Donkey Kong Country Returns HD
Na ile niedociągnięcia w grze można zrzucić na Unity, a na ile na developerów?
Jeżeli zastanawiacie się, dlaczego do tytułu Donkey Kong Country Returns doszło „HD”, już wyjaśniam. Gra oryginalnie ukazała się w 2010 roku na Wii, natomiast trzy lata później został wydany port na 3DS-a. Nintendo, w ramach przenoszenia wielu starszych tytułów na Switcha, postanowiło zrobić to także i z tą grą. Co ciekawe, czerwoni zdecydowali się powierzyć odświeżenie gry naszym rodakom z Forever Entertainment. Studio w przeciągu kilku ostatnich lat wyrobiło sobie pewną renomę dzięki remakom różnych ciekawych starszych pozycji (np. Panzer Dragoon, Front Mission). Niestety właściwie każda z tych gier miała mniejsze lub większe problemy, które były potem długo łatane. No i nie ma co ukrywać, mieliśmy obawy o jakość Konga w HD, bo, co gorsze, w jakiś dziwny sposób obie strony stwierdziły, że silnikiem do tego będzie Unity, a nie przepadamy za Unity…

Interakcje z otoczeniem, dodatki związane z naturą czy drugi plan potrafią sprawić, że dużo dzieje się na ekranie.
W poprzednie wersje omawianej gry nie grałem. Grałem za to w Donkey Kong Country: Tropical Freeze w wydaniu na Switcha. Do tej pory, gdy myślę o czasie z tą grą, od razu przypomina mi się, jak docięte było sterowanie dzięki pełnej responsywności, a na pewno grałem też na Pro Conie podłączonym bezprzewodowo. Gdy coś poszło nie tak, wiedziałem, że to zawsze była moja wina. Niestety nie mogę tego powiedzieć o Donkey Kong Country Returns HD. Grałem w tę grę na kilku różnych kontrolerach. Pierwsze były Joy-Cony w trybie handeheldowym i Tarantula Pro od Gamesira. O ile przy Joyach czasem nie wchodziło turlanie się, tak na Tarantuli problem był częstszy, dodatkowo coś było nie tak ze skokami – to mnie tylko upewniło, że pad jest problematyczny. Potem jeszcze sprawdzałem Pro Controllera i 8bitdo Ultimate – oba działały tak samo jak Joy-Cony, więc sporadycznie powracał problem z turlaniem się. Zauważyłem jeszcze, że czasem wysokość skoku nie była właściwie odczytywana z moimi zamiarami – najczęściej gdy chciałem zrobić krótki skok wychodził długi. Wydaje mi się, że czas odczytu, czy robi się długi, czy krótki klik jest za mały, bo bardzo łatwo delikatnym przetrzymaniem zrobić dłuższy. Tę skokowość najbardziej odczuwa się podczas latania na beczce – już delikatnie dłuższe przytrzymanie potrafi wywalić nas ostro w górę, co zbyt często kończy się zgonem. Ostatnią bolączką są hitboksy przeciwników, które wydają się być często niekonsekwentne. Można to odczuć zarówno przy zwykłych przeciwnikach, jak i bossach.

Tu mamy dobry przykład na to, że grafika w „HD” zasadniczo szału nie robi.
Problemy nie są na tyle częste, by były powodem do machnięcia ręką na switchowy port. Dodają jednak zbędną frustrację, którą i tak już zapewnia sam gameplay. Bo faktem jest, że Donkey Kong Country Returns jest jednym z wielu świetnych platformerów w portfolio Nintendo, co też przekłada się tu na trudność gry. Jeżeli ktoś będzie chciał zmierzyć się ze wszystkimi ograniczeniami pierwszej wersji, wtedy może wybrać z menu tę właśnie opcję. W wersji „współczesnej” dostaliśmy ułatwienia w postaci dodatkowego serduszka dla Konga i Diddiego oraz w sklepie dziadka można kupić więcej wspomagających przedmiotów.
Sam wybrałem opcję współczesną, bo mam wyryte w pamięci, że Tropical Freeze dało mi nieźle w kość. Tu też nie było łatwo plus doszły do tego różne dziwne wypadki, których mam wrażenie nie uświadczyłem wcześniej. Trudno mi określić, w jakim stopniu niedociągnięcia portu przełożyły się na zgony, ale im dalej w grę, tym coraz częściej plansze zajmowały mi więcej prób. Uniesiony honorem tylko kupowałem baloniki z życiami i zdarzały się plansze, na których potrafiło zejść z czterdzieści, zanim dotarłem do mety. Za każdym razem starałem się zebrać jak najwięcej puzzli i literek słowa KONG. Ostatecznie bez wspomagaczy typu dodatkowe serduszko czy tymczasowa niewrażliwość zaliczyłem grę na 78%, więc myślę, że i tak całkiem nieźle mi poszło. Zajęło mi to ponad 15 godzin według licznika w systemie Switcha.

Pokonanie krabowych bossów zdecydowanie zbyt się ciągnąło, ale szefowie ogólnie są ciekawie zaprojektowani i partnerka z chęcią przyglądała się, z czym akurat walczę.
Do pokonania mamy osiem rejonów, w których znajduje się w sumie 80 plansz. Część z nich doszła z wersji 3D, zawierają się w nich też levele ze świątyniami, które najpierw trzeba odblokować, zbierając wszędzie literki KONG. Zrobiłem to w pierwszym regionie i podjąłem próbę pokonania tamtejszej świątyni i o ludzie, nie było łatwo, bo nie ma tam checkpointu. Przejście wszystkich pewnie będzie niemałą przeprawą, a o nagrodzie za to już lepiej nawet nie mówić… Jest nią tryb lustrzany, w którym Kong nie dość, że ma jedno życie, to jeszcze nie ma wsparcia Diddiego oraz plansze będą sprawiały wrażenie nowych przez pokazanie ich właśnie w lustrzanym odbiciu. Wyzwaniem też będzie zebranie na wszystkich planszach puzzli, które odblokowują rzeczy w galerii. Natomiast fani walki z czasem mogą zdobyć odpowiednią odznakę za wyrobienie się w zaleconym czasie. Można też grać w dwie osoby w trybie współpracy, ale sam nie miałem okazji tego sprawdzić – więcej o tym napisze potem Maniak.

Wrzucenie orzeszka do ust drugiej osoby jest prostsze niż wstrzelenie Konga w tę paszczę, i trzeba to zrobić trzy razy!
Dużo poziomów to oczywiście za mało, żeby platformówka była dobra – wszystko w tym gatunku tak właściwie rozbija się o design poziomów. I w tym przypadku Donkey Kong Country Returns zdecydowanie lśni. Osiem różnych rejonów daje nam poczucie, że nie wykonujemy ciągle tego samego tak samo. W związku z tym nawet, jeśli w każdej lokacji lecimy na beczce, zmieniają się formy przeszkód, czasem coś nas goni, czasem unikamy ostrzału z armat itd. Pojawiają się motywy wspólne, jak chwytanie się platform z trawą czy uderzanie w wielki metalowy bęben, który albo coś rozwali emitowanym dźwiękiem, albo utworzy ścianę z nowymi platformami. Ewidentnie twórcy zadbali o ciągłe wrażenia związane z designem, ale nie pominęli przy tym też ekscytacji, którą tworzy odpowiednie tempo. Kong nie zawsze może zasuwać na najwyższych obrotach, wręcz nawet nieraz potrzebuje zwolnić i poczekać aż jakaś platforma opadnie lub przeciwnik odpowiednio się ustawi. I jest to jeden z powodów, dla których często ginąłem – plansz trzeba się nauczyć i jeśli ma się tendencję do zbytniego pośpiechu, będzie to ukarane. Problematyczne bywa za to to, jak długo Kong czasem zbiera się do zmiany kierunku, ruszenia po skoku lub na pochylni, szczególnie, gdy trzeba szybko zaatakować. Jest to głównie odczuwalne przy bossach – w niektórych momentach należy ekspresowo zebrać się do skoku na wroga, ale buksowanie kończyn goryla zwalnia ten proces (choć mechanika sama w sobie jest ciekawa i wygląda przezabawnie), a jeśli połączy się to z problematycznymi hitboksami otrzymujemy irytujące, niezbyt skoordynowane ruchy, które mogą nas kosztować serducho, a nawet kilka.

W pierwszej świątyni pękłem i postanowiłem sprawdzić bananowy sok. Nie daje pełnej nieśmiertelności!
Donkey Kong Country Returns jest niewątpliwie świetną platformówką. Twórcy w pełni wykorzystali potencjał ruchów, jakie kojarzą się z gorylem i wielokrotnie pokazują potęgę tego naczelnego zwierzęcia. Plansze cieszą pomysłowością nie tylko pod kątem wyglądu, ale też rozłożeniem i formą przeszkód. Dodatkowo jest to pozycja wymagająca, choć są też sposoby na ułatwienie przejścia, więc zarówno wyjadacze, jak i młodsi gracze będą się przy niej dobrze bawić. Wydanie HD wygląda w porządku, ale trudno mówić o zachwytach. Gdyby jakość grafiki została podciągnięta do poziomu Tropical Freeze, byłoby fajniej, no ale, otrzymana wersja jest zadowalająca. Za to muzyka jest na bardzo wysokim poziomie i świetnie łączy się i z krainami, i z sytuacjami. Zastanawia mnie tylko, dlaczego do fabryki została wybrana muzyka, która bardziej kojarzy się z kosmosem – mnie niezbyt tam pasuje. Z drugiej strony utwór, który włącza się przy jeżdżeniu wózkiem w kopalniach, też wydaje się nie pasować. Brzmi jak coś wyjętego z epickich scen w późniejszych Final Fantasy i jak w pierwszej chwili wydawał mi się to przesadą, tak niewątpliwe dodaje dużo ekscytacji i podnosi stawkę przy czymś niby tak prostym, jak jazda po torach.
To wszystko sprawia, że Donkey Kong Country Returns jest pozycją obowiązkową dla fanów platformerów, ale i nie tylko – to po prostu emocjonująca na wielu poziomach pozycja, która wszystkim powinna dać sporo frajdy. Niestety nie mogę dać wersji HD plakietki zakupu obowiązkowego, tylko zwykłą polecajkę. Ewidentnie gra ma problemy z podstawami, które wybijają platformówki na najwyższy poziom – sterowanie nie jest docięte, jak powinno, hitboksy są niekonsekwentne, a loadingi są zaskakująco długie. Gra ma również problem ze zmianą padów, co jest dość irytujące, gdy skacze się między handheldem, a dokiem. Nieraz musiałem resetować grę, żeby gra wykryła nowego pada. Przypuszczam, że jeśli oczekujecie jak najlepszej rozgrywki, wtedy wersje z Wii i 3DS-a będą lepszą opcją. Port na Switcha jest jak najbardziej grywalny oraz zapewnia różne ułatwienia dla szerszej publiczności (doceniam dodatkowe serduszko!), ale nie został wykonany z najwyższą pieczołowitości i niestety jest to odczuwalne.
Swoją drogą, jest to pierwsza gra, przez którą fizycznie ucierpiała moja customowa obudowa Joy-Conów od eXtremeRate. Przy przycisku B od dzikiego naciskania skoku zrobiła mi się czarna wyrwa w powłoce z wzorem. Tak więc tak, rozgrywka jest intensywna!
Opinia Maniaka:
Donkey Kong Country Returns to naprawdę dobra platformówka. Pierwsza gra Retro Studios bez udziału Samus Aran sprawnie przeniosła wymagającą rozgrywkę z jakiej były znane kultowe gry Rare w latach 90. w XXI wiek. Tytuł ten zawsze był jednak ofiarą platform, na które był do tej pory dostępny. Na Wii wymagająca precyzji rozgrywka cierpiała przez kiepsko zaimplementowane sterowanie ruchowe. Port na 3DS-a od Monster Games naprawił ten problem i dodał do gry dodatkowe poziomy, ale przez niewystarczającą moc konsolki musiał to robić w 30 klatkach na sekundę.
Nie miejcie więc złudzeń – Donkey Kong Country Returns HD to zdecydowanie najlepsza wersja Powrotu Małpiszona. Forever Entertainment całkiem sprawnie udało się przenieść grę na Switcha i zadbać przy tym o podstawowe wzmocnienia graficzne – rozdzielczość jest dużo wyższa niż na Wii i 3DS-ie, tekstury zostały odpowiednio zaktualizowane, framerate podwyższony z powrotem do 60 FPS, a sam główny bohater doczekał się nawet ładnie symulowanego futra.
Niestety, wersja na Switcha prawdopodobnie bazuje na wspomnianej wersji 3DS i powiela przy tym część jej problemów. Co jakiś czas zauważyć można, że niektóre efekty wyświetlane na ekranie są bardzo rozmazane. Ekran przejścia po upadku Konga w przepaść jest sztucznie rozciągnięty do 16:9, przez co wygląda jak z kiepsko emulowanego tytułu na Nintendo 64. Czasy ładowania są jakimś cudem dłuższe niż na Wii. Najbardziej rażącym problemem jest jednak tryb kooperacyjny, który na tym etapie jest niemalże niegrywalny. Na Wii po odbiciu się jednego gracza od głowy wroga gra wciąż pozostawiała małe okienko zanim ten zniknie z planszy, aby drugi gracz także miał szansę na wykonanie każdego skoku. Jednak na Switchu (tak samo jak na 3DS-ie) wrogowie znikają od razu po uderzeniu, przez co zabawa drugiego gracza opiera się przez większość czasu na ciągłym spadaniu w przepaść.
Przez bardzo wysoką cenę wyjściową portu nie mogę przymknąć na te mankamenty oka. Donkey Kong Country Returns HD to dobry sposób na zapoznanie się z tą przygodą. Szkoda jednak, że port nie otrzymał takiej samej ilości uwagi i szlifów co inne remastery spod znaku Nintendo.
Producent: Retro Studios, Forever Entertainment
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 16 stycznia 2025 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 9 GB
Cena: 249,80 PLN
Najnowsze komentarze