EA Sports FC 24

Generacyjny przeskok z drobniutkim krokiem w tył.

Electronic Arts przez lata traktowało Switcha nawet nie po macoszemu, a jak źródło łatwego hajsu – ostatnią fifą wprowadzającą zmiany była edycja 2019, a wszystkie późniejsze to już tylko proste aktualizacje składów. W ostatniej mojej recenzji gry z tej serii napisałem, że lepszej fify już nie będzie i w zasadzie się nie myliłem. Były plotki, były oferty pracy dla ludzi pracujących przy Frostbite, ale dopiero zmiana nazwy przyniosła konsoli Nintendo pod koniec jej życia nową jakość elektronicznego footballu.

Cała generacja ulepszeń

EA wreszcie pozbywa się silnika pamiętającego jeszcze PlayStation 3 i przechodzi na Frostbite, przenosząc na Switcha rozgrywkę wprost z PS4 i Xboxa One. Co to oznacza dla kogoś, kto grał w piłkę tylko na Switchu? Otóż Frostbite używany w serii jest od Fify 17, co oznacza przeskok o 6 lat, jeśli chodzi o rozwój. Przeskok dosłownie generacyjny, zarówno pod kątem rozgrywki na boisku, bogactwu zawartości i rozbudowaniu trybów.

Zacznę od dania, które dla wielu graczy jest daniem najważniejszym i powodem, dla którego co roku są gotowi wydać ponad dwie stówki “na to samo co rok temu” – Ultimate Team. W poprzednich odsłonach tryb był ubogi, by nie powiedzieć upośledzony. Maks co mogliśmy zrobić, to zagrać sezon online lub z botem, zawalczyć z drużyną tygodnia i wykonywać zadania budowania składów. Koniec. Paczek za dużo nie było, ludzi chętnych do gry online nie było, kart na rynku nie było. Teraz otwiera się przed chętnymi zupełnie nowy świat – świat doskonale znany grającym na innych platformach. Coś, co budowano latami i do czego graczy przyzwyczajono na Switchu pojawiło się niemalże z dnia na dzień. Tygodniowe granie online w Division Rivals, walka z botami w Squad Battles, Liga Weekendowa oferująca śmiałkom wspaniałe nagrody, ewolucje pozwalające ulepszać ulubionych graczy, zadania dzienne, tygodniowe, miesięczne czy możliwość zarządzania klubem z poziomu przeglądarki na PC czy aplikacji mobilnej – tego na Switchu nie było i już samo to sprawi, że wersja na konsolę Nintendo wreszcie nie może być uważana za totalnego kastrata wydawanego tylko po to, by wyciągać hajs z naiwniaków. Co ciekawe – nie zdarzyło mi się jeszcze, by nie było chętnych na meczyk w Division Rivals, a potrafiłem grę odpalać i o godzinie trzeciej w nocy w środku tygodnia.

Messi to nadal Messi, zasuwa po skrzydełku aż miło.

Ominęło nas The Journey – fabularyzowana przygoda młodego zawodnika budującego swoją karierę (chociaż jak poszedł do Realu Madryt to przestałem grać, tfu!), ale za to dostajemy całą masę ulepszeń i nowości. Zacznę może od trybów kariery – tutaj ponownie mamy możliwość kierowania jednym zawodnikiem lub całą drużyną, ale na tym podobieństwa się właściwie kończą. Jako zawodnik musimy spełniać konkretne cele zarówno w pojedynczych meczach (imponowanie trenerowi), jak i w trakcie sezonu (załatwianie sobie przedłużenia kontraktu i możliwość transferu do lepszego klubu). Przed meczem możemy wziąć udział w sesjach treningowych, a za wszystkie akcje dostajemy punkty doświadczenia, niczym w grze RPG, które potem wydajemy na… drzewko umiejętności. Wreszcie też mamy jakiś wpływ na drużynę poprzez dedykowane działania, budujemy swój obraz wśród kibiców, no i coś, co uwielbiałem w komputerowym New Star Soccer – zarabiamy hajs, który następnie inwestujemy w rozwój, biznes albo przepierdzielamy na głupoty. Mamy też dowolność rozgrywania meczu – siedząc na ławce możemy odpalić mecz od momentu, gdy wchodzimy na boisko, grać jako jeden zawodnik lub cała drużyna, a nawet zagrać tylko kluczowe akcje meczu, pomijając nieistotne fragmenty dzięki przyspieszeniu rozgrywki.

Jeśli urodziłem się w Poznaniu, ale mieszkam w Łodzi, to powinienem kibicować Lechowi, Warcie, ŁKSowi czy Widzewowi?

Również ogromne różnice zauważymy, grając jako menedżer. Teoretycznie podstawy są te same – mamy skład, którym musimy zarządzać, zawodnicy mają swoje wymagania i morale, spełniamy oczekiwania zarządu i kupujemy/sprzedajemy zawodników. Całość została jednak solidnie rozbudowana – zawodnicy przychodzą do nas z problemami, które musimy rozwiązywać, ustalamy zadania taktyczne zarówno dla całego zespołu jak i pojedynczych zawodników oraz prowadzimy rozbudowane negocjacje transferowe twarzą w twarz. Mamy też zdecydowanie lepsze narzędzia w trakcie meczu – taktykę możemy w rozbudowany sposób zmieniać, obserwować zmagania zarówno z poziomu boiska, jak i widoku taktycznego, a gdy sprawy przyjmą nieoczekiwany obrót – chwytamy za pada i sami strzelamy bramy. Co mnie najbardziej cieszy, między tymi trybami można się swobodnie przełączać, możemy więc zacząć mecz, biegając zawodnikami, później chwilę poobserwować, a w razie problemów ponownie wskoczyć w rozgrywkę.

Lewy grania w trampkach się nie boi. O ile gramy w Voltę oczywiście

Z innych słodkich nowości mamy Kluby, gdzie, grając swoim zawodnikiem, rozwijamy go w meczach online. Jest też zastępstwo Fify Street w ramach trybu VOLTA – ulicznych rozgrywek, które cechują się większą dynamiką i małym boiskiem. Nadal możemy też rozgrywać niezobowiązujące mecze ze znajomymi w szalonych trybach bez fauli lub takie, gdzie liczą się tylko bramki z główek. Pod względem możliwości zabawy i ich rozbudowania to na Switchu zupełnie nowa jakość, która zaspokoi moje piłkarskie potrzeby na więcej niż jeden piłkarski sezon.

Nowy silnik, nowa jakość

To ja, jakieś 90% bardziej umięśniony, 30 kilo lżejszy, i, co najważniejsze, prowadzę Kojelarza Łódź!

Przeniesienie EA Sports FC 24 na nowy silnik to nie tylko długo oczekiwane rozbudowane tryby gry, ale też zupełnie nowa jakość rozgrywki. Nie zrozumcie mnie źle – dobrze bawiłem się w meczach serii FIFA, ale po tylu latach tego samego znudziło mi się strzelanie finezji zza pola karnego 🙂 Tutaj gry trzeba uczyć się od nowa i chociaż również znajdziemy schematy, to są jednak inne niż poprzednio. Zdecydowanie inna jest też rozgrywka, która wyraźniej akcentuje walkę bark w bark, premiuje indywidualizm najlepszych zawodników świata, ale przede wszystkim dorzuca do puli całą masę nowych animacji, co widać szczególnie po bramkarzach, którzy w zróżnicowany sposób próbują powstrzymać nasze natarcie. Zupełnie inaczej wykonuje się teraz stałe fragmenty gry, wielką satysfakcję dają wygrane pojedynki główkowe, a duże znaczenie w dryblingu mają mikroruchy i zwody ciałem. W tym momencie warto zaznaczyć, że przy rozgrywce nastawionej na większą precyzję bardzo źle gra mi się online Joy-Conami – nie zapewniają one precyzji, której potrzebuję w trakcie starcia z żywym rywalem. Joy-Cony zostawiam sobie na bota – Pro Controller (lub w idealnym scenariuszu 8Bitdo Ultimate) jest mocno zalecany.

Główki po rzutach rożnych nie są najskuteczniejszym sposobem na zdobycie bramki, ale są bardzo satysfakcjonujące!

Nie jest to jednak najlepsza wersja EA Sports FC 24 pod względem samej rozgrywki – PS5, Xbox Series oraz PeCety dostały wsparcie technologii Hypermotion znacząco rozwijającej zachowania zawodników, ale nie można powiedzieć, że dostaliśmy nic niewarty ochłap. W tym roku zarówno Switch, jak i PS4 czy Xbox One dostały mechanizm nazwany “Style Gry”. Zawodnicy w zależności od swoich realnych umiejętności mogą otrzymywać specjalne odznaki, które definiują to, w jaki sposób grają. Dla obrońcy może to być lepsza umiejętność blokowania strzałów, dla pomocników lepsze długie podania, a napastnicy mogą lepiej strzelać “z fałsza”. Każdy zawodnik może mieć takich styli gry kilka, ale tylko jeden styl może być wyróżniony na złoto – nie ukrywam, jest to game changer, który sprawia, że tacy grajkowie są warci szczególnej uwagi, często pomimo braków w innych statystykach.

Dobre uderzenie, ale Pickford to wybije na rożny.

Nowe nie znaczy lepsze

Frostbite to nie tylko samo dobre, ale też pewne problemy widoczne na każdych platformach, a dodatkowe wynikają ze specyfikacji Switcha. Zacznę od tych ogólnych, które dotykają też inne wersje gry. Menu jest ślamazarne, szczególnie w Ultimate Team – zmiana formacji trwa wieki, często nawet zmiana zawodników w trakcie meczu jest na tyle wolna, że ciężko dokonać wymaganych poprawek w czasie możliwych 35 sekund pauzy. Dostaliśmy rykoszetem, jeśli chodzi o tzw. “kick-off glitcha” – zawodnicy w obronie nie potrafią się dobrze ustawić po rozpoczęciu gry ze środka, przez co bramki często padają na początku meczu/połowy lub bezpośrednio po golu. Z jakichś powodów sklep z paczkami często i gęsto nie chce się ładować, co jest tym bardziej zabawne, że paczki w Ultimate Team to ogromne źródło dochodu EA – paczki trzeba otwierać na PC z przeglądarki. Internet śmieje się też że normalnie w pełni animowane sceny negocjacji w trybie kariery na Switchu są dosłownie pokazem slajdów – wygląda to komicznie, gdy akurat pokaże nam się nic nie wnoszące okno. Ale obronię tutaj EA Sports FC – w poprzednich latach takie rozmowy to nawet nie były realne negocjacje, a suche maile.

Jeśli spojrzycie na kibiców na tym obrazku, to zauważycie, że każdy z nich to dosłownie cztery prostokąty. Jak za czasów pierwszego plejaka.

No i największa bolączka, czyli warstwa techniczna samych meczy. Tracimy trójwymiarową trawę, tracimy rozdzielność i szczegółowość przy szerszym rzucie kamery, publiczności jest mniej i momentami wygląda jak żywcem wyjęta z Minecrafta. Najgorsze, że tracimy 60 klatek na sekundę. Gra zablokowana jest na 30 i trzyma je solidnie w trakcie meczu, ale gubi płynność wyraźnie w trakcie zbliżeń czy powtórek. Ja jestem w stanie to przeżyć, ciesząc się lepszymi modelami zawodników, cieniowaniem czy widoczną fizyką odzieży (nie rozciąga się już tak komicznie, a raczej gniecie i odkształca), ale Fryta skwitował rozgrywkę z bratankiem zdaniem “zagrałem z nim przez grzeczność”. Warto tylko dodać, że gra jest aktualizowana niemalże co dwa tygodnie – zmiany dotykają nie tylko balansu rozgrywki, ale także płynności – po aktualizacji w listopadzie zauważyłem lepszy frametime. Na plus działa na pewno pełne wsparcie polskiego języka – duet Smokowski i Laskowski radzi sobie całkiem nieźle, chociaż Smoku osobiście wydaje mi się w swoim komentarzu lekko sztuczny.

Nie dla każdego

EA Sports FC 24 nie będzie grą dla każdego. Jeśli chcecie grać online i korzystać z bogactwa trybów, to wreszcie warto kupić ten tytuł. Natomiast jeśli ograniczacie się do gry raz na miesiąc ze znajomymi przy piwku, więc jedyne, co Was obchodzi, to że “jest piłeczka, jest biegają sobie, o! Pio! Pio! Pio!” – kupiłbym najtańszą fifę jaką znajdziecie w necie. Ja przyznam szczerze, że grałem w Ultimate Team co roku na PC/Xboxie, ale w tym roku będę grał bez opamiętania na Switchu.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy EA Polska
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: EA Sports
Wydawca: EA Polska
Data wydania: 29 września 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 31,5 GB
Cena: 279,90 PLN


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *