Duże Joycony od Binbok

Prawy szary Joy-Con przestał łączyć się bezprzewodowo z konsolą (najpewniej dlatego, że nalałem za dużo WD40, gdy naprawiałem drift gałki). Podpięty do Switcha działa, ale straciłem opcję pełnego pada, a czasem przydawał się jako dodatkowy do gry w kilka osób. W związku z tym przyszła pora poszukać alternatywy.

Inspiracja czasem przybywa z dziwnych miejsc, na przykład z twitterowego konta malezyjskiego sklepu z grami, z którego Szponix importował kiedyś gry na Vitę. Dzięki fotce z dostawy nowych kontrolerów do Switcha dowiedziałem się, że istnieje firma Binbok i ma ciekawą ofertę. Najbardziej zainteresowała mnie ich alternatywa dla split pada od Hori – bo nie oszukujmy się, pierwsze, co widzi się po spojrzeniu na Joycony Binboka to właśnie pad od Hori. Zresztą, miałem go, był wygodny, więc dobre wspomnienia swoje zrobiły. Napisałem do firmy i dostałem Joycony do recenzji, dzięki czemu po różnych testach mogę Wam je przybliżyć.

Proste opakowanie zawiera dwa Joycony (lewy i prawy), łącznik, żeby zrobić pada i kabel zasilający USB oraz instrukcję. Wszystko siedzi w prostym cienkim „koszyczku” z plastiku, ale nie miałem wrażenia, że coś mogło się uszkodzić w transporcie, bo karton pudełka jest dość gruby. Pierwsze wrażenia po wyciągnięciu kontrolerów z blistra są mieszane. Przede wszystkim każdy dżoj jest superlekki! A przecież mają być w nich akumulatorki i nawet silniczki do wibracji… Nawet po połączeniu obu padzików w jedną całość z łącznikiem wciąż całość wydaje się prawie nic nie ważyć, a z powodu wielkości pozostawia to pewien dysonans. Joycony wykonane z czarnego plastiku nie wydają się solidne właśnie przez tę wagę, ale gdy im się przyjrzeć, widać, że wszystkie elementy dobrze się ze sobą schodzą, nic nie trzeszczy, a obudowa jest wykonana z solidnego materiału. Przód i tył dżojów mają różną fakturę – góra jest trochę bardziej gładka, dół ma wyżłobienia. Po chwyceniu Joyconów, czy to w formie pada, czy wpiętych w konsolę, całość trzyma się dobrze, ponieważ dobrze leżą w dużych dłoniach oraz nie wyślizgują się, nawet przy wymagających tytułach akcji. Wszystkie przyciski zostały wykonane z tego samego, solidnego plastiku i muszę przyznać, że zostały bardzo ergonomicznie zaprojektowane. Gałki analogowe mają gumowane wypustki i środek, więc kciuk z nich nie spada. D-pad jest bardziej wygładzony na powierzeni, więc, łatwo poruszać po nim palcem przy szukaniu kierunku, który chcemy nacisnąć. Na dodatek ma wyoblone brzegi, więc nie zrobi się nagniot na palcu (a miałem już taki od jakiegoś kijowego d-pada). Główną wadą, jeśli już jakichś szukać, jest dość toporne wsuwanie Joyconów w szyny łącznika, pewnie przez to, że wszystko jest plastikowe. Naprawdę, mam wrażenie, że gdyby tylko kontrolery były troszkę cięższe i może nie takie po prostu czarne, to kompletnie nie miałbym wrażenia swego rodzaju taniości, którą można na początku mieć. Jednak gdy tylko zacznie używać się kontrolera, myśl ta ucieka i cieszymy się fizycznie dobrze wykonanym produktem.

Zanim przejdę do opisu, jak się gra na Joyconach Binboka, napiszę o funkcjach. Skoro już wcześniej przywołałem split pada od Hori, to zacznę od elementów wspólnych. Oczywiście do dyspozycji mamy pełny zestaw przycisków, a ZL i ZR są cyfrowe. Dodatkowo mamy jeszcze dwa przyciski bonusowe, do których możemy przypisać funkcję z klawisza znajdującego się na tym samym Joyconie (nie można np. na L4 ustawić A itd.). Dodatkowe przyciski są jednak umieszczone w wygodnym miejscu, więc ich obecność może ułatwić niektóre gry. Jest też funkcja turbo, która została podbita o opcję stałej aktywacji, nawet gdy nie naciskamy przycisku, do tego można określić częstotliwość powtarzania w trzystopniowej skali. I właściwie na tym podobieństwa między produktami Binboka i Hori się kończą, bo recenzowany kontroler wychodzi o wiele dalej niż oferta lepiej znanej firmy. Przede wszystkim te Joycony działają bezprzewodowo zarówno pojedynczo, jak i jako jeden pad dzięki łącznikowi. Poza tym potrafią wybudzić konsolę (trzeba przytrzymać przycisk home)! Oczywiście jest też knefel do robienia zdjęć. Fani wibracji również będą zadowoleni, bo są obecne i można wybrać pięć poziomów mocy pod własne preferencje. Istotna jest także obecność żyroskopu. Ostatnią ciekawą funkcją jest podświetlenie gałek analogowych – opcji ustawienia jest wiele, bo to aż siedem kolorów lub jeden tęczowy miks, ewentualnie można wybrać automatyczne zmienianie kolorów w trybie oddechu, czyli barwa jaśnieje i ciemnieje, a potem się zmienia. Oczywiście jest też opcja wyłączenia podświetlenia. I z tą ostatnią walczę, konkretnie czy ją ustawić, bo z jednej strony spodobało mi się to podświetlenie pada, z drugiej strony Joycon wpięty do konsoli randomowo odpala podświetlenie – raz co minutę gaśnie i się zapala, innym razem dłużej jest ciemno, a potem świeci dłużej… Na koniec tego akapitu warto jeszcze wspomnieć, że oprócz turbo wszystkie ustawienia są zapamiętywane, więc nie trzeba za każdym razem wszystkiego regulować. Z racji tego, że używałem kontrolera w trybie handheldowym, nie zwróciłem uwagi, ile trzymają baterie, ale nie sądzę, żeby odbiegały od standardów. Jednak gdyby komuś padziki się rozładowały podczas gry bezprzewodowej, to ładowanie ich w trakcie rozgrywki niestety nie będzie wygodne, bo każdy ma osobne gniazdo ładowania, więc trzeba albo dwóch wtyczek albo jakiś rozgałęziacz.

I teraz najważniejsze pytanie, czyli „Jak się gra na tych Joyconach Binboka”? Odpowiedź prosta brzmi – „wygodnie, czy to w handheldzie, czy w formie bezprzewodowego pada”. Całość jest zaprojektowana bardzo ergonomicznie, więc kontrolery wygodnie siedzą w dłoniach i łatwo korzysta się z wszystkich przycisków. W kwestii bezpośredniej kontroli w grach na pewno nie mam uwag do analgów – chodzą sprawnie i mają dobry wychył, ciężko też przez przypadek je wcisnąć. Jest też spora różnica w pracy między np. analogami z oryginalnych Joy-Conów; np. w Bioshocku od razu widać, że kamera porusza się wolniej przez lepszy wychył, więc w niektórych grach może być potrzebna korekta w ustawieniach, jeśli ktoś skacze między kontrolerami. Pochwalę też d-pada, który działa o wiele sprawniej niż chociażby ten z 8Bitdo SN 30 Pro. Do tego jest bardzo wygodny dzięki zaokrągleniom, a przy takich grach, jak kopaniny z serii BlazBlue, gdzie często wyprowadza się specjale łukiem na kierunkach, dużo to ułatwia. Klasycznej paltformówki nie miałem okazji sprawdzić, ale w GetsuFumaDen bieganie na d-padzie szło bardzo sprawnie. Z przyciskami A, B, X, Y problemów nie ma, zaskakują dobrze, choć mają większy skok niż np. oryginalny Pro Controller, co przy szybkich grach może mieć znaczenie. Jednak przy wyprowadzaniu ciosów Phantom Breaker Omnia nie odczułem opóźnienia przy naparzaniu w jeden przycisk. Konkretną uwagę mam jednak do B, który częściej naciska z górnego brzegu – słychać wtedy i czuć, że przycisk inaczej wpada w gniazdo. Na tę chwilę jednak nie mogę stwierdzić, czy to sprawi problem; komendy wchodzą prawidłowo, ale jakiś taki dyskomfort zostaje, gdy słyszy się, że coś pracuje inaczej niż powinno. Oczywiście wciśnięcie B z palcem ustawionym na jego środku nie sprawia żadnych kłopotów.  Przyciski grzbietowe są niewysokie, więc osoby, które palcami wskazującym obsługują obie elki i erki bez problemu mogą skakać między nimi.  Wypukłe przyciski plus, minus, home i screen też działają bez zarzutu. Knefle funkcyjne do zmiany ustawień znajdują się z tyłu i są troszkę wgłębione, więc nic się nie przestawi przez przypadek. Żyroskopu jeszcze nie miałem okazji sprawdzić, ale odpalam teraz Borderlands, więc zaktualizuję tę część. EDIT OK, sprawdziłem Joycony z Borederem i zachwytu nie ma, podobnie z gałkami. Ogólnie wszystko działa, ale mam wrażenie, że w porównaniu do Pro Cona i SN30 Pro+ reakcje są troszkę wolniejsze na tych samych ustawienia.

Joycony firmy Binbok kosztują 56 dolarów (w dniu pisania recki przy kursie 4,19 to ok. 235 zł). Cena może wydawać się wysoka, ale ma wszystkie funkcje oryginalnych Joy-Conów, a nawet oferuje więcej dzięki turbo (zbawienna funkcja przy chociażby Prinny!) oraz dodatkowym dwóm programowalnym przyciskom. Tak właściwie, jedyne, w czym ustępuje zwykłym Joyom, to wygoda przy korzystaniu z pojedynczego padzika, bo przez wypukłości jest po prostu wtedy niewygodny.* Tak więc jeśli szukacie alternatywy do oryginalnych Joy-Conów, albo myśleliście o gripie, a jeszcze przydałby się Wam dodatkowy pad bezprzewodowy, to Joycony od Binboka są zdecydowanie warte zakupu. Wraz z zaprezentowanym w tej recce czarnym wariantem w sklepie firmowym znajdziecie jeszcze cztery opcje kolorystyczne. Dodatkowo są też dwa warianty kolorystyczne Joyconów zbliżonych rozmiarem do oryginału, co może być dobrą opcją dla osób z mniejszymi dłońmi (na pewno łatwiej też taki transportować w standardowych etui, mój rozmiar ledwo wchodzi do kuferka Skull & Co.; z drugiej strony Binbok ma specjalne etui za 20 dolarów). Ostatecznie jest też wersja, która tak jak split pad Hori działa tylko wpięta do Switcha, ale za to jest dwa razy tańsza. Jeśli chodzi o wysyłkę, to kosztuje 9 dolarów lub jest bezpłatna przy wydaniu min. 79,99 USD. Mój kontroler dostarczył kurier inPostu i tak jak firma podała na stronie, VAT-u nie musiałem dopłacać. Nie zostaje mi więc nic innego, tylko polecić Wam ten produkt!

EDIT
*Popełniłem jeden błąd – przyjąłem, że skoro ten kontroler jest w dwóch częściach, to będzie też działał jako dwa osobne joye. Niestety tak nie jest, co prawda jest wykrywany pojedyncza sztuka, ale w grach nie nie zostaje dostosowanie sterowanie, jak w oryginałach. Tak więc opcja dodatkowych padzików w tym przypadku odpada.


Serdecznie dziękujemy Binbok
za dostarczenie kontrolera do recenzji


 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *