji szybkie leczenie, je znajdziemy teraz na prawym kierunku d-pada oraz w menu wyboru broni, tam też trafiło odzyskiwanie EVO. Dużą zmianę na lepsze i prostsze rozwiązanie przeszło hakowanie – teraz wystarczy tylko zatrzymać poruszający się wskaźnik w odpowiednim polu. Niestety nadal skacze się na X… (ale dzięki AimBoksowi jednak udało mi się to zmienić). Za to nie musimy już wybierać plazmidów oraz broni w czasie rzeczywistym – wejście do ich menu zatrzymuje akcję. Troszkę też zostało uproszczone ustawianie plazmidów i toników poprawiających wydajność. A jeśli o nie chodzi, to właściwie wszystkie już widzieliśmy. Nawet kolejność zdobywania tych popychających fabułę jest taka sama. Nadal istotną częścią gry jest zbieranie ADAMu z Siostrzyczek, za który kupujemy kolejne ulepszenia. Nadal też mamy wybór, czy uratujemy dziewczynki, czy wyciągniemy z nich cały czerwony płyn. Te decyzje będą miały wpływ na to, czy zobaczymy dobre, czy złe zakończenie.

W przypadku trudności jest ciężej. Mam wrażenie, że amunicji było jeszcze mniej niż w BioShocku, z apteczkami podobnie. W końcu gdzieś po godzinie rozgrywki zginąłem (aż dziwne, że nie wcześniej) i odrodziłem się, tak jak wcześniej to było, bez amunicji, bez apteczek i z czekającą na mnie grupą przeciwników. Już wiedziałem, z czym to się wiąże, więc zrzuciłem poziom trudności na łatwy. I tu mały szok. Z powodu chociażby ułatwionego hakowania, o wiele łatwiej było pozbyć się kamer czy przejąć nacierające na nas drony, i to nawet w trakcie alarmu (trochę pewnie wpłynęła na to większa odporność na ataki). Mając takie zaplecze, w niektórych momentach łatwo pozbyć się przeciwników, a że i tak miałem ułatwione zadanie, bywało to zbyt banalne. Poza tym w tej części nie ma w menu możliwości wyłączenia asysty celowania, więc o wiele prościej trafić przeciwnika. Ba, nawet widziałem, jak kursor przesuwa się za celem bez mojego udziału i był to pierwszy raz, gdy widziałem asystę podczas grania w FPS-a. W związku z tym często wystarczyło stać i pruć we wrogów. To zresztą trzeba i tak robić dość często, bo Siostrzyczki pobierają ADAM z trupów, a my musimy je w tym czasie chronić. To, na co nie wpływa zmiana poziomu trudności, to odporność wrogów na atak. I mimo że nie narzekałem na brak amunicji, której dostawałem więcej, to schodziła mi cała lub była na wykończeniu podczas tych ochronnych akcji. Z większą podatnością na ataki i mniejszą ilością nabojów musi być ciężko… U mnie z kolei leciało to jednak zbyt prosto, i tu muszę stwierdzić, że pierwszy BioShock był o wiele lepiej zbalansowany pod kątem różnych opcji trudności.

Niektóre rzeczy w BioShocku 2 były lepiej rozwiązane, inne słabiej, ale wciąż sporo zostało bez większych zmian, w związku z tym w miarę się wciągnąłem w tę część. Dotarłem do połowy czwartego rozdziału w grze, a jest ich dziewięć, więc szło całkiem nieźle. Niestety nagle trafiłem na kamerę i nosz kurde… W jedynce była jedna mechanika, której bardzo nie lubiłem, a było nią robienie zdjęć przeciwnikom, żeby zdobyć o nich więcej informacji. Szybkie przeskakiwanie między aparatem a bronią było strasznie upierdliwe, a trzeba to było robić, bo nauka wpływała na chociażby zadawanie większych obrażeń. Gdy zobaczyłem, że znowu będę musiał się z tym chrzanić, cały zapał do dalszej gry mi opadł… Z minuty na minutę z chęci ogrania gry przeszedłem do odrzucenia jej na dobre. Powód może wydawać się prozaiczny, ale obstawię, że każdy gracz w końcu trafił na tego typu akcję, która zniechęciła go do dalszej rozgrywki.

Trudno mi ocenić drugiego BioShocka. Z jednej strony jest w nim kilka poprawek, klimat w mieście jest troszkę inny, a wcielenie się w Tatuśka jest jako tako ciekawym zwrotem, choć w pewnym stopniu już to przerabialiśmy. Wciąż jednak jest kilka upierdliwości, jak ta kamera. Poza tym ta część wydaje mi się jeszcze głośniejsza niż poprzednia, wtedy właściwie uderzał mnie tylko ryk syren alarmowych, tu wszystko jest tak podbite na potencjometrze, że nawet alarm się nie przebija. Nie zachęca też ten brak balansu poziomu trudności, szczególnie że gra na joy-conach jest niegrywalna, nie ma wsparcia dla żyroskopu i najlepiej mieć do niej albo pada z bardzo dobrymi gałkami, albo AimBoxa do klawy i myszy. W związku z tymi mieszanymi uczuciami rozkładam ręce. Liczę jednak, że BioShock Infinite mnie nie zawiedzie, bo z tej trylogii tak naprawdę on mnie najbardziej interesował.


Trudno powiedzieć…


Producent: Irrational Games
Wydawca: 2K
Data wydania: 29 maja 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna (na karcie są kawałki każdej z trzech części bez pobrania danych są niemal niegrywalne)
Waga: 10,4 GB cyfrowo; 5,5 GB przy grze na karcie
Cena: 79 PLN lub 209 PLN za BioShock Collection (zestaw trzech części)

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *