Timberman: The Big Adventure
Magicy z Grudziądza Mazowieckiego ambitnie walczą tam, gdzie prym wiedzie hydraulik z kolesiem bez stawów.
Muszę Wam przyznać, że Timberman VS jest jedną z moich ulubionych gier w cenie paczki czipsów. Prosta rozgrywka sprawia, że nawet nieobeznani z gierkami są w stanie rywalizować i świetnie się bawić. Ba, organizowane są nawet turnieje w ścinaniu drzew na konwentach i zlotach. Gdy Quithe napisał, że Polacy zabierają się za platformówkę, pierwszy ustawiłem się w kolejce. Miałem dość wygórowane oczekiwania po rewelacyjnym Oddmarze i chociaż tego poziomu dosięgnąć się nie udało, to są rzeczy, które Timberman robi lepiej.
Warstwa fabularna jest dość prosta, acz sprytna. Na oczach drwala porwana została rodzina niedźwiedzia, więc w duecie udają się do siedziby Złowieszczej Korporacji (dosłownie nazwa się “Evil Corp”), by skopać tyłki i uratować faunę leśną. Do dyspozycji gracza oddano 15 poziomów w trzech różnych światach, które różnią się nie tylko wizualiami, ale również czyhającymi na gracza niebezpieczeństwami. By je pokonać, dostajemy klasyczny zestaw ruchów – podwójny skok z helikopterkiem, combo z piąchy czy rzut toporem (w końcu gramy drwalem). Zdecydowanie pochwalić należy design pierwszych światów – uczymy się w nich, jak poukrywane mogą być znajdźki (litery ze słowa TIMBER, niczym w Tomaszu Jastrzębowskim, lub automaty, na których zagramy w wychwalane przeze mnie Timberman VS!), jak pokonać przeszkody, jak skakać i efektywnie bić. Całość nie jest specjalnie trudna i dodatkowe życia zbiera się dość łatwo, ale ich pełna utrata to konieczność rozpoczęcia poziomu od początku. Całość pęka w jeden wieczór, więc polecam sobie dawkować tę przyjemność. A przyjemność sprawia tutaj zarówno ładna, czytelna 16-bitowa grafika, jak i przygrywające w tle utwory.
Grę możemy przechodzić w co-opie z drugim graczem, który wcieli się w niedźwiedziego tatę. Poza zmianami wizualnymi i zamianą topora na, z bliżej nieokreślonego powodu, bumerang, dysponuje on taką samą paletą ruchów, co mój ulubiony drwal. Dzięki tej prostocie Timberman: The Big Adventure jest jednym z kandydatów do tytułu “pierwsza platformówka, w jaką dam grać swojemu dziecku”. Nie jest może tak ładna i rozbudowana jak Rayman czy wspomniany już Oddmar, jednak dzięki mniejszej dynamice i możliwości gry we dwójkę można juniora nauczyć obsługi pada. Rozgrywka jednak nie pójdzie tak dobrze, gdy gracie z kimś bardziej doświadczonym. Kamera wręcz ignoruje drugiego gracza, więc przy wyścigach po punkty czy życia może tu wystąpić niezdrowy handicap.
Duma zbieracza, który zawsze chce kompletować literki, również mnie bolała, gdy ominąłem którąś i zamiast wrócić przyciskiem do punktu kontrolnego, musiałem gdzieś po prostu zbić cztery serduszka. Nie bardzo też można się wszędzie cofnąć – design poziomów często wrzuca nas w głębokie dziury, gdzie jedyna droga to ta ku zakończeniu levelu. Zresztą, znajdźki to tylko i wyłącznie dodatkowo satysfakcja, bo w grze nie ma żadnych ulepszeń, a rekordy możemy pobijać tylko własne, bo sieciowej tablicy rekordów brak.
Wszystkie te niedostatki rozmywają się jednak, gdy spojrzymy na cenę Timberman: The Big Adventure. Dwie dyszki za naprawdę uroczą oprawę i całkiem porządne doświadczenie to deal życia i nie wydaje mi się, by w tym budżecie można znaleźć lepszą platformówkę. Gra ma też w przyszłości pojawić się na telefonach, ale szanujmy się – przyciski w tego rodzaju zabawie to rzecz obowiązkowa. Tak samo jak wspieranie małych, obiecujących polskich studiów deweloperskich, a Digital Melody z pewnością się do takich zalicza. Dla fanów gatunku nie wzięcie jej to grzech.
Serdecznie dziękujemy Forever Entertainment
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: Digital Melody
Wydawca: Forever Entertainment
Data wydania: 18 sierpnia 2022 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 434 MB
Cena: 20 PLN
Najnowsze komentarze