Persona 4 Golden (Switch)

Zero zmian, zero problemów.

Persona 4 Golden przez lata była perłą w nieco przybrudzonej i zdecydowanie zaniedbanej koronie PlayStation Vita. Rozszerzona wersja jRPG Atlusa była nie tylko jedną z najlepiej ocenianych gier ekskluzywnych dla ostatniego handhelda Sony, ale też jednym z głównych argumentów za trzymaniem Vity w szafie lata po oficjalnym zawieszeniu wspierania konsoli przez samego producenta. Jednak nie oszukujmy się – przywiązanie łańcuchami tak świetnej gry do coraz mocniej przygaszającego sprzętu utrudniało dostęp do gry osobom, które raczej nie mały ochoty kupować dodatkowego sprzętu tylko dla jednej gry.

Atlus w końcu jednak doszedł do jakże zaskakującego wniosku, że wydanie starszych części Persony na nowoczesnych sprzętach może nie być złym pomysłem. I w ten sposób Persona 4 Golden opuściła swoje vitowe więzienie – najpierw na sprawą pecetowej wersji w 2020 roku, a teraz pojawiła się na każdej możliwej współczesnej platformie. Czy Atlus wykorzystał tę okazję do jeszcze dokładniejszego doszlifowania gry?

Zdecydowanie nie – bo prawdę mówiąc, co tutaj można jeszcze poprawić? Persona 4 Golden na Switchu to dokładnie ta sama gra, w której zakochałem się w 2012 roku. Jasne, jest nieco ładniejsza, głównie dzięki zwiększeniu limitu renderowania. Rozdzielczość jest teraz znacznie wyższa i lepiej skaluje się pod ekran konsoli i telewizor Full HD (wersja na Vitę działała w sub-natywnym 544p). Zwiększono też rozdzielczość dwuwymiarowych portretów, elementów interfejsu oraz animowanych przerywników filmowych. Natomiast największym zaskoczeniem była dla mnie płynność doświadczenia. Po problematycznym remasterze Shin Megami Tensei III nie spodziewałem się, że Atlus zwróci na to uwagę, a jednak – P4G bez większych problemów działa teraz w 60 klatkach na sekundę.

Poza tym nie dotknięto jednak żadnego innego aspektu grafiki. Fantastyczny kierunek artystyczny i poczucie stylu nie przykryje braku detali na modelach postaci, prostej geometrii poziomów i prymitywnego oświetlenia, które mimo wszystko wciąż tworzone były z myślą o PS2. To zwykły port podbijający rozdzielczość, a nie wyszukany remaster HD lub pełen remake. Tylko czy ktokolwiek się tego spodziewał? Cena współczesnego wydania jest stosunkowo niska, a kolorowe UI oraz pełne detali portrety postaci sprawiają, że nawet pomimo tylu lat na karku czwarta część Persony wciąż prezentuje się atrakcyjnie. No i najważniejsze, że wszystko działa jak należy. Co prawda do ukończenia gry na Swichu jeszcze mi daleko, lecz nie natknąłem się na żadne bugi, spadki klatek lub problemy ze stanem zapisu. A biorąc pod uwagę jak stabilnie działają pierwsze godziny przygody, wątpię aby miało się to zmienić.

Wersja na Switcha jest więc zarówno świetnym sposobem na zapoznanie się z grą dla nowicjuszy, jak i dobrym pretekstem do ponownego odwiedzenia Inaby dla starych fanów. I jasne, patrząc obiektywnie, Persona 5 pod niemal każdym względem jest grą lepszą niż czwórka. System walki – chociaż bardzo podobny, doczekał się masy usprawnień, przez co walka w czwórce wydaje się miejscami nieco koślawa. Yu Narukami nie ma tak dużego wyboru aktywności pobocznych co Joker. Banalne projekty bliźniaczo podobnych do siebie labiryntów nie urozmaicają grindu tak dobrze jak zaprojektowane dużo bardziej pomysłowo Pałace. No i w końcu niektóre kontrowersyjne elementy scenariusza zestarzały się dosyć kiepsko. O dyskursie wokół wątku Kanjiego i niekompetencji Atlusa w pisaniu wątków homoseksualnych można już pewnie napisać grubą książkę, a niektóre komentarze wypowiadane w kierunku kobiecych postaci (w większości niepełnoletnich) i żarty z nadwagi jednej postaci pobocznej już 10 lat temu powodowały u mnie zgrzytanie zębami.

Ale nie będę ukrywał, że czwarta Persona wciąż jest dla mnie tytułem wyjątkowym. To od niej zaczęła się tak naprawdę moja miłość do japońskich gier role-playowych, a nieco bardziej kameralny ton przygody nadal wybija się na tle innych przedstawicieli gatunku. Historia skupia się nie na kolektywnej świadomości olbrzymiej metropolii i kolejnej walce z bogiem, lecz na małym miasteczku, w którym grupa nastolatków próbuje złapać seryjnego mordercę wrzucającego swoje ofiary do ekranów telewizora. System walki pozostaje szalenie wciągający (i miejscami bezwzględny), wciąż bardzo lubię system kart urozmaicający każdy dungeon systemem ryzyka i nagrody. Stopniowe rozwijanie relacji z bohaterami i zarządzanie dostępnym czasem między podróżami do telewizora to czysty chill. A J-popowy soundtrack elegancko scala całość w bardziej energiczną mieszankę i wciąż jest prawdopodobnie najczęściej odtwarzanym przeze mnie albumem muzycznym w serwisach streamingowych.

Czuć, że Persona 4 ma już na swoim karku kilkanaście lat. To jednak wciąż fantastyczna gra, której powinien spróbować każdy fan gatunku. Wersja Golden została natomiast przeniesiona na Switcha wzorowo i tak naprawdę ciężko się przyczepić do jakiegokolwiek aspektu portu – szczególnie biorąc pod uwagę bardzo uczciwą cenę. Za niecałe 90 złotych otrzymacie co najmniej 80 godzin rozrywki. To naprawdę miła odmiana od większości współczesnych “remasterów”, które sprzedawane są w podobnym pułapie cenowym co zupełnie nowe gry, nie serwując w zamian żadnych znaczących usprawnień lub – co gorsza, trafiając na rynek z masą błędów nieobecnych w oryginale.


Polecamy


Serdecznie dziękujemy ATLUS
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: ATLUS
Wydawca: SEGA
Data wydania: 19 stycznia 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 9 GB
Cena: 89 PLN


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *