Xenoblade Chronicles 3: Future Redeemed

Koniec i początek.

Monolith Soft przy okazji Xenoblade Chronicles 2 pokazało, że produkowane przez nich dodatki są warte niemal takiej samej uwagi, co główne dania. Torna – The Golden Country było bardzo sycącym posiłkiem serwującym długą dodatkową kampanię, która w elegancki sposób rozwijała historię podstawki. Jednocześnie było to wystarczająco zamknięte doświadczenie, aby wydawca zdecydował się na jej osobne wydanie w formie fizycznej.

Xenoblade Chronicles 3: Future Redeemed początkowo też może się wydawać podobną propozycją. Gra skupia się na wydarzeniach poprzedzających główną kampanię, a dokładniej na założycielach The City – jednej z ważniejszych lokacji Xenoblade Chronicles 3. Jakoś w połowie przygody okazuje się jednak, że ambicje dodatku są o wiele większe. To nie tylko prequel do trójki, ale też zakończenie całej trylogii Xenoblade Chronicles i podsumowanie dotychczasowej historii Monolith Soft.

Oczywiście można się było spodziewać, że Future Redeemed będzie znacznie bardziej powiązany z poprzednimi odsłonami. Już we wstępie widzimy jak dwaj protagoniści poprzednich odsłon – Shulk i Rex, wspólnie walczą z niepokojąco bezdusznym Alvisem. Potem jednak zwalniamy, aby skupić się na nowych postaciach. Matthew – nowy protagonista dodany do naszej kolekcji, bardzo kompetentny mistrz sztuk walki, który jednak nieco najpierw rusza pięściami, a dopiero później głową. Równowagę stanowi A, czyli jego tajemnicza partnerka, która jest znacznie bardziej przyziemna, wykalkulowana i często zirytowana lekkomyślnością kolegi. Postacie te posiadają świetną dynamikę i to głównie na nich skupia się fabuła.

Poza tym w drużynie znajdują się też Glimmer i Nikol – dwójka żołnierzy Agnus i Keves uwolnionych spod działania Flame Clocków. To przyjemne charaktery i posiadają swoje momenty, lecz nie da się nie odczuć, że spadają szybko na drugi plan, a ich obecność służy głównie dodatkowemu podbudowaniu Shulka i Rexa (nie będzie spoilerów, ale już patrząc na ich wygląd nietrudno się domyśleć dlaczego).

No właśnie, mamy jeszcze naszą starą gwardię walczącą nie tylko z Moebiusami, ale też z kryzysem wieku średniego. Wieści o powrocie znanych już postaci zawsze przyjmuję z lekkim stresem, gdyż nawet delikatne zmiany w charakterze potrafią pogrzebać ich obraz. Powrót Shulka i Rexa w Future Redeemed jest jednak zdecydowanie udany. Shulk zmienił się niewiele – ta postać w końcu przeszła swoją całą drogę w pierwszym Xenoblade. Z wiekiem postać stała się jednak jeszcze bardziej zrównoważona, co czyni z niego urodzonego lidera. Rex zmienił się jednak drastycznie. Stał się nieco bardziej zgorzkniały i trzeźwo myślący, ale czuć, że pod twardą skorupą to wciąż ten sam 14-letni bohater, który stawia życie innych nad swoim własnym. Zmiana ta jest całkowicie wiarygodna i ją kupuję. I oczywiście nie brakuje momentów, w których widać, że obaj protagoniści to twarde złodupce,

No i taką sześcioosobową drużyną wyruszamy na podbój zupełnie nowego obszaru. Początkowo wygląda na to, że samą rozgrywką DLC nie różni się zbytnio od głównej gry. UI jest w większości niezmienione, postacie dalej mogą posługiwać się dwoma zestawami ruchów i fuzjować je ze sobą, aby korzystać z ich efektów w tym samym czasie. Szybko się jednak okazuje, że Future Redeemed znacznie bardziej popycha gracza ku dokładnej eksploracji terenu oraz eksperymentowaniu z dostępnymi zasobami. Niemal każda czynność – odkrywanie nowych terenów, zabijanie gromad zwykłych przeciwników, potyczki z bossami, questy poboczne, zbieranie itemów, rozmowy z NPC-ami – jest wynagradzana punktami Affinity, które wydajemy w celu odblokowania kolejnych umiejętności w drzewku każdej postaci.

Wiem, brzmi mozolnie. I pewnie tak by było, gdyby system zaimplementowano do 100-godzinnej gry. Model ten jednak świetnie działa w krótszym doświadczeniu (20-30h). Zachęca to do sprawdzenia każdego zakątka mapy i dokładnego śledzenie postępu, a następnie regularnie to wynagradza. Zbierać musimy zresztą nie tylko punkty, ale też ukryte skrzynie, które często skrywają przedmioty potrzebne do wyekwipowania kolejnych gemów, akcesoriów, a nawet zwiększenia liczby dostępnych w trakcie walki artów.

Z powodów fabularnych pozbyto się też systemu Ouroboros, który pozwalał na fuzję postaci w trakcie walki. Zastąpiono go Unity. Pomiędzy potyczkami możemy swobodnie dobierać postacie w pary, aby trakcie walki i po wypełnieniu odpowiedniego wskaźnika wykonywać potężne partnerskie ataki. Nie tylko zadają one wysokie (i efektowne) obrażenia, ale też zawsze kończą combo, co dodatkowo skutkuje różnorodnymi buffami. Jest to szczególnie użyteczne podczas Chain Attacks, które nie zmieniły się zbytnio w stosunku do podstawki. Możliwość zakończenia każdej serii Smashem, Burstem lub Blowdownem znacząco pomaga, gdy planujemy pozbawić bossa 3/4 paska zdrowia w ciągu jednego Chaina. Dodatkowo świat Future Redeemed jest wypełniony specjalnymi manualami, które pozwalają na zmianę efektów Chain Orders u każdej postaci. Daje to niesamowite pole do manewrów w trakcie “łańcuchów”.

Marzenia się spełniają.

Zasady są przejrzyste i łatwe do opanowania, dzięki czemu Future Redeemed po prostu chce się maksować (i nie trzeba na to przeznaczać setek godzin). Tak jak wspomniałem, nie jestem pewny czy równie dobrze mechaniki te działałyby w dłuższym doświadczeniu, lecz w tym przypadku całość wydaje się niesamowicie przemyślana. Ciężko się oderwać od min-maxowania, a jakikolwiek interesujący obiekt na mapie natychmiast przykuwa uwagę potencjalnymi korzyściami. Future Redeemed dosyć świadomie pozwala scenariuszowi na odpoczynek w środku, aby gracz całkowicie mógł się zatracić w rozgrywce bez rozpraszania jego uwagi długimi cutscenkami i lore dumpami.

W końcu jednak nadchodzą końcowe rozdziały i… o mój boże. Jak pisałem w mojej recenzji samego Xenoblade Chronicles 3, bardzo się cieszę, że Monolith Soft nie poszło linią najmniejszego oporu i nie zalało nas oceanem fan service’u, a zamiast tego dostarczyło grę jednocześnie nawiązującą do poprzedników, ale też witającą nowych graczy historią stojącą na własnych nogach. Część fanów narzekała jednak na niewielką ilość wydarzeń, które bezpośrednio odwoływałyby się do “wielkiej” narracji świata Xenoblade.

Prison Island wznoszące się nad horyzontem to nie jedynie nawiązanie do początków serii. Zobaczycie kilka znanych budowli i usłyszycie znajome melodie…

Future Redeemed nie jest odpowiedzią na tę krytykę, a raczej przemyślanym odepchnięciu lore dumpów w czasie. Nie zdradzę zbyt dużo (po spoilery zapraszam do postscriptum), ale dodatek perfekcyjnie scala ze sobą wszystkie trzy gry i stanowi satysfakcjonującą konkluzję wydarzeń rozpoczętych przez eksperyment Klausa. Podkreślę, że Xenoblade Chronicles to jedna z moich ulubionych serii gier i dzieł fikcji. Przez ostanie godziny Future Redeemed siedziałem wryty w fotel, z ciarkami na plecach i – w końcu, z łzami w oczach. Jednocześnie nie jestem w stanie wyrazić mojego szacunku do zespołu Takahashiego za to, że są w stanie wywołać takie emocje wśród wiernych fanów bez sięgania do tanich zagrywek. Nie zobaczycie każdej znajomej twarzy, nie otrzymacie szczegółowej biografii każdej postaci. Dzięki temu każda – nawet bardziej pośrednia wzmianka, uderza w emocje kilkukrotnie mocniej.

Xenoblade Chronicles 3: Future Redeemed to jednak wciąż dodatek i prequel do Xenoblade Chronicles 3, a więc scenariusz zgrabnie łata też kilka dziur fabularnych pozostawionych przez wędrówkę Noah i Mio. Pozwala spojrzeć pod nieco innym kątem na postać N, rozwija zakończenie głównej gry, ale też nie zapomina o nowych bohaterach i oddaje im należytą uwagę. To wciąż świetna przygoda, nawet jeśli graliście wyłącznie w Xenoblade 3, chociaż znajomość całej serii jest jak najbardziej wskazana.

Zostawia też ona świat wykreowany przez Monolith Soft w bardzo interesującym punkcie. Deweloperzy już przyznali, że seria będzie kontynuowana. I choć do tej pory wydawało się, że najzwyczajniej możemy mieć do czynienia z zupełnie nową linią fabularną przy zachowaniu głównej tematyki i systemów gameplay’owych, plan wydaje się być nieco innych, chociaż wciąż nieoczywisty. Ten “akt” Xenoblade Chronicles już się jednak na pewno zakończył. I mało który cykl może się pochwalić finałem tak emocjonującym i rozpalającym wyobraźnię.


Zakup obowiązkowy!


Producent: Monolith Soft
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 26 kwietnia 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Cena: 120 PLN (Xenoblade Chronicles 3: Expansion Pass)



Postscriptum: Przyszłość Xeno i Monolith Soft

No dobrze, więc pogadajmy o tych spoilerach. A głównie o rozpoczęciu rozdziału piątego. Akcja na moment przenosi się do rekonstrukcji świata sprzed eksperymentem Klausa, czyli po prostu na Ziemię w niedalekiej (dla nas) przyszłości. Obejrzeć możemy wtedy ważną wymianę zdań między Matthew a Na’el dotyczącą wymarzonego świata. Większość fanów Monolith Soft miało pewnie jednak problemy ze skupieniem się na rozmowie, gdyż w tle wyraźnie słuchać audycję radiową, która zmienia całkowicie sposób w jaki patrzeć należy na całą serię Xenoblade.

Odbiornik radiowy wyraźnie jest oznaczony logo Vector Industries, a w pewnym momencie prezenterka rzuca imię Dmitriego Yurieva. Wyjaśniając – to pierwsze to największa korporacja w świecie Xenosagi, a Pan Dmitri to jeden z antagonistów Xenosaga Episode III. Ta krótka cutscenka potwierdza więc, że serie Xenoblade i Xenosaga są ze sobą powiązane fabularnie. A jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, Bandai Namco jest wymienione w napisach końcowych, a lista własności intelektualnych Xenoblade Chronicles 3 posiada teraz wzmianki o wydawcy oraz znak towarowy Xenosaga. Scena po napisach ujawnia dodatkowo, że światy Xenoblade i Xenoblade 2 scaliły się. Na ostatnim kadrze widać natomiast, że jakiś obiekt zbliża się ku orbicie nowej planety, co jest dosyć oczywistym nawiązaniem do zakończenia Xenosaga Episode III.

Pomińmy teorie związane z lore i zadajmy prostsze pytanie – Co to oznacza dla kolejnej gry Monolith Soft? Czy Nintendo dogadało się z Bandai Namco i za kilka lat zagramy w Xenosaga Episode IV? Biorąc pod uwagę licencyjne piekiełko – wątpię. Xenosaga wciąż nie jest zbyt rozpoznawalną marką, a Monolith Soft (jak wspomniałem) potwierdziło, że seria Xenoblade Chronicles będzie w jakiś sposób kontynuowana. Bardziej prawdopodobne wydaje się więc, że kolejna gra będzie nawiązywała do obu serii, ale tworząc nową narrację, która celować będzie zarówno w osoby znające cały cykl Xeno, Xenoblade, jak i zupełnie nowych graczy. Monolith Soft udowodniło, że potrafi tworzyć większą narrację za pomocą głównie samodzielnych historii. No i pewnie gdzieś w niej mignie nam KOS-MOS.

Niemniej wydaje się, że na tym etapie zapowiedź remasterów Xenosagi to kwestia czasu. Kto wie, może i Square Enix w końcu sobie przypomni o Xenogears? Gry Monolith Soft cieszą się niespotykaną do tej pory popularnością i jej kapitalizacja postępuje. Potencjał drzemiący w marce Xeno jest obecnie ogromny i nie mogę się doczekać, aby zobaczyć co tym razem upichci głowa Tetsuyi Takahashiego. W międzyczasie prosiłbym jednak o powrót na planetę Mira.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *