Broken Sword – Shadow of the Templars: Reforged

Kryzys gier point’n’click niestety trwa od lat. Nie jestem do końca przekonany czy remastery ikonicznych przedstawicieli tego gatunku są w stanie zmienić ten smutny trend.

Do trzech razy sztuka?

W czasie gdy Guybrush Threepwood zyskuje nowe życie w Return to Monkey Island, główny protagonista równie kultowego uniwersum Broken Sword wciąż musi odcinać kupony od dawnej chwały. W związku z tym George Stobbard ponownie zaliczy paryskie wakacje i dokładnie tak samo jak blisko trzy dekady temu znów będzie świadkiem zamachu bombowego, a podjęte przez niego śledztwo ponownie powiedzie go tropem zamachowca aż na Bliski Wschód. Tam też przyjdzie mu rozwikłać skomplikowaną, ale świetnie poprowadzoną tajemnicę legendarnych Templariuszy. Warto zaznaczyć, że Amerykanin będzie ją rozwiązywać już po raz trzeci, a wszystko dlatego, że pierwotnie wydane w roku 1996 Broken Sword: The Shadow of the Templars doczekało się już ponownej iteracji w roku 2009, kiedy to na rynku pojawiła się wersja reżyserska tego tytułu. Tym razem Revolution Software (a w zasadzie to, co pozostało po niegdysiejszych królach branży) Cień Templariuszy przyozdobiło angielskim przyrostkiem „reforged”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza coś wykutego na nowo. Nowości tu wprawdzie jak na lekarstwo, ale może drugiej reedycji tej przygodówki uda się odnieść jakiś sukces?

Powrót do źródeł

Jak już sygnalizowałem, francuski odpoczynek naszemu bohaterowi przerywa eksplozja bomby. George cudem unika śmierci i prawdopodobnie fakt ten pcha go w kierunku podjęcia prywatnego śledztwa. W próbie ujęcia sprawcy i doprowadzenia go przed oblicze sprawiedliwości pomoże mu stołeczna dziennikarka Nico Collard, a w miarę postępu fabularnego dość szybko wyjdzie na jaw, że dramatyczny incydent nad Sekwaną okaże się czymś więcej niż tylko atakiem terrorystycznym. Nie zamierzam więcej spoilerować, ponieważ mimo upływu lat linia fabularna jest nadal najmocniejszym elementem recenzowanej produkcji. Jeśli idzie o kwestie techniczne, to myślę, że nie będzie nadużyciem, jeśli Broken Sword – Shadow of the Templars: Reforged uznamy za wersję definitywną pierwowzoru. Tytuł został upiększony wizualnie oraz dźwiękowo, ale w przeciwieństwie do Broken Sword – Shadow of the Templars: The Director’s Cut, w najnowszym wydaniu nie gmerano względem pierwotnej zawartości. Przede wszystkim nie uświadczymy tutaj mocno krytykowanej 15 lat temu cenzury krwi, do dialogów użyto obrobionego cyfrowo pierwotnego dubbingu, a koślawe cutscenki wyrzucono na śmietnik historii. Przy okazji pozbyto się też zaimplementowanego w 2009 prologu z grywalną Nico, ale nie jest to element nad którego brakiem ktokolwiek uroni choćby jedną łzę. Co jednak moim zdaniem najważniejsze, zniknęły też ułatwienia w zagadkach, a to w mojej opinii bardzo poprawiło immersję, przynajmniej do momentu zderzenia ze sławetnym fragmentem z kozą w roli głównej. Przy powszechnym dostępnie do YouTube’a nie robiłbym z tego jednak zbyt wielkiego problemu…

Oldskul spotyka współczesność

Inną nowinką jest możliwości personalizacji rozgrywki, w której do wyboru otrzymaliśmy tryb historii oraz tryb klasyczny. Tryb klasyczny to oczywiście oldskul pełną gębą – wprawdzie z możliwością odsłaniania kolejnych, bardziej szczegółowych podpowiedzi, ale zablokowanych czasowo. Tryb historii to z kolei ukłon w stronę świeżaków – ułatwieniem jest tutaj m.in. usuwanie przez grę mylnych tropów, dość hojne wyświetlanie wskazówek oraz masa sugestii mających uniemożliwić nam utratę życia. Dla wielu może się to okazać szokiem, ale nie zapominajmy, że w rasowym point’n’clicku bohater może zginąć, o co zresztą w serii Broken Sword nigdy nie było trudno.

Co warte podkreślenia, sporo serca włożono w wizualia. Graficznie całość prezentuje się naprawdę solidnie, a przy okazji jak na dłoni widać starania developerów, aby przy liftingu nie zatracił się duch pierwowzoru. Dla purystów zaaplikowano możliwość przejścia na oryginalną oprawę, choć trzeba dodać, że nie da się tego zrobić jednym przyciskiem, jak chociażby w recenzowanym przeze mnie Diablo II: Resurrected – w tym celu konieczne jest skorzystanie ze stosownego przełącznika w opcjach gry.

W kwestii dźwięku zmiany są duże bardziej subtelne. Ścieżka muzyczna zasługuje wprawdzie na szczególną pochwałę, ale odświeżony dubbing już tak nie powala. Kilkukrotnie złapałem się nawet na przemyśleniach, że powtórne nagranie dialogów oraz monologów dobrze by tej grze zrobiło, ale z drugiej strony wykorzystanie pierwotnych głosów George’a i Nico to z pewnością bardzo miły ukłon w stronę fanów serii.

Tylko jeden zawód…

Podsumowując, Broken Sword – Shadow of the Templars: Reforged to na pewno pozycja dużo lepsza od pierwowzoru, nie wspominając już o reżyserskim wydaniu z roku 2009. Mimo sporego stażu, jest to wciąż ponadczasowy kawał bardzo solidnego kodu, w dodatku zapewniający masę doskonałej zabawy. Niestety, w tej beczce miodu znalazła się też potężna dawka dziegciu, którą okazała się wysoka cena. Gdyby nie zbyt wygórowane żądania twórców za najnowszą wersję starych przygód George’a, w mojej opinii byłaby to z automatu najlepsza opcja posmakowania tego wciąż atrakcyjnego klasyka. Mimo mojego poin’n’clickowego oddania, nie przemawia do mnie nawet fakt, że wyczekiwana od lat szósta część Broken Sword jest już w produkcji, a zyski z Reforged prawdopodobnie mają w głównej mierze sfinansować ten projekt… Ale mimo wszystko mocno zazdroszczę graczom, którzy w pogoń za zamachowcem wyruszą po raz pierwszy!


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Revolution Software
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Revolution Software
Wydawca: Revolution
Data wydania: 31 października 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa i pudełkowa
Waga: 2,64 GB
Cena: 120,00 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *